Łukasz Winkel: Pięć najlepszych gier 2016 roku
Sequele i eksperymenty.
W tym cyklu każdy z naszych autorów i dziennikarzy przedstawia pięć najlepszych gier mijającego roku. Zobacz poprzednią listę.
Wyjątkowo często w tym roku zbierało mi się na refleksje. Częściowo było to wywołane odejściem takich sław, jak Alan Rickman, Prince czy David Bowie, jednak mocno też rozmyślałem nad tym, co się dzieje na naszym wirtualnym poletku.
Rok 2016 to był rok masy krytycznej. Obserwowaliśmy liczne ciekawe zjawiska, jak wielkie powroty starych serii, gdzie pozytywnie zaskoczył Doom. Były też długo oczekiwane produkcje - The Last Guardian i Final Fantasy XV. Wreszcie dziesiątki kontynuacji, które zachowały balans między sequelami udanymi (Dishonored 2, Titanfall 2, Battlefield 1, XCOM 2, Dark Souls 3) oraz mniej udanymi (Mafia 3, Geas of War 4, Dead Rising 4).
Serce rośnie na widok tylu ciekawych tytułów, ale też przykro, że wiele nie sprzedało się w odpowiednio dużych nakładach i ich kontynuacje wiszą pod znakiem zapytania. Najbardziej widać to po Titanfall 2, Dishonored 2 i Watch Dogs 2, których daty premier były zbyt blisko innych dużych produkcji i spora część odbiorców nie mogła sobie pozwolić na zakup wszystkich gier. Nie pamiętam tak bogatego w ciekawe premiery roku, a przecież słowem nie wspominałem jeszcze o grach niezależnych! Swoista klęska urodzaju.
Mówiąc o mijającym roku nie sposób pominąć premiery No Man's Sky, które spotkało się ze zjawiskowo negatywnym odbiorem ze strony. Oczywiście na temat tej gry można by napisać oddzielny artykuł, ale warto zwrócić uwagę, że studio Hello Games nie spoczywa na laurach i pracują w pocie czoła. Walczą, by ich gra odpowiadała chociaż części obietnic stawianych przed premierą. Osobiście jestem wyjątkowo cierpliwy i tolerancyjny, a za jakiś czas wrócę do „Nieba niczyjego”, by sprawdzić jak bardzo się zmieniło.
2016 to również czas gogli wirtualnych z wyróżnieniem PlayStation VR. Miałem okazję nieco się pobawić tym sprzętem i na pewno będę to wspominał jako jedno z ciekawszych przeżyć mijającego roku. Z entuzjazmem będę obserwował jak się ta gałąź rozwinie i chętnie poeksperymentuję z grami zaprojektowanymi pod wirtualną rzeczywistość.
Poniższa piątka to nie zbiór gier w kolejności od gorszej do lepszej. Cyfry i kolejność nie mają znaczenia. Nie ukrywam, że wybór w tym roku był wyjątkowo trudny, gdyż ukazało się sporo gier bardzo dobrych i nieumieszczanie ich tutaj jest krzywdzące. Bez problemu określiłbym najlepszą piętnastkę, ale ograniczenie się do garści, to już nie lada wyzwanie. Wybrałem tytuły, których rozgrywkę najlepiej wspominam, i bez których nie wyobrażam sobie refleksji nad mijającym rokiem.
1. Quantum Break
Dopiero początek, a już zawiało kontrowersją, prawda? Quantum Break może nie jest najlepszym trzecioosobowym shooterem ostatnich lat, ale nie to jest najważniejsze w tej grze. Tutaj elementy akcji są koniecznymi, często „do odbębnienia”, przerywnikami między dalszym poznawaniem fabuły.
Gra cechuje się bardzo przyjemnie poprowadzoną narracją, gdzie bohaterowie są wyraziści, a ich losy nas faktycznie interesują. Dodatkowym elementem ogromnie działającym na plus w odbiorze jest eksperymentalny podział gry na epizody kończące się decyzjami, które mają wpływ na serial przedstawiający historie innych bohaterów, toczące się równolegle do akcji Quantum Break.
W efekcie z zaciekawieniem obserwowaliśmy zarówno losy głównego herosa, jak i jego nemezis i innych pobocznych postaci. To wszystko sprawiało, że najmniejsza znajdźka - e-mail, raport bądź komunikat radiowy - była kolejnym kawałkiem prezentowanej układanki fabularnej. Świetny serial w grze i dobra gra w serialu.
2. Inside
Studio Playdead poważnie mnie zaskoczyło tym, jak bardzo można podobną do Limbo mechanikę zaprezentować jeszcze inaczej i do tego zaserwować narracyjną ucztę godną fanów Orwella, Lyncha, czy nawet Kubricka.
Trzy godziny rozgrywki, która po napisach końcowych zostaje z nami na dłużej. Ileż czasu dodatkowo spędziłem na odkrywaniu sekretów, alternatywnego zakończenia i znaczenia finału.
Ta z pozoru szalona i prosta opowieść kryje w sobie mroczne i ciężkie drugie dno, wywołujące refleksję na temat wolnej woli, ciekawości ludzkiej i tego gdzie tak faktycznie istnieją granice między znęcaniem się, a eksperymentowaniem naukowym.
Jako entuzjasta filozofii nauki i aspektów słuszności niektórych działań badawczych po prostu zakochałem się w tym tytule. Wiem, że jeszcze nie raz będę do niego wracał, co w przypadku Limbo się nie zdarzało.
3. Overwatch
Podchodziłem bardzo sceptycznie do nowej gry Blizzarda. Nie podobały mi się zarówno propozycje bohaterów, rozgrywka sprowadzająca się do zwykłej strzelanki i ogólny brak oryginalności tego tytułu.
To wszystko były jednak wrażenia przed premierą. Dopiero przy starcie, gdy obejrzałem filmiki opowiadające historię bohaterów i w konsekwencji też świata, zacząłem zmieniać zdanie.
Później przyszła pora na spróbowanie faktycznej rozgrywki, która dla biernego obserwatora były nieatrakcyjna i wtedy na dobre wsiąkłem. Okazało się, że zabawa jest bardzo satysfakcjonująca i wymaga sporej wprawy, a nie tylko szczęścia w doborze postaci i użycia jej ataku specjalnego w odpowiednim momencie.
Overwatch jest grą stworzoną pod drużynową rywalizację i spisuje się w tej roli fenomenalnie. Satysfakcja gwarantowana, gdy po udanej akcji widzimy się w podsumowaniu „Play of the Game”.
4. Titanfall 2
Nie ma nic bardziej satysfakcjonującego od możliwości pogrania w kontynuację spełniającą większość życzeń, które mieliśmy względem pierwowzoru. Uniwersum spadających z nieba Tytanów rozrosło się i ustabilizowało jako ciekawa kosmiczna przygoda, a nowe mechy, bronie i obszerniejsze mapy są niczym prezent pod choinkę.
Historia opowiedziana w kampanii nie ma ogromnego wpływu na cały konflikt galaktyczny, ale jest silną kotwicą, która sytuuje graczy w świecie i pozwala w końcu pojąć, o co tak naprawdę chodzi. Dodatkowo, więź między pilotem a jego tytanem to angażujący i przyjemny akcent nadający duszy metalowym żołnierzom.
Wspominam moje słowa, które padły przy okazji pierwszej części: „Kurczę, Titanfall ma wielki potencjał i jeżeli twórcy go wykorzystają, seria będzie wymiatać”. Nie myliłem się - wymiata.
Szkoda tylko, że termin premiery kolidował z innymi superprodukcjami i gra została przez wielu zignorowana. Drodzy czytelnicy - jeżeli jeszcze nie mieliście okazji pograć, to gorąco zachęcam do spróbowania, bo to na serio bardzo dobra pozycja.
5. Dishonored 2
Na zakończenie coś, do czego wracać uwielbiam. Dishonored 2 samym wątkiem głównym być może nie oczarowuje, ale nadrabia całokształtem rozgrywki i przedstawionym światem.
Oczami Emily i Corvo poznajemy jeszcze więcej tajemnic oczarowującego uniwersum, które wręcz ocieka klimatem. Twórcy nie bali się stworzyć czegoś wyjątkowego i jestem im niewątpliwie wdzięczny.
Przemawia do mnie zarówno estetyka Dishonored, jak i groteskowość przemieszana z silnie realnymi odniesieniami. Dishonored z czystym sumieniem mogę postawić na półce obok serii Bioshock, jako jedne z najciekawiej wykreowanych fantazji, które są właściwie jak dobrze napisane książki - wręcz namacalne dla kogoś, kto wsiąknął w przedstawiony świat.
A jak się w to gra? Mmm... cud, miód, orzeszki i bardzo dużo sztyletów podrzynających gardła nieuważnych strażników.
Tak. To był dobry rok dla gier wideo. Do zobaczenia w 2017.