Magia Assassin's Creed Odyssey kryje się w dobrej zabawie
Dlaczego tak wielu graczy zakochało się w Odyssey?
Assassin's Creed Odyssey miało sporo problemów, ale niektórzy zdają się nimi zupełnie nie przejmować. Osobiście spędzam ostatnie weekendy na skakaniu z kilkusetmetrowych posągów i galopowaniu przez wyspę Mykonos w stroju Wonder Woman. Mógłbym oczywiście rozmyślać o trudnym w nawigacji menu i niepotrzebnych elementach interfejsu… ale może raczej powinniśmy zastanowić się, dlaczego tyle osób - pomimo widocznych na pierwszy rzut oka wad - tak bardzo ceni ten tytuł.
Z pewnością szybko pojawiłoby się kilka interesujących spostrzeżeń. Ale gdzie leży prawda? Według mnie, Assassin's Creed Odyssey to najzwyczajniej w świecie dobra zabawa. Niewiarygodnie dobra. Powiedzmy sobie jasno: nie ma tu pikanterii The Legend of Zelda, atmosfery Wiedźmina 3 i realizmu Red Dead Redemption 2, ale Odyssey w ogóle się tym nie przejmuje. To nie tylko źródło dobrej zabawy, lecz gra o tym, czym w istocie jest dobra zabawa sama w sobie.
Zastanawianie się nad pojęciem „dobrej zabawy” nie jest czymś, co przychodzi łatwo. Jest to raczej coś, co robimy, a nie - o czym myślimy. Myślenie o „dobrej zabawie” jest trochę jak „myślenie o myśleniu” - po chwili zaczynamy gubić wątek. Ale jednocześnie mamy Odyssey, zapewniające więcej niż sto godzin ody do radości, na mnóstwo przeróżnych sposobów.
Wydaje się, że sekret tkwi we wszystkich uruchomionych jednocześnie mechanizmach. Zabawa plasuje się gdzieś pomiędzy radością i niespodzianką, a obu tych elementów w Odyssey z całą pewnością nie brakuje. Nie będzie żadnych spoilerów - nie dlatego, że fabuła skrywa jakieś szczególnie zaskakujące zwroty akcji, ale z powodu licznych niespodzianek i prezentów, na które można się natknąć w trakcie przygody. Gdy pędzimy na koniu w kierunku znaku zapytania na mapie, ogarnia nas euforia.
Odyssey jest pełne takich elementów. Gdy znajdziemy pierwszą niespodziankę, nagle zdajemy sobie sprawę, że musi ich być więcej. Zaczynamy więc przeczesywać świat nie tylko w poszukiwaniu znajdziek, gotówki i ekwipunku, ale także kolejnych prezentów. A oczekiwania na następną porcję to czysta radość. Niespodziewane rzeczy odnajdujemy w dialogach i grze aktorskiej, ale też podczas wspinania się na kolejną wieżę na jakiejś wysepce. Są też bliżej ziemi, w świecie tak jasnym i kolorowym, że jego mieszkańcy są szczęśliwi, wyluzowani lub zabawnie niemądrzy - nawet gdy zbytnio to nie pasuje. Prawdziwy sonet do greckiej kultury, historii i społeczności. Plac zabaw, ale kwitnący i zbudowany na fundamencie ze szczęścia.
Gdy Odyssey w końcu nas porwie, gdy w końcu zanurzymy się we wszystkie połączone systemy, rezultatem jest zaskakujący spokój. Zaczynamy podziwiać plaże, światło gwiazd, romanse. Jesteśmy zahipnotyzowani przemocą, powtarzającymi się animacjami. Wszystkie standardowe minusy i rysy powoli znikają. Epickość staje się codziennością. Jeśli tylko zechcemy, nawet galaktyczny dramat współczesnego wątku Assassin's Creed przestaje mieć znaczenie. Gra staje się lekka i przyjemna, z czystym nieboskłonem, wykraczająca poza to, co robimy na ekranie.
Może o to właśnie chodzi. Nie można zmusić się do dobrej zabawy, to musi przyjść naturalnie. Problemy same muszą zejść na drugi plan, tak jak i zbyt głębokie rozmyślanie i narzekanie na konkretne rozwiązania projektantów. Dobra zabawa to wolność i poczucie komfortu. Włączamy grę i z przyjemnością przenosimy się w kierunku magicznych momentów innego świata, by zapomnieć na chwilę o problemach codzienności.
Zobacz także: Assassin's Creed Valhalla to najwyraźniej kopia Odyssey