Skip to main content

Konsole i pecet poszły u mnie w odstawkę. Handheld to teraz mój podstawowy sprzęt do grania

Jeden, by wszystkimi rządzić.

BLOG | Po ponad roku bicia się z myślami w końcu i ja stałem się dumnym posiadaczem konsoli przenośnej. I chociaż mam w domu już osiem sprzętów do grania, liczy się tylko on - Jeden, by wszystkimi rządzić, Jeden, by wszystkie odnaleźć, Jeden, by wszystkie zgromadzić i w ciemności związać: Asus ROG Ally.

To nie jest materiał promocyjny, więc nie zamierzam wychwalać mojego „Rogalika” nad inne handheldy, których ostatnie dwa lata przyniosły graczom zatrzęsienie. W zasadzie nie miałem nawet okazji osobiście porównać go z innymi „kieszonkowcami”. Asus ROG Ally, Steam Deck, Lenovo Legion Go - z pewnością każde z urządzeń ma swoje wady i zalety, ale bez względu na to, które wybierzesz, gwarantuję ci, że nie będziesz żałować. Nawet jeśli - tak jak ja - rzadko ruszasz się z domu i masz już na czym grać.

Jeśli zastanawiacie się, które urządzenie wybrać, polecam naszą recenzję Steam Decka, przygotowaną przez Tomka Rosłona

Długo zastanawiałem się, czy naprawdę potrzebny mi do szczęścia kolejny sprzęt do gier wideo. W końcu mam już w domu całkiem mocnego peceta, PlayStation 5, Xboksa Series X i S, gogle Meta Quest 3, a od nie dawna też Xboksa 360 oraz pierwszego Xboksa (o retrogamingu i nostalgicznych powrotach do przeszłości opowiem jednak przy innej okazji). W dodatku rzadko ruszam się z mieszkania w innym celu niż wyniesienie śmieci czy zrobienie zakupów.

A jednak - pomimo tak dużego wyboru - z jakiegoś powodu granie było dla mnie coraz boleśniejszym doświadczeniem, raczej przykrym obowiązkiem niż rozrywką. Konsola przenośna sprawiła zaś, że znowu czerpię z mojego hobby przyjemność. Granie stało się bardziej intymne, a przez to również bardziej immersyjne - mając wyświetlacz tuż przed twarzą, dużo łatwiej jest mi odizolować się od otoczenia i zanurzyć w świecie gry. Nie czuję się też wreszcie więźniem ekranu i kabli - mogę udać się do dowolnego pomieszczenia i ułożyć się w dowolnej pozycji.

Odpowiednio żonglując suwaczkami, udało mi się wycisnąć z Cyberpunka 2077 całkiem stabilne 45 klatek - i to wcale nie na najniższych ustawieniach graficznych

Wcześniej granie wymagało ode mnie pieczołowitego przygotowania i zamieniało się niemal w rytuał. A jeśli wiedziałem, że nie jestem w stanie wygospodarować sobie na zabawę choćby dwóch godzin, wolałem w ogóle nie zaczynać. Tymczasem przenośne granie sprzyja krótkim sesjom. Bywa, że sięgam po handhelda w przerwie od pracy, a po kilkunastu minutach odkładam go na półkę, by wrócić do obowiązków. Zdarza mi się też korzystać z urządzenia w sposób hybrydowy - gdy mam więcej czasu, gram na pececie lub Xboksie, a kiedy mi go brakuje, kontynuuję grę na „Rogaliku”.

Odkryłem również, że pewne gry po prostu dużo bardziej sprzyjają przenośnemu graniu, a jedną z nich było recenzowane przeze mnie półtora roku temu Marvel’s Midnight Suns. Tytuł chwaliłem wówczas za ciekawe i oryginalne połączenie gatunków oraz wciągającą pętlę rozgrywki, jednak niedociągnięcia graficzne, słaba optymalizacja i monotonia powodowana niewielką różnorodnością przeciwników nie pozwoliły mi wystawić oceny wyższej niż 6/10. Na Asus ROG Ally większość bolączek przestała mi jednak doskwierać, a krótkie sesje pozwoliły uchronić się przed poczuciem powtarzalności i znużenia.

Marvel’s Midnight Suns dużo zyskuje dzięki „przenośności”

Mobilna konsola okazała się też najlepszym wyborem do kameralnych platformówek, gier logicznych oraz współczesnych przygodówek point and click wspierających sterowanie kontrolerem. Dzięki „Rogalikowi” w końcu udało mi się nadrobić takie produkcje jak Full Void, The Excavation of Hob's Barrow oraz Tandem: A Tale of Shadows. Czuję, że urządzenie świetnie sprawdzi się również w przypadku izometrycznych RPG-ów - w planach mam nadrobienie ATOM RPG Trudograd i danie kolejnej szansy polskiemu Gamedecowi (do gry podchodziłem już trzy razy, ale zawsze szybko traciłem zapał).

Czytając recenzje i opinie dotyczące „kieszonkowców”, często spotykałem się z podobnym stwierdzeniem: „wydawało mi się, że go nie potrzebuję, a teraz sięgam po niego każdego dnia”. To właśnie te słowa zachęciły mnie do zakupu „Rogalika”, a dziś, po paru miesiącach użytkowania, mogę się pod nimi podpisać obiema rękoma. Przenośność czyni granie mniej zobowiązującym, a jednocześnie bardziej osobistym. I choć mam w domu znacznie mocniejsze sprzęty i mógłbym zachwycać się grafiką na 70-calowym telewizorze, bez wahania wybieram handhelda.

Zobacz także