Skip to main content

Mario + Rabbids: Kingdom Battle - Recenzja

Kórlikowy bal przebierańców.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
Niezwykle udany mariaż dwóch światów. Prosta, ale angażująca rozgrywka bawi od początku do końca.

Mario + Rabbids: Kingdom Battle to produkcja wyjątkowa. Jest czymś zupełnie innym od typowych odsłon serii o skaczącym hydrauliku, jak też od licznych gier z Kórlikami. Turowe potyczki w kolorowych sceneriach nie są może tak trudne, jak w serii XCOM, ale nie jest eż zbyt łatwo - to zdecydowany plus.

Podróżujące w czasie i przestrzeni Rabbidsy znów narozrabiały. Tym razem w trakcie w ręce wpada im urządzenie łączące dowolne dwa obiekty. Awaria pralki do wędrówek w czasie wytworzyła ogromny wir, który wciągnął mieszkańców Grzybiego Królestwa, wyrzucając wszystko w formie zmiksowanej. Mario wraz z kilkoma heroicznymi Kórlikami ruszają do walki o „odplątanie całego świata”.

Nietypowe kłopoty w królestwie księżniczki Peach stanowią ciekawą odmianę od klasycznych gier z hydraulikiem. Na dobre również wychodzi fakt, że grę wyprodukował Ubisoft, więc scenariusz i dialogi pisane są w sposób bardziej ironiczny i żartobliwy niż dotychczas.

Nieco rubaszny humor Rabbidów wpleciony w świat Mario jako cząstka chaosu spisuje się świetnie. Wędrując po poszczególnych obszarach nie sposób się nie uśmiechnąć na widok Bullet Billa zaplątanego w wielkie majtki, albo hybrydę Kórlika z czerwoną rosiczką wyskakującą z rury kanalizacyjnej.

Wiele osłon to obiekty, które można - przynajmniej częściowo - zniszczyć

Nawet trudniejsze potyczki z bossami ociekają humorem. Bawi chociażby widok ogromnego, pilnującego sterty bananów futrzaka z krawatem Donkey Konga, wściekającego się, gdy zabieramy owoce. To łagodzi na moment poczucie zagrożenia w walce stanowiącej niezłe wyzwanie. Zgranie humoru z kombinowaniem w trakcie starć spisuje się na medal.

Nie bez powodu wspomnieliśmy serię XCOM. Kingdom Battle podzielono na dwa elementy: eksplorację świata, podczas której w zamian za skarby rozwiązujemy proste łamigłówki, oraz walkę z agresywnymi najeźdźcami na wydzielonych arenach.

Bohaterowie dwóch serii wyposażeni w broń palną prowadzą ostrzał zza osłon niczym komandosi z gier od Firaxis. Model walki został odpowiednio uproszczony, ale i wzbogacony o elementy znane z gier o Mario, jak na przykład popisowy numer, gdy z pomocą kompana wzbijamy się w powietrze i wskakujemy na wroga.

Każda postać posiada specjalne umiejętności, a w efekcie członkowie drużyny dzielą się na specjalizacje. Nowe profesje przybywają z kolejnymi napotkanymi czy uwolnionymi kompanami. Zespół aktywny w boju może składać się maksymalnie z trzech bohaterów, a z czasem dobór idealnej trójki staje się coraz trudniejszy - szczególnie od połowy przygody, gdy wrogowie efektywnie wykorzystują własne talenty i nie ma szans na sukces bez odpowiedniego przygotowania.

Eksploracja jest głównie liniowa, ale czasem można też zabłądzić podczas szukania skarbów

Sterowanie w trakcie starć jest wygodne i intuicyjne, ale w trakcie eksploracji momentami denerwuje. Głównie za sprawą niespodziewanych blokad kamery, którą zazwyczaj możemy obracać dowolnie. Przy łamigłówkach polegających na przesuwaniu wielkich klocków bądź też bieganiu po labiryntach czujemy, że porażka nie wynika z braku naszych umiejętności, a z nie do końca wygodnego sterowania. Automatyczne zapisy na szczęście aktywują się praktycznie co chwilę, więc nie ma dodatkowego stresu związanego z niepotrzebnym powtarzaniem segmentów eksploracji.

Drobne potknięcia w manipulacji kamerą to właściwie jedyne minusy. Mario + Rabbids skutecznie zaraża syndromem „jeszcze jednej walki”, a nowe bronie i zdolności oferują co rusz nowe rozwiązania i powiew świeżości. Dodatkowo świat zachęca do powrotów na odkryte obszary, by otworzyć wcześniej zablokowane przejścia do skarbów. Miło też, że twórcy obiecują kolejne rozszerzenia fabularne, choć niestety będące częścią przepustki sezonowej.

Kingdom Battle to wyśmienity dodatek do bogatego uniwersum Mario, podobnie jak Super Mario RPG - to coś, co stanowi miłą odmianę od przewidywalnych kontynuacji. Ten udany eksperyment okazuje się tak dobry, że trudno oderwać się od niego nawet po ukończeniu dwudziestogodzinnej kampanii. Hydraulik ma już 32 lata, a nadal pozytywnie zaskakuje.

Zobacz także