Skip to main content

Łukasz Winkel: Pięć najlepszych gier 2015 roku

Lista bardzo osobista.

W tym cyklu każdy z naszych autorów i dziennikarzy przedstawia pięć najlepszych gier mijającego roku. Zobacz poprzednią listę.

Rok 2016 to czas polskich produkcji. Pokazaliśmy, że rodzime gry są mocnymi graczami na rynku i ciekawą konkurencją dla międzynarodowych standardów. Pokazaliśmy, że otwarte światy mogą być duże, DLC darmowe, a kolejne gry o zombie nawet interesujące.

Ho, ho, ho! Ktoś tu był niedobrym dzieckiem, i grał w Dying Light!

Kończący się rok to również okres premier potężnych i czasochłonnych pozycji. W czasie, jaki poświęcimy na ukończenie kampanii Metal Gear Solid V, Wiedźmina 3, Fallouta 4, Batmana: Arkham Knight, Just Cause 3, Mad Maksa i wielu innych moglibyśmy ze spokojem własnoręcznie zbudować kilka domów. Cegła po cegle.

Zaległości rosną z każdym miesiącem, a interesujące tytuły zerkają na mnie z półki. Wrócę do nich być może nawet w święta, gdy tylko znajdę chwilę dla siebie . Do listy gier, które zapełniają mi już i tak ciasny terminarz dołączyły gry ze wstecznej kompatybilności.

Microsoft i Sony pod koniec roku uruchomiło możliwość grania w wybrane tytuły z poprzednich generacji, a sentyment wygrał ze zdrowym rozsądkiem. Teraz już nigdy nie wygrzebię się spod tej góry wspaniałych elektronicznych atrakcji.

Nie ukrywam, że z chęcią wymieniłbym znacznie więcej niż pięć tytułów 2016 roku, jednak jak mus to mus - trzeba pozostać przy piątce. To subiektywna lista, więc nie zdziwię się, jeśli wiele osób uzna mnie za niepoważnego, a jeszcze inna grupa pośle do powtórnej edukacji z zakresu gier wideo. Ha! Nie dam się jednak. Wiecie dlaczego? Bo to moja lista.

Tak więc zaczynamy.

1. Dying Light

W tym roku ostatecznie przebrała się miarka na liczbę produkcji zawierających nawet śladowe ilości zombie. Straciłem zainteresowanie. Zanim to jednak nastąpiło, wrocławskie studio Techland pozytywnie mnie zaskoczyło. Niczym po łyknięciu Antyzyny - objawy chorobowe ustąpiły.

Gdzie z rączkami?

Turystyka w opętanym przez zombie oraz gangi Harran była przednia. Uprawianie parkouru, by uniknąć konfrontacji z nieumarłymi odbywało się całkiem sprawnie, a przestawienie roli łowcy w zwierzynę, gdy tylko zapadała noc było wręcz genialnym posunięciem. Wynurzające się po zmroku bestie uatrakcyjniały rozgrywkę i motywowały do brawurowych ucieczek, które zwiększały adrenalinę.

Zabawa w kilka osób również jest świetna w Dying Light. Bardzo pozytywnie wspominam wspólne przemierzanie miasta z przyjaciółmi. Ratowaliśmy się rzucaniem rac, gdy robiło się ciemno i kryliśmy sobie plecy, gdy zastępy zarażonych robiły się zbyt duże by opanować je w pojedynkę.

Tryb łowcy, gdzie jeden gracz wciela się w nocnego stwora, a czterej inni gracze toczą z nim bój również udał się twórcom. Trudno było określić kto tak naprawdę jest zwierzyną łowną.

2. Ori and the Blind Forest

Jedno z większych zaskoczeń tego roku. W życiu nie podejrzewałem, że jakaś gra platformowa będzie z tak wielu stron atrakcyjna. Wspaniale animowany bohater oraz jego otoczenie ani na chwilę nie wybudzały mnie z tego snu na jawie. Od pierwszej sceny byłem kompletnie pochłonięty i nie chciałem odchodzić od konsoli.

Urzekająca oprawa wizualna

Przepiękną oprawę audio-wizualną uzupełniała wymagająca rozgrywka, co prowadziło do mieszanki skrajnie wybuchowej. Trudne elementy zręcznościowe sprawiały, że krzyczałem ze złości, ale jakoś nie mogłem przestać grać.

Ori and the Blind Forest bawi, frustruje i wyciska łzy. Każdy, kto jeszcze nie grał, ten trąba i powinien to zmienić.

3. Bloodborne

Gry od studia From Software to fabryka krzyków i szlochów, które generują jej miłośnicy. Smutny, szary, średniowieczny klimat mi osobiście po czasie zaczął przeszkadzać. Może to za wiele powiedziane - odczuwałem po prostu znużenie. Umieszczenie istoty gier z serii Souls w wiktoriańskim mieście Yarnham to świetna odskocznia.

Twórcy nie poprzestali na tym i nie dość, że zmienili cały nastrój na wilkołaczo-opętańczy, to jeszcze graczy sytuowali w roli łowców tajemniczych bestii. Dla mnie był to strzał w dziesiątkę. Zamiana rycerskich pancerzy na długie płaszcze i kapelusze rozpaliła we mnie entuzjazm.

Za kosmetyką pojawiły się też bardzo pozytywne zmiany w samej mechanice. Defensywne zasłanianie się za tarczą nie ma prawa bytu w szaleńczym mieście, więc musimy grać agresywnie i dynamicznie. Wyposażamy się w szybkie ostre narzędzia, różne bronie palne i wyruszamy w ciemne ulice Yarnham.

Wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale ułatwienie elementów kooperacji wpłynęło lepiej na odbiór końcowy.

Pozytywnie wspominam liczne próby pokonania bossa w towarzystwie kilku znajomych, jak i odpierania innych graczy. Najeźdźcy częściej pojawiają się, gdy gramy w kooperacji, przez co zdarza się, że zamiast walczyć z bossem musimy najpierw stoczyć kilka wymagających pojedynków.

Kreacja świata, niepokojąca atmosfera i nawiązania do mitologii Cthulhu to coś wartego poznania. Polecam każdemu, kto ceni sobie trudną rozgrywkę i niepowtarzalny klimat.

4. Hotline Miami 2: Wrong Number

Fenomenalna pierwsza część postawiła bardzo wysoko poprzeczkę. Brutalna gra widziana „z lotu ptaka” momentalnie przekonała do siebie nietuzinkowym stylem i hipnotyzującą muzyką. Bałem się, że druga część nie będzie w stanie dogonić pierwowzoru.

Ku mojemu zaskoczeniu „dwójka” była czymś zupełnie innym. Historia z lat osiemdziesiątych już się nie powtórzyła. Filmowy styl milczącego bohatera o nieznanej przeszłości zastąpiono narracją rodem z filmów Quentina Tarantino. I nie ma się czemu dziwić, gdyż akcja gry toczy się w okresie najgłośniejszych hitów wspomnianego reżysera.

Mamy więc kilku oryginalnych bohaterów, zaburzenia chronologii w poszczególnych scenach, przeskoki między kilkoma narracjami i wszystko to w kompletnie innej, za to idealnie pasującej do konwencji muzyce.

Nacisk rozgrywki przesunięty został w stronę strzelania bronią palną, ale nie zmieniło to poziomu trudności gry. Nadal umieramy z zawrotną prędkością, przeklinając pod nosem lub drąc się w niebogłosy. Hotline Miami 2 to świetna kontynuacja, która jest czymś kompletnie innym jak pierwsza część i o dziwo to atut.

5. Wiedźmin 3

Ta wyliczanka nie mogła się odbyć bez ostatniej części przygód jasnowłosego eksterminatora przerośniętych szkodników. Najlepszy polski tytuł roku 2015 i wysoka poprzeczka dla każdej następnej gry RPG. Wybacz Fallout 4 - Wiedźmin 3 zjada cię na śniadanie.

Przepięknie wyglądająca gra, która skalą i rozmachem zawstydza wszystko, co dotychczas zostało wyprodukowane w gatunku. Studio CD Projekt RED cały czas wspiera i rozwija tę grę. A ja.. nie mogę jej skończyć.

Tak, dokładnie - Wiedźmin 3 to tak dobra gra, że nie mogę jej poświęcić tyle uwagi, ile bym chciał. I z tego, co wiem, nie jestem odosobnionym przypadkiem.

Czekam na taki moment, kiedy znajdę dostatecznie dużo wolnego czasu, by w końcu dokończyć odwiedziny w Skellige i ruszyć fabułę do przodu. Nie wspominam nawet o dodatku.

Przyjemny model walki, który na najwyższym poziomie trudności jest optymalnie trudny, to duża atrakcja. Świetnie napisane zadania pochłaniają i świecą przykładem, że wątki poboczne mogą być nieraz bardziej interesujące jak kampanie w innych grach.

O karcianym Gwincie chyba nie muszę wspominać - zamiast bić potwory, podrywać niewiasty i gonić Dziki Gon... ja siedzę w karczmie i gram w karty. Gwint jest na tyle wciągającą grą, która poza szczęściem w kartach spisuje się świetnie jako gra oparta na blefie, że aż chciałoby się zobaczyć to w wersji na tablety. Być może byłaby to ciekawa konkurencja dla Hearthstone.

Wiedźmina 3 mógłbym chwalić długo, ale pora już kończyć. Już święta. W tym okresie powinniśmy spędzić jak najwięcej czasu z bliskimi, ale nie oznacza to, że nie znajdziemy chwilki na ukochane hobby prawda? Wesołych Świąt!

Zobacz także