Skip to main content

Kolekcjonerzy zaskoczeni Super Mario 64 za 1,5 mln dol. To psucie rynku?

Folia na wagę złota.

Nawet doświadczeni kolekcjonerzy klasycznych gier wideo są zaskoczeni niedawną sprzedażą kopii Super Mario 64 za 1,56 miliona dolarów (niecałe 6 mln zł) na aukcji. Nie wszyscy są zadowoleni z takiego obrotu spraw, podczas gdy rynek retro przyciąga coraz większe pieniądze.

Sprawę opisuje serwis ArsTechnica. Jak zauważono, w ostatnich latach hobby znacznie się sprofesjonalizowało, głównie dzięki domowi aukcyjnemu Heritage Auctions oraz firmie WataGames, oceniającej jakość pudełek według własnej skali.

Zobacz na YouTube

Niektórzy kolekcjonerzy wskazują, że Super Mario 64 - choć pozostaje bez wątpienia ważnym tytułem - nie zasługuje na miano najdroższej gry w historii. Nie jest ani pierwszą odsłoną serii, ani też szczególnie trudnym do znalezienia pudełkiem. To może sugerować, że nadchodzą jeszcze wyższe ceny.

- Do ostatniego weekendu sądziłem, że ceny [kolekcjonerskich gier] są sensowne. Rozumiałem logikę stojącą za kwotami sprzedaży. To był pierwszy raz, gdy zacząłem się zastanawiać „dlaczego?” - komentuje Kelsey Lewin z Video Game History Foundation.

- Mógłbym zrozumieć 400 tysięcy dolarów. Ale 1,5 miliona? Co się dzieje, do cholery? - dodaje nieco dosadniej niejaki „Bronty”, który dwa lata temu sprzedał kopię Super Mario Bros. Za ten - znacznie ważniejszy z punktu widzenia historii gier wideo - tytuł otrzymał 100 tys. dolarów.

- Oto, co się dzieje: w świecie kolekcjonowania gier wideo zaczęli pojawiać się ludzie ze znacznie grubszymi portfelami. Mówią nam wprost: „robicie to źle” - stara się wyjaśnić Chris Kohler ze studia Digital Eclipse, zajmującego się także konserwacją klasyków.

Najdroższa gra w historii

Lewin wyjaśnia, że jeszcze kilka lat temu zbieranie pudełek w foliach było jedynie małą niszą w szerszym świecie kolekcjonerów gier wideo. Teraz sytuacja jest inna. Zgadza się z nim Kohler, który wspomina imprezę Portland Retro Gaming Expo z 2019 roku, gdzie zafoliowane egzemplarze sprzedawały się na pniu.

- To był bardzo dobry rok, jeśli miało się cokolwiek w folii, ponieważ wszystko wykupywali - mówi.

Właśnie na początku 2019 roku sprzedażą gier wideo zajęło się Heritage Auctions, ściśle związane ze wspomnianym WataGames, powstałym w 2017 roku. Duet ten przyniósł błyskawiczną profesjonalizację, w odróżnieniu od „Dzikiego Zachodu” z epoki Ebaya - wspomina Kohler.

- Wiele osób, które wydają sporo pieniędzy w tej sferze, nie zbierało gier przez ostatnie 20 lat, ale wywodzą się być może z komiksów czy kart. Znają i ufają Heritage, ponieważ kupowali tam resztę swoich kolekcji - wyjaśnia.

Tacy profesjonalni zbieracze zaczęli zwracać uwagę na rzeczy, których dotychczas nie brano pod uwagę - dodaje.

- Starszych kolekcjonerów nie obchodziło zbytnio, jakie jest pierwsze wydanie Mario, gdzie drugi nakład Zeldy... Nie wyceniali gier w ten sposób, ponieważ nie mieli wiedzy na ten temat, nie zdawali sobie sprawy.

Oceniający z WataGames podczas pracy

Wszystko to przełożyło się na nieuchronny konflikt na linii „populiści kontra elita” - przyznaje jeden miłośników tematu. Jak dodaje, nie brakuje „rzucania wyzwisk w obu kierunkach”.

- Wydaje się, że powstał podział. Z jednej strony są osoby, które nienawidzą oceniania gier, twierdząc, że to rujnuje hobby i tak dalej. Moim zdaniem to strach przed rosnącymi cenami - zauważa Rob Schmuck z Seattle Retro Game Expo.

- Tracą kontrolę. W przeszłości grupa kolekcjonerów była mała i dobrze rozumiało się ceny oraz to, kto kupuje. Można było odgadnąć kupującego na podstawie samej gry. Dzisiaj nie wiadomo, kto wydaje te pieniądze. Kolekcjonerzy kart? Posiadacze kryptowalut? Platformy do wspólnego inwestowania, jak Otis i Rally? - komentuje Bronty.

Jak mówi sprzedawca, „cokolwiek przyzwoitego” jest „warte dziesięć razy tyle w 2021 roku niż dwa lata temu”. Schmuck dodaje, że nie byłby zbytnio zaskoczony, gdyby za kilka lat ceny osiągnęły 10 milionów.

- Dzisiaj brzmi to jak szaleństwo. Ale gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że sytuacja będzie wyglądać tak, jak dzisiaj wygląda, to też nazwałbym go szaleńcem - przyznaje.

Zobacz także