Mass Effect 3: Omega DLC - Recenzja
Czy warto kupić?
Bogaty świat Mass Effect pełen jest emocjonujących zwrotów akcji i chwytających za serce scen. Najnowszy dodatek do trzeciej odsłony serii pod żadnym względem nie podnosi tej poprzeczki, a drobnymi błędami nawet trochę zaniża poziom.
„Omega” to zakończenie historii, którą poznaliśmy na stronach komiksu „Mass Effect: Invasion”. Idylla wszystkich wyrzutków galaktyki, tytułowa stacja kosmiczna zostaje zaanektowana przez organizację Cerberus, a jej władczyni po solidnej porażce ucieka obiecując zemstę. Z pomocą przychodzi komandor Shepard, który w zamian może później zyskać wsparcie Arii T'Loak w walce ze Żniwiarzami. Nie liczcie na nic więcej - dodatek „Omega” zakłada tylko zamknięcie tego jednego wątku fabularnego i nie ma większego wpływu na trzon opowieści przedstawionej w Mass Effect 3.
W czerpaniu pełnej przyjemności płynącej z zemsty na okupancie przeszkadzają jednak dwa istotne czynniki: wysoka cena oraz liczne niedoróbki. Cztery godziny rozgrywki to stosunkowo mało jak na tak koszt czegoś, co spokojnie mogłoby być integralną częścią Mass Effect 3, a nie oddzielnym dodatkiem.
Do boju Shepard rusza bez załogi Normandii, gdyż Aria ufa tylko jemu. Prawdziwy powód leżał poza granicami cyfrowej przygody - nad „Omegą” pracowało tylko studio Bioware Montreal, a scenarzyści odpowiedzialni za postacie członków drużyny to zespół z Bioware Edmonton. Niemniej jednak, kompani w tym dodatku nie zawiedli. Poza oczywistym towarzystwem żądnej krwi asari, mamy przyjemność poznać Nyreen Kandros - turiańską kobietę, której również zależy na wyrwaniu stacji ze szponów Człowieka Iluzji. Historia turianki w ciekawy sposób przeplata się z losami Arii i istotnie wzbogaca główny wątek. Debiutujący na łamach komiksu Oleg Petrovsky - generał Cerberusa, strateg i taktyczny geniusz - potraktowany został nieco niechlujnie i nie jest już tak intrygującą i ciekawą postacią. Osoby, które nie czytały „Mass Effect: Invasion” mogą uznać go za niewyróżniającego się na tle reszty zbirów Cerberusa. Ot, bufon w białym wdzianku - a przecież to była taka złożona, ciekawa osobowość!
Sama przygoda urozmaicona jest zwiedzaniem nowych zakątków Omegi. Pomarańczowo-rdzawe barwy, znanych z poprzedniej części gry dzielnic mieszkalnych, przeplatają się z nieznanymi dotąd sektorami kopalni i technicznym zapleczem stacji kosmicznej. Poznajemy również nowych przeciwników: podrasowane mechy bojowe oraz przedstawionych w „Mass Effect: Invasion” Adjutantów. Zarówno jedni, jak i drudzy zmuszają do ciągłego ruchu i szybkiego reagowania w walce. Ten element uznaję za najbardziej dopracowany. Bioware Montreal było odpowiedzialne za pracę nad trybem multiplayer i wiedzę zdobytą na tym poletku przełożyli nie tylko na ciekawe zachowania przeciwników, ale i na przemyślaną budowę poziomów.
Nowe umiejętności biotyczne naszych towarzyszek dodatkowo urozmaicają frajdę, płynącą z kopania tyłków zastępom Cerberusa. Do dyspozycji dostajemy również nowe rozszerzenia broni, które zwiększają obrażenia, ale też i wagę modyfikowanego sprzętu.
„Scenariusz nie wywołał jednak we mnie oczekiwanych emocji. Brakuje gwałtownych zwrotów akcji i zaskakujących decyzji.”
Scenariusz nie wywołał jednak we mnie oczekiwanych emocji. Brakuje gwałtownych zwrotów akcji i zaskakujących decyzji. Od początku do końca tylko i wyłącznie pomagamy Arii odzyskać jej ukochany kawałek kosmicznego królestwa. Dodatkowe błędy w ścieżce dźwiękowej i dziwne zachowania modeli postaci mogą nieco rozproszyć gracza, nawet przy najbardziej zajmującej scenie. W przeciwieństwie do komiksu, gdzie mieliśmy okazję zaobserwować Arię, która w obronie Omegi zdolna była do brawurowych akcji, tu tylko pod koniec przygody pozwala sobie na nieco finezji w przypływie złości. Samo zwieńczenie przygody nie daje oczekiwanej satysfakcji, a brak możliwości wrócenia na stację po ukończeniu dodatku jeszcze bardziej zawodzi.
Spodziewałem się drugiego „Lair of the Shadow Broker”, ale w efekcie dostałem mniej emocjonujące cztery godziny przewidywalnej przygody, która w przeciwieństwie do wspomnianego dodatku nie jest warta swojej ceny (przynajmniej tej z dnia premiery).