Marvel jest w świetnej formie. Recenzja filmu „Strażnicy Galaktyki 3”
Długo czekaliśmy na solidną produkcję w uniwersum MCU.
UWAGA: recenzja zawiera niewielkie spoilery fabularne dotyczące filmu.
W ekipie Petera Quilla (Chris Pratt) po pokonaniu Thanosa zapanował pewien marazm. Drużyna musi się jednak wziąć do pracy, ponieważ galaktyka nadal potrzebuje ich pomocy, a na nich spada kolejne niebezpieczeństwo. Oto Adam Warlock (Will Poulter), czyli złoczyńca stworzony przez Suwerennych przybył do miasta Knowhere w celu schwytania jednego ze Strażników Galaktyki, czyli Rocketa (Bradley Cooper). W związku z tym ekipa musi udać się do siedziby Wielkiego Ewolucjonisty (Chukwudi Iwuji), dla którego pracuje Warlock, aby odbić Rocketa.
Słusznym wyborem było przekierowanie uwagi w tym filmie z Petera Quilla na Rocketa (Bradley Cooper). Jego rozterki związane ze swoją tożsamością i mroczną przeszłością, znane przecież najlepiej z komiksów, są naprawdę wciągające i chwytające za serce. To właśnie pierwsza scena dotyczy jego wspomnień, do których w trakcie seansu co chwilę powracamy.
Zresztą to jeden z ciekawszych przykładów na umiejętne operowanie wątkiem dotyczących zwierząt. Backstory Rocketa odsłania nam okropne zabiegi szalonych naukowców. Ta historia ciekawie łączy się z postacią Wielkiego Ewolucjonisty i jego obsesjami dotyczącymi chęci stworzenia czystej rasy i zbudowania nowego, wspaniałego świata, a także eksterminacji osobników niedoskonałych.
Rzecz jasna Quill nadal w tym filmie jest jedną z wiodących postaci. W „Strażnikach Galaktyki 3” został w szczególności wyeksponowany wątek ukochanej Gamory (Zoe Saldana). Wprawdzie postać nie zginęła w poprzednich filmach, ale nie jest tą samą osobą, ponieważ pochodzi z przeszłości i nie pamięta czasu spędzonego z członkami ekipy, a tym bardziej nie pamięta Quilla.
Nie sądziłem, że film Marvela będzie w stanie wykrzesać jeszcze odrobinę ładunku emocjonalnego. To właśnie przywiązanie do postaci, momentami ckliwe, ale interesujące relacje między bohaterami zachęcają nas do dalszego oglądania serii. Nie zdradzając fabuły mogę tylko powiedzieć, że historia została pokazana w bardzo smutny, lecz nieprzygnębiający sposób. James Gunn - reżyser - zaoferował nam niemałą dawkę empatii, której przecież brakowało w poprzednich częściach. Twórcy nie podsuwają nam jednak sentymentalnych wstawek, nie igrają z naszymi emocjami, ale ciekawie nimi operują, przechodząc od udanych dowcipów, do wyciskających łzy, smutnych wątków.
Odniosłem też wrażenie, że film prezentuje się nieco lepiej pod względem wizualnym, niż poprzednie odsłony „Strażników Galaktyki”. Nie chodzi tu tylko o techniczne zabiegi, ale wprowadzanie nowych, barwnych światów, które widz może obserwować w filmie. Pojawiają się niewidziane wcześniej światy takie jak Anty-Ziemia, przypominające amerykańskie przedmieścia z lat 50’, ale także spore grono nowych postaci. To wszystko układa nam się w bardzo różnorodny i ciekawy obraz poszerzającego się uniwersum. Przykładając to umiejętne światotwórstwo do ostatniego „Ant-Mana” od razu możemy zobaczyć wielką różnicę.
„Strażników Galaktyki” zawsze lubiliśmy za niewybredny humor i dobrą zabawę. W części trzeciej nie mamy na co narzekać, bo pod tym względem Gunn nawiązuje do najlepszej, pierwszej części z serii, w którym ten humorystyczny element wyglądał wyśmienicie. Dobrze bawiłem się zwłaszcza w scenie, gdzie bohaterowie przybywają na Anty-Ziemię i zachowują się tak, jakby faktycznie byli kosmitami. Pierwsze słowa, które wypowiadają do żyjących tam istot? „Witajcie! Przybywamy w pokoju”.
Do występu aktorów wcielających się w głównych bohaterów nie mogę się przyczepić. Spełnili swoją rolę najlepiej jak mogli. Świetnie wypada podkładający głos Rocketa Bradley Cooper, cała ekipa prezentuje się naprawdę dobrze. Will Poulter wyciąga średnio napisaną postać Warlocka na całkiem niezły poziom, z kolei Chukwudi Iwuji pokazał nam ciekawego antagonistę-fanatyka. W nowej roli pojawił się Sylvester Stallone, bo zagrał Stakara Ogora, członka Łowców. Prawdę mówiąc, nie można wiele na jego temat powiedzieć, bo pojawił się tylko na moment.
Docenić też trzeba kapitalną ścieżkę dźwiękową. Usłyszymy tu utwory idealnie pasujące do rozgrywającej się akcji, walki, długich pojedynków: „We Care A Lot” Faith No More, „Since You Been Gone” Rainbow albo „No Sleep Till Brooklyn” Beastie Boys.
Już świetnie zapowiadający się zwiastun sugerował, że nie będzie to typowa dla ostatniej fazy MCU produkcja i nudna kontynuacja znanej serii. W ostatnim czasie wiele mówi się o kryzysie, w jaki wpadło uniwersum Marvela. Trudno temu zaprzeczyć, ponieważ ostatnie produkcje – w zasadzie cała IV faza – były katastrofalnie słabe. Patrząc jednak na najnowszy film Jamesa Gunna możemy zauważyć dobry sygnał dotyczący pewnej poprawy jakości przede wszystkim fabularnej. Trudno tu mówić, czy to już pewna tendencja, czy wyjątek od reguły, ale pewne jest jedno. „Strażnicy Galaktyki” ocalili nie tylko świat, ale także uniwersum Marvela. Wybierzcie się do kina i zobaczcie sami!
Ocena: 8/10
Premiera w Polsce: 05.05.2023 – Gdzie obejrzeć: kino – Długość filmu: 2 godziny 30 minut Rodzaj: sci-fi – Reżyseria: James Gunn – Scenariusz: James Gunn – Występują: Chris Pratt, Chukwudi Iwuji, Bradley Cooper, Pom Klementieff, Dave Bautista, Karen Gillan, Vin Diesel, Austin Freeman, Stephen Blackehart, Terence Rosemore, Maria Bakalova, Sean Gunn, Sarah Alami, Jasmine Munoz, Will Poulter, Giovannie Cruz, Nico Santos, Miriam Shor.