Kocham remake'i gier! Ten trend wreszcie ma sens
To, co stare, znów jest nowe.
FELIETON | Wypuszczanie na rynek kolejnych remasterów i remake’ów może irytować. Nic dziwnego, przecież wielu z nas woli ogrywać nowości, a nie ponownie wracać do znanych historii sprzed lat. Mimo wszystko uważam, że odtwarzanie starych hitów ma spory sens, a niektóre pozycje zasługują na wyjątkowe uznanie.
Powroty do oryginalnych klasyków z dawnych lat mogą być trudne. Prędkość, z jaką rozwija się nasze ulubione medium, jest wręcz zawrotna. Bardzo często przeskok technologiczny jest na tyle duży, że niektóre rozwiązania zastosowane w dawnych produkcjach wydają się wręcz archaiczne, a mechaniki - niegrywalne.
Problemem nie musi być wcale grafika. Na ten aspekt można niekiedy przymknąć oko, choć nie oszukujmy się - pewne tytuły, choć kultowe, zestarzały się nad wyraz źle pod względem oprawy. Weźmy na przykład takie GTA 3, czyli pierwszą w pełni trójwymiarową odsłonę serii. Mimo ogromnego sentymentu, powrót do tej gry po latach był dla mnie zwyczajnie bolesny.
Odświeżenie i naprawa błędów przeszłości
Aspekt wizualny to jedno, nie da się przecież nie zauważyć prymitywnego oświetlenia czy ubogiej rozdzielczości w „starych” grach. Sporym wyzwaniem okazuje się też jednak sama rozgrywka. Niedawno zrozumiałem, do jak wielu udogodnień zdążyliśmy przywyknąć. Brak trasy na minimapie i konieczność wyprawy do lokacji początkowej po zawaleniu misji są dziś niezwykle uciążliwe. Rozwiązanie tych problemów leżało jednak w zasięgu ręki i nosiło nazwę Grand Theft Auto: The Trilogy - The Definitive Edition.
Choć unowocześniona trylogia GTA nie skradła serc graczy, to w naprawdę niezły sposób odświeżyła klasyczne odsłony serii, ułatwiając nam powrót do lubianych gier sprzed lat - bez konieczności zagryzania zębów w starciu z przestarzałymi mechanikami. Jeszcze lepiej poradzono sobie w przypadku zremasterowanej trylogii Mass Effect.
Seria nie potrzebowała zbyt wiele w aspekcie graficznym, jednak otwarcie się na nowe konsole i poprawienie kilku elementów (jazda Mako wreszcie stała się przyjemna!) sprawiły, że fani ponownie rozkochali się w przygodach załogi SSV Normandia SR-1. Kluczem okazało się w tym wypadku zachowanie równowagi pomiędzy materiałem źródłowym a oczekiwaniami fanów odnośnie nowości. Balans na szczęście został zachowany.
Myślałem, że już nigdy nie zagram w Mafię. Ta gra była po prostu zbyt przestarzała
Zdecydowanie wyższym poziomem odświeżania gier jest ich gruntowna przebudowa lub w ogóle stworzenie tytułu na nowo, jedynie inspirując się oryginałem. Przy próbie wprowadzenia tytułu do współczesnych reliów remake powinien zachować magię oryginału. Choć taką opinią mogę narazić się wielu zagorzałym fanom, to idealnym przykładem jest dla mnie Mafia: Edycja Ostateczna. Lata prób zapoznania się z kultowym oryginałem spełzły na niczym, głównie przez to, że grę wyraźnie nadgryzł ząb czasu.
Remake pierwszej Mafii pozwolił mi po raz pierwszy zapoznać się z tą klasyczną, gangsterską historią, na dodatek w świetnej oprawie wizualnej. Nie wiem, czy klimat i sama rozgrywka odpowiadają oryginałowi, lecz to dla mnie bez znaczenia. Dzięki odświeżonej wersji mogłem sięgnąć po tę przygodę.
Podobna sytuacja miała miejsce w przypadku Final Fantasy VII Remake. Mając na swoim koncie „piętnastkę”, czułem przerażenie na myśl o spróbowaniu swoich sił w legendarnej siódmej części. Gdybym przymknął oko na grafikę, to i tak musiałbym się zmierzyć z turowym systemem walki, a ten zwyczajnie do mnie nie przemawia.
Z wielką radością przyjąłem informację o przemodelowaniu rozgrywki w tym aspekcie i dostosowaniu jej do współczesnych standardów. Zamiast odbicia się od ściany, czekała na mnie rozgrywka w pełni odpowiadająca przyzwyczajeniom nowoczesnego gracza. To zdecydowanie lepsza perspektywa, niż obcowanie z takim dziełem poprzez materiały wideo w sieci.
Nie da się przejść obojętnie wobec komentarzy, że remastery i remake’i to skok twórców na kasę graczy. Poniekąd tak jest - odświeżenie tekstur i naprawa błędów jest procesem znacznie łatwiejszym i tańszym niż produkcja nowego tytułu. Moją kontrą wobec tego argumentu są korzyści, które otrzymujemy jako gracze. Możemy nie tylko ponownie wrócić do ulubionego tytułu na nowej konsoli, lecz w niektórych przypadkach po raz pierwszy przeżyć daną historię w jakości godnej naszych czasów.
Oczywiście nie każda gra powinna otrzymać remake czy remaster. Ten przywilej nie przysługuje pierwszej z brzegu grze, która nie załapała się na nową generację konsol. Na remake zasługuje uznany klasyk czy dawny hit. Wydane na początku roku Dead Space wpasowuje się w to kryterium idealnie. Ostatecznie to my mamy kartę do głosowania w tej sprawie i znajduje się ona w naszym portfelu.