Layers of Fear - Recenzja
Udany remake przeciętnych gier.
Nowe Layers of Fear stara się naprawić niedociągnięcia oryginalnych dwóch gier wraz z dodatkami, jednak u podstaw to wciąż te same gry cierpiące na podobne bolączki. Polski horror może się podobać, ale jest pozycją obowiązkową wyłącznie dla najzagorzalszych fanów oraz osób niecierpliwie wyczekujących remake'u Silent Hill 2 od Bloober Team.
Zacznijmy od najważniejszego - dla kogo jest to gra? Layers of Fear to klimatyczna mieszanka „symulatora chodzenia” i horroru ukazanego z perspektywy pierwszej osoby, gdzie środek ciężkości rozgrywki przesunięty jest mocno w stronę pierwszego z wymienionych elementów. Najważniejsza jest tu eksploracja i to ona gra pierwsze skrzypce. W dalszej kolejności znajdziemy mozolne odkrywanie historii oraz rozwiązywanie zagadek. Walka jest praktycznie nieobecna, choć jej namiastkę dają rzadkie momenty, w których uciekamy przed duchami lub paraliżujemy je światłem latarki.
Jeżeli lubicie model rozgrywki oparty na przemierzaniu atmosferycznych lokacji i czytaniu notatek, to Layers of Fear może zaoferować wam około 10-12 godzin ciekawych doświadczeń podlanych sosem kreatywności oraz pięknej grafiki. Jeżeli jednak szukacie dynamicznego, krwawego i przerażającego horroru, to niestety nie ten adres, a gra Bloober Team może was co najwyżej śmiertelnie... zanudzić.
Nowe Layers of Fear to najlepsza dostępna wersja dość przeciętnych gier. W pakiecie dostajemy całkowicie odświeżone Layers of Fear 1 (z 2016) i Layers of Fear 2 (z 2019) wraz z dwoma dodatkami oraz zupełnie nową historią pisarki, która stara się sprytnie połączyć dwie gry w spójną całość. Każdą z odświeżonych produkcji możemy uruchomić z osobnego menu wyboru rozdziału, dzięki czemu weterani mogą niemal od ręki sprawdzić ulubione momenty.
Możemy też wybrać nową grę, którą rozpoczyna krótki prolog poświęcony pisarce przybywającej do zagadkowej latarni morskiej, gdzie ma zająć się pracą nad powieścią. Jeśli podejrzewacie, że historie malarza i aktora z oryginalnych gier zostały przedstawione tu jako rozdziały książki pisanej przez nową bohaterkę, to trafiliście w dziesiątkę. Po krótkim prologu przenosimy się do znajomej rezydencji, by rozpocząć pracę nad malarskim opus magnum.
W trakcie gry okazjonalnie wracamy do latarni morskiej i poznajemy dalsze losy pisarki, jednak rozdziały te nie są przesadnie rozbudowane i większość z nich da się ukończyć w dosłownie kilka minut. Sama historia pisarki wypada dość słabo i, prawdę mówiąc, już po drugiej wizycie w latarni miałem dość tej osi fabularnej. Na szczęście historie malarza i aktora wypadają o wiele lepiej.
Nie oznacza to, że mamy do czynienia z fabularnymi majstersztykami. Większość wydarzeń poznajemy za pomocą niejasnych notatek i celowo mylących dialogów. Historia wymaga uwagi, ale nawet jeśli dokładnie czytamy wszystkie listy i strony pamiętników, to pod koniec i tak możemy czuć się mocno zdezorientowani. Zakładam, że jest to celowy zabieg twórców, jednak odnoszę wrażenie, ze momentami posunęli się nieco za daleko w dezorientowaniu odbiorcy.
Choć nowe Layers of Fear stara się naprawić wiele słabszych momentów i zagadek z oryginalnych gier, to nadal mamy tu do czynienia z wyjątkowo prostymi zadaniami. Największy problem może stanowić jedynie znalezienie niektórych kluczy, które potrafią być naprawdę dobrze ukryte pod nosem gracza. Na szczęście wskazówki często znajdziemy w notatkach, a nawet w samym wystroju pomieszczeń, które dość subtelnie potrafią naprowadzać nas do celu.
Warto też wspomnieć, że historia aktora, czyli remake Layers of Fear 2 oferuje nieco ciekawsze zagadki niż te, które znajdziemy w historii malarza. Ponadto znajdzie się do rozwiązania kilka problemów, które zahaczają o czystszy geniusz i są wyjątkowo kreatywne. Niestety nie ma ich wiele, a zdecydowana większość pozostałych sprowadza się do znalezienia kodu ukrytego w dość oczywistym miejscu lub na próbach odszukania drogi przez stale zmieniające się labirynty korytarzy.
Zobacz także: Layers of Fear - Poradnik, Solucja
To w zasadzie moje jedyne zarzuty w stosunku do nowego Layers of Fear. Mimo kilku wad oraz decyzji projektowych, których osobiście nie polubiłem, produkcja Bloober Team nie jest złą grą. Po prostu nie jest grą wybitną, co twórcy z pewnością wiedza od dobrych kilku lat - w końcu od oryginałów wcale nie różni się aż tak bardzo i nawet dubbing utrzymuje się na identycznie niskim poziomie. Widać jednak, że włożono tu mnóstwo pracy i serca - zwłaszcza w warstwę artystyczną.
Trzeba podkreślić, że Layers of Fear to przepiękna gra, która na dodatek działa niemal perfekcyjnie. Lokacje - pomijając już pomysłowość i artystyczny sznyt - prezentują się wręcz obłędnie jak na grę tego kalibru i zwiedzanie niekończących się korytarzy stanowi przyjemność samą w sobie. Pod względem technicznym to też niemal najwyższa półka - mimo że ta recenzja powstała na podstawie buildu z kwietnia i bez łatki premierowej, to prawie wszystko działa wyśmienicie, a animacja nie zgubiła ani jednej klatki na moim Xbox Series X.
Co prawda kilka pomieszczeń zdawało się odrobinę za jasne lub zbyt ciemne, niektóre pomniejsze efekty dźwiękowe czasami w ogóle się nie odtwarzały, a także występowały okazjonalne błędy fizyki niektórych obiektów, ale twórcy od dawna zdają sobie sprawę z tych problemów i obiecują, że tego typu błędy zostaną wyeliminowane w premierowej aktualizacji. Nawet jeśli tak by się nie stało, Layers of Fear jest jedną z najlepiej wykonanych i zoptymalizowanych gier ostatnich miesięcy.
Gra może poszczycić się też rewelacyjnym klimatem, choć absolutnie nie wychodzą jej próby straszenia, które przybierają tu przeważnie formy jump scares i klisz w postaci płaczących dzieci czy migoczących cieni o ludzkich sylwetkach. Niemniej otoczenie stale zmienia się na naszych oczach lub gdy tylko odwrócimy na chwilę wzrok, co imponuje za każdym razem. Często wystarczy się odwrócić, by zobaczyć zupełnie inną lokację, a twórcy kreatywnie wykorzystują możliwości Unreal Engine i technologii oświetlenia Lumen.
Co więcej, wszystko wczytuje się tak szybko, że w praktyce niemal niemożliwe jest zobaczenie przejść pomiędzy jednymi assetami a drugimi, dzięki czemu łatwo wsiąknąć i dać się porwać iluzjom optycznym. Czasami zobaczymy pewne glitche, jednak w Layers of Fear są one celowo umieszczone w świecie gry - a przynajmniej sprawiają takie wrażenie. Widać co prawda, że jest to produkcja mniejszego kalibru i o stosunkowo niewielkim budżecie, ale jej twórcy pokazali, że mają w sobie „to coś”. Pamiętajmy, że większość wad wynika tu z materiału źródłowego, a nie obecnych zdolności Bloober Team.
Grając w Layers of Fear nie mogłem jednak wyzbyć się wrażenia, że ta gra jest po prostu demem technologicznym Silent Hill 2 Remake. To, co zobaczyłem, bardzo mi się spodobało od strony wizualnej, artystycznej oraz technicznej i żywię przekonanie graniczące z pewnością, że to samo pomyśleli sobie decydenci Konami. Podejrzewam, że Bloober Team za pomocą Layers of Fear przekonał Japończyków do udzielenia błogosławieństwa oraz licencji na odświeżenie kultowego horroru. Nowe Layers of Fear rozwiało też wszelkie moje wątpliwości i udowodniło, że z większym budżetem krakowskie studio rzeczywiście może być w stanie udźwignąć ciężar legendy Silent Hill.
Ocena: 6/10
Plusy: |
+ Rewelacyjna optymalizacja i minimalna liczba zauważalnych błędów (XSX) |
+ Świetny klimat i kreatywne, stale zmieniające się lokacje |
+ Obie części Layers of Fear połączone w spójną całość i w jednym pakiecie |
+ Niektóre zagadki są bardzo pomysłowe, choć dość proste |
Minusy: |
- Zawiła i mało angażująca historia, której nie chce się zgłębiać |
- Rozgrywka to w 90% chodzenie i czytanie notatek |
- Żenująco słaby angielski dubbing i brak polskich głosów |
- Historia pisarki jest irytująca i raczej przeszkadza |
Layers of Fear - recenzja została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.