Skip to main content

Mam dość klonów Dark Souls. Szkoda, że Asterigos nie poszło w stronę baśni

Zabójcze skrzynie powracają.

Na grę Acme Gamestudio natknąłem się przypadkiem podczas przeglądania Internetu. Na forach dyskusyjnych po obejrzeniu zwiastuna porównywano Asterigos do mitologicznego Immortals Fenyx Rising lub bajkowego Kena: Bridge of Spirits. Jako fan obu produkcji postanowiłem więc przyjrzeć się bliżej temu tytułowi.

Po pobraniu gry na konsolę szybko się okazało, że podobieństwo do Immortals kończy się na mitologicznych klimatach, zaś porównanie do dzieła Ember ograniczyć można do baśniowej oprawy. Zamiast tego otrzymaliśmy wiernego naśladowcę gier z serii Dark Souls, wraz z jej wadami oraz zaletami. Asterigos nie jest jednak zwykłym klonem, gdyż oferuje parę nowych rzeczy od siebie.

Bohaterką gry jest Hilda, pełna odwagi młoda wojowniczka o ciętym języku. Wyrusza ona w podróż do miasta Aphes w poszukiwaniu ojca. Przy okazji dowiadujemy się, że wszyscy mieszkańcy padli ofiarą tajemniczej klątwy. Naszym zadaniem jest przywrócenie miejscu jego dawnego blasku. W trakcie gry odkrywamy różne ciekawostki na temat świata dzięki znajdowanym przedmiotom, a podejmowane przez nas decyzje mają istotny wpływ na przebieg fabuły.

Podziemny schron pełni funkcję huba, gdzie ulepszamy ekwipunek i otrzymujemy nowe misje

Od pierwszego uruchomienia miałem dziwne poczucie, że coś mi w Asterigos nie odpowiada. Przyczyną mojej niechęci okazała się odczuwalna na każdym kroku budżetowość oraz surowość produkcji. Wzorem gry From Software poruszamy się po lokacjach wypełnionych wyłącznie istotami chętnymi, by nas zabić. Pojawiają się nawet kultowe potwory ukryte w skrzyniach. Czasem spotykamy postacie, z którymi wchodzimy w rozmowę, ale jest to bardziej wyjątek potwierdzający regułę.

Nie uświadczymy w Asterigos również mapy lub innej pomocy w znalezieniu właściwej drogi. Potrafię zrozumieć osoby odczuwające satysfakcję płynącą z pokonania przeciwnika po setce nieudanych prób. Kręcenie się w kółko po labiryncie ulicznych ścieżek szukając miejsca, gdzie mogę kontynuować zlecone zadanie, powoduje u mnie wyłącznie poczucie straconego czasu.

Ostatnia kwestia, która dokuczała mi w Asterigos to poziom warstwy technicznej. Nie chodzi o bugi, bo tych spotkałem akurat niewiele, a o ogólną jakość wykonania. Animacje niemilców czasem potrafią nieprzyjemnie chrupnąć, jedynie część dialogów jest udźwiękowiona, a grafika momentami przypomina mi czasy Fable 3, która premierę miała dwie generacje konsol temu.

Użycie magii pozwala na wybór jednego z żywiołów

Jeżeli jednak w przeciwieństwie do mnie lubicie, gdy gra kopie dołki pod nogami na każdym kroku, to Asterigos potrafi przynieść sporą ilość frajdy. Od samego początku otrzymujemy sześć rodzajów oręża, od standardowego duetu miecza i tarczy, po laskę rzucającą magicznymi pociskami. Jednocześnie możemy dzierżyć tylko dwie z nich, ale nie ma problemu, by w każdej chwili zmodyfikować swoje preferencje.

Ogółem system walki oferuje sporą swobodę. W trakcie kombinacji ciosów możemy płynnie zmieniać broń, którą uderzamy, przez co nasza bohaterka w umiejętnych rękach potrafi wykonać spektakularny taniec śmierci. Obecne są też specjalne moce, które możemy wykorzystać, zużywając punkty many. Dodając do tego możliwość ulepszania postaci, oręża, a także rozwijanie drzewka umiejętności - tworzy się z tego bogaty miks personalizacji rozgrywki.

Potyczki z przeciwnikami przypominają to, co znamy z serii Dark Souls. Twórcy w trosce o mniej doświadczonych użytkowników oferują dodatkowe poziomy trudności dla tych, którzy zgarniają zbyt duże baty lub nudzą się gromiąc kolejnych niemilców. Obecne są także ognisk… to znaczy magiczne ołtarze, przy których odpoczywamy i zapisujemy rozgrywkę.

Mimo baśniowej oprawy niektóre widoki nie nadają się do pokazania najmłodszym

Asterigos: Curse of the Stars nie okazał się być tym, czego od niego oczekiwałem. Liczyłem na bajkową grę akcji z elementami RPG, a otrzymałem wiernego naśladowcę Dark Souls, o czym twórcy przypominają na każdym kroku (nawet w opisie produkcji). Gra posiada elementy, które fanom soulsowych klimatów mogą głęboko przypaść do gustu, ale przez różne niedoróbki i budżetowe rozwiązania produkcja nie skradła mojego serca.

Zobacz także