Małaszyński: „Pamiętasz Turoka czy Heretica? Były zajebiste”
Rozmowa z głosem Star Lorda z LEGO Marvel Super Heroes 2.
Paweł Małaszyński znany jest jako aktor filmowy, serialowy i teatralny, ostatnio natomiast zaczyna coraz częściej pojawiać się w grach. Po użyczeniu głosu Hitmanowi w Rozgrzeszeniu z 2012 roku i generałowi Tilkici w Battlefield 1, w sierpniu tego roku wszedł do studia, by po raz kolejny odegrać Star Lorda - tym razem w LEGO Marvel Super Heroes 2.
Po sesji nagraniowej mieliśmy okazję porozmawiać z aktorem o dotychczasowej pracy, doświadczeniach z dubbingiem i pomysłach na przyszłość.
Eurogamer.pl: Zaczynając od podstaw - jesteś graczem?
Paweł Małaszyński: Tak. Ostatnio siedzę nad Diablo 3, sprawdzam Nekromantę.
I jak wrażenia?
Trochę średnie, mówiąc szczerze. Zabawa nim jest trochę za prosta. Jeżeli przez połowę czasu nic mi nie robi krzywdy, to zaczyna być nudno, jakbym grał w jakiś slasher. Chyba zaraz wrócę do Krzyżowca.
Poza tym gram w Battlefielda 1 - też bardzo fajna gra.
Nie przeszkadza ci słuchanie samego siebie? Użyczałeś tam głosu generałowi Tilkici.
To akurat przeszkadza. Nie lubię się słuchać, ani oglądać, chyba że mówimy o zespole [Cochise, w którym Paweł jest wokalistą - przyp. red.]. Wolę słuchać jak śpiewam, niż jak gadam.
Czekasz na coś ciekawego?
Spider-Man wygląda bardzo dobrze, widziałem zwiastun. No i God of War, a do tego Uncharted - zobaczymy, jak sobie dziewczynki poradzą bez Drake'a [rozmowę przeprowadziliśmy przed premierą Zaginionego Dziedzictwa - przyp. red.].
Czyli interesuje cię tylko konsola?
Teraz już tak. Kiedyś grałem na komputerze. Pamiętasz Turoka czy Heretica? Były zajebiste. Fajnie się też prowadzało krasnoludy w takiej starej gierce... Myth!
Dobrze wspominam też pierwsze Call of Duty, a teraz - kiedy wracają do II Wojny Światowej - pewnie i to nowe zbadam. Grałem też chyba w każdą Fifę, sporo się tego zbiera.
Jest na to czas między aktorstwem, zespołem i rodziną?
Łatwo nie jest, ale jeśli znajdę chwilę, to dwie-trzy nocki i po sprawie. Nie lubię grać online, więc tylko odkrywam kampanię - solidną, rozbudowaną, jak w Uncharted, więc tym bardziej jestem ciekaw, co dostaniemy w rozszerzeniu. Niedługo ruszają też zdjęcia do filmu, fajnie będzie zobaczyć, kogo wybiorą do roli Drake'a.
Skupmy się na dubbingu gier. Wymieniłeś sporo tytułów, ale czy jest jakaś seria, co do której czujesz, że po prostu musisz się tam pojawić?
Czy ja wiem? Na pewno nie w God of War - strasznie lubię ten cykl, ale Boguś robi tam świetną robotę. Kratos jest gościem, który mówi mało, ale konkretnie i to lubię. To jest moja ukochana seria, obok Diablo, zagrywałem się w dwójkę. W sumie tylko te dwie przychodzą mi do głowy.
Skoro nie zamiast Lindy, to może obok niego, jako syn Kratosa?
No, chyba jestem trochę za stary (śmiech). Ale ciekawi mnie, jak to będzie, bo to w końcu inna perspektywa. Natomiast wracając do tego, o co pytałeś - nie mam postaci, które „muszę” zagrać w filmach i tak samo jest z grami. Jestem otwarty na to, co mi zaproponują. Wszystko zależy od scenariusza.
Twoja obecność w grach to taka chwilowa odskocznia od „normalnego” aktorstwa, czy raczej chcesz tego robić jak najwięcej?
Bardzo chętnie będę się rozwijał w dubbingu do gier, bo uważam, że nie mam jeszcze aż tak dużego doświadczenia w tym temacie w porównaniu z kolegami, którzy robią to od dawna. Zrobiłem ze dwa filmy animowane, trzy gry, dwie fabuły, a to jeszcze nie jest wielki dorobek. Ciągle się uczę. Nie jestem jak Boberek, Czarek Pazura czy Jerzy Stuhr, którzy są fenomenalni w tym, co robią.
Chętnie podejmuję kolejne wyzwania, ale mam też świadomość, że muszę być gotowy na lincz, szczególnie w przypadku graczy, bo oni - jako grupa - mają wysokie oczekiwania. Sam zresztą nie sięgam po polski dubbing, chyba że jest tam Boberek albo Linda, oni oferują jakość. Nie różnię się tu od innych odbiorców, ewentualnie czasem spędzonym przy konsoli czy pececie, bo mnie go trochę brakuje.
Jednocześnie nie rezygnuję - mówię czasem, że nie, może się nie nadaję, ale mój głos się podoba, ludzie wierzą, że dam radę. Jak spadać, to z wysokiego konia. Przy Hitmanie miałem takie obawy, że to jednak kultowa postać, znana na całym świecie, a ja ją pewnie spierdolę. Dziś usłyszałem podczas wywiadów od jednego gościa, że sobie poradziłem, inny rzucił, że wyszła słabizna. Takie życie.
Czujesz dużą różnicę między dubbingiem w grach, a tym w filmach? Pracuje się inaczej?
Filmy dubbinguje się dużo łatwiej - nagrywasz głos oglądając sobie materiał na ekranie. W przypadku gier często nie widzisz swojego bohatera, nie wiesz, co przed chwilą zrobił, czy stoi czy siedzi, w jakiej sytuacji się znajduje. Ja mogę się domyślać, jaki jest kontekst, czasem strzelać, ale nie mamy aż tak dużo pomocy.
W pierwszej sesji nagrywania Star Lorda do LEGO moim przewodnikiem był anglojęzyczny aktor - starałem się powtórzyć jego nastrój, emocje jakie przekazywał, tylko po polsku. To wymaga od ciebie znacznie więcej, niż nagrywanie filmu. Nawet nie do końca wiem, jak Star Lord w tej wersji wygląda.
Dobrze znasz growe uniwersum LEGO?
Jasne, gramy w każdą część. Nie lubię chyba tylko LEGO City. Nudzi mnie. Ale Indiana Jones czy Gwiezdne Wojny i inne filmowe gry z tej serii były świetnie zrobione. Pierwsza część LEGO Marvel Super Heroes mocno mnie nie wkręciła, ale podpatrywałem jak mój syn grał - była po prostu OK. W drugą zagram, bo wiadomo, jestem w niej, to podbija ciekawość, jak całość wygląda.
Czyli jednak nie będzie przeszkadzał ci twój głos?
Jeśli chodzi o LEGO - zarówno filmy animowane, jak i gry dla dzieci - to nie mam żadnego problemu. Uważam, że animacje dubbingujemy kapitalnie. Nie widziałem złego dubbingu w bajce. Bardzo lubię tego słuchać. Z normalnymi filmami mam jakiś problem. Nie wiem, na czym to polega. Być może to po prostu kwestia braku przyzwyczajenia.
Pójdźmy o krok dalej: kiedy branża gier angażuje aktorów w USA czy w Europie, często chce od nich więcej niż głosu - biorą ich do motion capture, albo wykorzystują twarz, albo całą sylwetkę. Widzisz się w czymś takim? Może w Cyberpunku?
Jasne! Gry RPG to mój świat, jak nie w Cyberpunku, to może w Cthulhu, albo In Nomine [papierowy RPG z lat '90 - przyp. red.]. To mój świat. Jak patrzę, na to, co zrobił Benedict Cumberbatch ze Smaugiem, to jest przecież mistrzostwo. Już nawet nie mówię o Serkisie i jego Gollumie, bo gość jest jakimś bogiem motion-capture.
Chętnie podjąłbym wyzwanie, sprawdził się w kostiumie z piłeczkami. Najwyżej, by mnie wywalili po godzinie.
To jeszcze jeden scenariusz - gdyby CD Projekt RED przyszedł do ciebie i chciał nagrać materiał do gry z udziałem zespołu Cochise, na takiej zasadzie, jak lata temu zrobili teledysk z Vaderem, pisałbyś się?
To kolejne wyzwanie - pewnie, że chciałbym spróbować. Oczywiście, jak robisz coś takiego, to wystawiasz się na osąd, ale bym się nawet nie wahał - każdy ma prawo oceniać owoce mojej pracy. Jeśli zagrałem chujowo w filmie czy serialu, albo czy podłożyłem głos dobrze czy źle, może ci się nie podobać albo cię zachwycać - dopóki nie oceniasz mnie prywatnie, bo mnie nie znasz, wszystko jest okej.
Lubię się sprawdzać w nowych rzeczach, nie rusza mnie, że będą oceniać moją pracę, po prostu nie lubię tchórzyć w życiu. Pewnie, że boję się podejmować trudne wyzwania - wiem, co ludzie gadali o mojej wersji Hitmana. Wyszło chujowo? No trudno, podjąłem rękawicę, świat się nie zawalił, idę dalej. Marcie się podoba, Zbyszkowi nie - trudno. Zrobiłem swoje, najlepiej jak potrafię. Pewnie, chciałbym poprawić wiele rzeczy, gdyby się dało.
Rękawicę zawsze podnoszę - więc motion capture, albo muzyki do gry czy filmu też bym chętnie spróbował. Najwyżej by ze mnie zrezygnowali.
Mówisz, że ludzie narzekali na Hitmana. Wróciłbyś do tej roli, gdyby zaoferowali ci ją jeszcze raz?
Oczywiście, bez problemu.
Po prostu zrobiłbyś to lepiej, tak?
Wiesz, tak jak mówiłem - to cholernie trudne, nic nie wiesz, widzisz tylko tekst. Nie mam jeszcze takiego doświadczenia. Boberek pewnie podczas nagrywania Uncharted wszedł pewnie do kabiny i załatwił sprawę w dwie godziny - ale to już mistrz, takie umiejętności po prostu się ma.
Ja jeszcze tematu tak dobrze nie opanowałem, muszę się go nauczyć - nie mam aż tylu okazji, by to robić. Spotykamy się tutaj po prawie trzech latach od kiedy nagrywałem do "Strażników Galaktyki". Przez ostatnie dwa i pół roku nie robiłem nic w tym zakresie. Moi koledzy robią dużo bajek animowanych, jakiegoś Nicka Juniora czy inne.
Chciałbyś przesunąć się od aktorstwa właśnie w kierunku voice actingu?
Myślę, że nie ma takiej potrzeby. Moi koledzy z teatru, z którymi pracuję - Andrzej Nejman czy Paweł Wawrzecki - łączą te rzeczy. Granie w filmach, serialach, teatrze czy dubbing, to wszystko da się robić naraz.
Nawet Boberek, który jest znany głównie z dubbingu, rzuca w Uchu Prezesa „siemanderos”, ale w pracy aktora jest tak, że w różnych okresach dostajesz mniej lub więcej propozycji z konkretnych mediów. Gdybym miał taką opcję, pewnie nie schodziłbym z kina, teatru czy sali dubbingowej, jeśli dostawałbym fantastyczne propozycje. To jednak mały rynek. Warto o tym pamiętać.