Lubię mocniejsze brzmienia w grach. Te metalowe riffy zapadły mi w pamięć
Rock, death metal i nie tylko.
Uwielbiam wracać pamięcią do lat 90. ubiegłego wieku. Wtedy powstawały najlepsze albumy muzyki metalowej wraz z jej wieloma odłamami. Ten okres wspominam szczególnie ciepło, bo narodziło się wtedy moje wielkie zainteresowanie do thrash, death i black metalu, które trwa niezmiennie do dziś. Wyjątkowo wiele przyjemności, sprawia mi połączenie gier wideo i muzyki metalowej, czyli największych pasji mojego życia.
Grając w tytuły z mocniejszym soundtrackiem bardziej wczuwam się w rozgrywkę, bo muzyka z charakterem dodaje specyficznej atmosfery, a to oznacza jeszcze więcej emocji. Oto riffy, które zapadły mi w pamięci najbardziej.
Utwory Micka Gordona w Doom to dodatkowe paliwo podczas rozgrywki
W 2016 roku ukazała się kolejna część serii Doom, która zebrała dobre oceny, w tym pochwały za ścieżkę dźwiękową. Jej autor Mick Gordon, z prawdziwą pasją wymieszał elektroniczne wstawki z death-metalowymi brzmieniami. Tak brutalny i mocny podkład muzyczny doskonale wpasował się w krwawe wydarzenia na ekranie, w których trup ścielił się wyjątkowo gęsto.
Przy kolejnej części Doom Eternal Gordon poszedł o krok dalej i zatrudnił chór z akcentem heavy i death metalowego wokalu. Strzelanie w tak ciężkich klimatach zapamiętam na długo i nie wyobrażam sobie słuchać innych utworów w czasie tej krwawej uczty. Szkoda tylko, że autor tak wyśmienitej muzyki rozstał się z Bethesdą w atmosferze skandalu.
W fizycznym wydaniu ścieżki dźwiękowej fani zauważyli słabej jakości utwory, ale potem okazało się, że wspomniany muzyk miksował zaledwie kilka z nich. Czyżby Gordon zachował się nieprofesjonalnie? A może to wydawca ciął koszty produkcji? Zarówno jedna, jak i druga strona miała swoje racje i ciężko jednoznacznie wskazać winnego.
Warto wspomnieć też o innej strzelaninie z perspektywy pierwszej osoby z wyjątkowo udanym OST. W Metal: Hellsinger dopiero zagram, bo słuchając mocnych kawałków od takich zespołów jak, Dark Tranquillity, Soilwork czy Arch Enemy, z pewnością spełnią one swoją rolę na polu walki.
Fear Factory i Carmageddon oznacza symbiozę niemal idealną, a GTA też potrafi być metalowe
Będąc nastolatkiem liczne długie wieczory spędziłem, grając w Carmageddon, czyli brutalne i wyjątkowo przyjemne wyścigi. Jak na tamte czasy produkcja studia Stainless Games prezentowała się wyjątkowo dobrze, robiąc furorę nietypową formułą. Podczas wyścigów można było zjechać z trasy i nie tylko bezpardonowo eliminować pozostałych uczestników, ale też dostawać bonusy za rozjeżdżanie bogu ducha winnych przechodniów.
Jednak tę demolkę zapamiętałem szczególnie dzięki doskonale dobranej ścieżce dźwiękowej. W soundtracku znalazły się instrumentalne kawałki zespołu Fear Factory z płyty „Demanufacture”, którą wcześniej namiętnie słuchałem raz za razem. Agresywne, szybkie metalowe brzmienie idealnie wpasowało się w charakter rywalizacji pozbawionej zasad. Mocna muzyka dodawała adrenaliny i sprawiała, że brutalne wyścigi pogrążone w chaosie były jeszcze bardziej nietypowe.
Z kolei w serii Grand Theft Auto cenię nie tylko otwarty świat i swobodę, ale też zawsze zwracam uwagę na audycje radiowe. Wysoko w moim rankingu znalazło się Vice City, którego soundtrack pełny jest hitów takich artystów, jak Michael Jackson, Bryan Adams czy Lionel Richie. Oczywiście nie zabrakło też zdecydowanie cięższych numerów, w dedykowanym fanom rocka i heavy metalu radiu V-Rock.
Jazda motocyklem w środku nocy przy utworach Megadeth, Iron Maiden, czy Slayer to naprawdę niezapomniane chwile. Choć wiele misji było umieszczonych na odległych końcach miasta, to rockowo-metalowe kawałki zawsze skutecznie umilały mi długi dojazd. Mocniejsze brzmienia spisywały się świetnie, zarówno podczas gorących pościgów, jak i relaksującej przejażdżki blisko plaży.
Metalowe kawałki w Warrior Within pogłębiały mroczny klimat gry
Po baśniowym Prince of Persia: The Sands of Time przyszła pora na całkowitą zmianę klimatu serii. Kolejna część - Warrior Within, lub też Dusza Wojownika - to bardziej dojrzały książę oraz mroczniejsze lokacje. Także i muzycznie sporo się zmieniło, bo soundtrack autorstwa Stuarta Chatwooda i Inona Zura to mocniejsze brzmienia pomieszane z wolniejszymi, nastawionymi na budowanie atmosfery utworami.
W rozgrywce bardziej skierowanej na walkę, niż eksplorację i rozwiązywanie zagadek metalowe kawałki doskonale wkomponowały się w ponurą aurę tytułu. Właśnie taki mroczny wizerunek księcia przemawia do mnie najbardziej i chciałbym jeszcze kiedyś zagrać w remake Warrior Within. To może być trudne, bo odświeżona wersja The Sands of Time powstaje już kilka lat i wciąż brakuje regularnych informacji o postępach.
Lubię mocniejsze brzmienia w grach i chciałbym widzieć w sprzedaży zdecydowanie produkcji stawiających na ten gatunek muzyczny. Niestety ostrzejsze gitarowe dźwięki dobrze pasują jedynie do konkretnych typów zabawy. W końcu żądny krwi Doomguy nie będzie brutalnie odpierał hord potworów w rytm popowych kawałków, a mroczna atmosfera w Prince of Persia nie byłaby tak melancholijna bez metalowych riffów. W najbliższej przyszłości chętnie zagram w strzelaninę Prodeus, bo genialną mocną muzykę z tej gry już dobrze znam.