Skip to main content

Mass Effect: Andromeda - Recenzja

Kosmiczna przygoda. Dziś europejska premiera.

Eurogamer.pl - Rekomendacja odznaka
Fani serii Mass Effect, miłośnicy lekkiego SF, eksploracji kosmosu i świetnej walki  - każdy znajdzie tu coś dla siebie.

Mass Effect: Andromeda proponuje idealne połączenie starego z nowym. Otrzymujemy wystarczająco dużo znajomych elementów i cech cenionej serii, ale także porządną dawkę świeżych i ciekawych rozwiązań. Wszystko to składa się na świetną przygodę, którą napędza intrygująca fabuła.

Bohatera - lub bohaterkę - o nazwisku Ryder poznajemy, gdy wybudza się z hibernacji po 600 latach podróży na Hyperionie, czyli Arce transportującej dwadzieścia tysięcy ludzi. Nowa galaktyka to nowe wyzwania. Od razu zabieramy się do pracy, by zbadać pewną podejrzaną planetę, która według pierwotnych założeń miała być nowym domem ludzkości. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem, a członkowie ryzykownej ekspedycji muszą improwizować.

Bioware nie udało się idealnie rozpocząć opowieści. O ile same założenia fabularne mogą zainteresować, to główny wątek nabiera tempa dopiero później, po kilku godzinach. Spotykamy nową rasę i poznajemy jej historię powiązaną między innymi z agresją kettów. Związek między tymi gatunkami jest naprawdę intrygujący.

Również w późniejszych etapach pojawiają się dodatkowe wątki, pytania o głównego „złego”, interesujące zwroty akcji oraz zwiedzanie najciekawszych planet. Pojawiają się kolejne misje lojalnościowe, w większości zajmujące - tym bardziej, że na towarzyszach po prostu nam zależy. Współpracownicy bohatera wypadają świetnie. Nawet ludzcy członkowie załogi, którzy z początku wydają się nieco nudni, odkrywają przed nami swoje prawdziwe oblicza.

Ładnych widoków nie brakuje

Niezwykle przyjemnie jest wrócić na statek i po prostu słuchać kompanów. Uśmiechamy się, gdy zadziorna asari Peebee robi na złość doktor Lexi, albo gdy ktoś plotkuje na nasz temat. Kroganin Drack od pierwszych chwil okazuje się godnym następcą poprzedników z trylogii Sheparda. Uparty, odważny, bezpośredni, ale też całkiem rozsądny, gdy zachodzi potrzeba. Tak mógłby wyglądać dziadek Wrexa.

Jest też komandos Cora, która zaskakuje informacjami o swojej przeszłości, wyluzowany Liam, z którym zawsze miło zamienić parę słów, a także pomocna turianka Vetra ze swoimi rodzinnymi problemami. Wreszcie salariański pilot i nawigatorka Suvi, których spotykamy na mostku, a na przestrzeni całej przygody słyszymy, jak zawiązuje się między nimi coraz większa przyjaźń.

Zobacz: Mass Effect: Andromeda - Poradnik, Solucja

Typowy dla Mass Effecta klimat buduje częste spacerowanie po statku - by rozmawiać z załogą, sprawdzać wiadomości czy prowadzić badania. Tempest to godny następca Normandii, nie za duży, nie za mały i imponujący wyglądem. Jest też odpowiednik Cytadeli - międzygatunkowej stacji kosmicznej z trylogii. To Nexus, do którego w założeniach miały zadokować cztery Arki podróżujące z Drogi Mlecznej. To miejsce pełne zróżnicowanych postaci, wewnętrznych przepychanek politycznych i drobnych, ale często ciekawych zadań pobocznych. Od śledztwa w sprawie sabotażu, do udzielania wywiadu dziennikarce.

Ryder jest Pionierem ludzkości, a więc jego rola to szukanie miejsc, w których można założyć pierwsze placówki. Na kilku planetach zajmujemy się między innymi badaniem ruin zaawansowanej cywilizacji, by „odblokować” tajemnicze krypty, dzięki czemu w wyznaczonym obszarze może powstać zalążek pierwszej kolonii. Trzeba jednak przyznać, że kroki niezbędne do dotarcia do imponujących krypt wprowadzają pewną powtarzalność.

Zobacz na YouTube

Założenie placówki na planecie otwiera szereg nowych możliwości, a w niektórych przypadkach niedostępne wcześniej tereny. Pojawiają się dodatkowe misje poboczne, dlatego często mamy powód, by na każdy świat powrócić. Można mieć jednak zastrzeżenie do niektórych opcjonalnych zadań, bo zdarza się, że sprowadzają się tylko do wycieczki w oznaczone miejsce i nie oferują satysfakcjonującego tła fabularnego.

Planety, po których możemy poruszać się Nomadem - będącym przyjemniejszym w obsłudze odpowiednikiem Mako z pierwszego Mass Effect - są spore. Mówimy nawet o rozmiarach kilku połączonych lokacji z Dragon Age: Inkwizycja. Dzięki pojazdowi nie odczuwamy jednak znużenia eksploracją.

Podczas zwiedzania spotykamy kolejne grupy wrogów, postacie, które zlecą nam nowe zadania, różne punkty zainteresowania i - przede wszystkim - piękne widoki. Oddane do naszej dyspozycji planety są bardzo zróżnicowane, właściwie każda jest zupełnie inna od poprzedniej. W sumie odwiedzimy sześć takich, po których możemy swobodnie się poruszać. Do tego dochodzą oczywiście mniejsze lokacje specjalne, choćby w misjach lojalnościowych czy pobocznych, a także dwa miasta.

Akcja toczy się w klasterze Helejosa, a więc w wycinku Andromedy. Planet jest tu w sumie kilkadziesiąt, ale większość to tylko punkty na mapie galaktyki, którym możemy się przyjrzeć. Gdzieniegdzie wykrywamy anomalie, wysyłamy sondy i pozyskujemy z nich surowce. Szkoda tylko, że przemieszczanie się między kolejnymi układami jest nieco żmudne. Każde kliknięcie nowego systemu czy planety to kilkanaście sekund animacji lotu, co trochę męczy.

Używanie skanera błyskawicznie wchodzi w nawyk - dzięki niemu zdobywamy między innymi punkty badań

Podstawą rozgrywki - obok interakcji z niezależnymi postaciami i eksploracji - jest walka. To bezsprzecznie najlepszy element Mass Effect: Andromeda, co automatycznie sprawia, że atrakcyjnym urozmaiceniem jest świetny tryb sieciowej kooperacji i odpieranie ataków fal przeciwników.

Starcia są bardziej dynamiczne niż w poprzednich częściach. Korzystanie z osłon terenowych wciąż ma znaczenie, ale mamy też inne możliwości, z których chętnie korzystamy. Wprowadzenie pakietu skokowego i szybkiego uniku z dopalaczem zachęca do częstej zmiany pozycji, by unikać niektórych wrogów, zachodzić innych od tyłu, czy też przedostać się do skrzynek z amunicją i apteczkami.

Niezwykle satysfakcjonujące jest wyskoczenie w powietrze, zatrzymanie się na moment i oddanie celnej serii w oponenta, a następnie wykonanie biotycznej szarży i błyskawiczne odskoczenie w inne miejsce. W pierwszych minutach czujemy lekki chaos, ale bardzo szybko opanowujemy nowe zasady walki i cieszymy się każdą jej chwilą.

Potyczki są też wymagające, a większe bitwy sprawiają problemy nawet na normalnym poziomie trudności. Na wyższych niezbędne jest już odpowiednie dobieranie celów i używanie najlepszych w danej sytuacji zdolności. Powracają też kombinacje mocy, które też należy stosować z rozwagą, by wykorzystać te potężne eksplozje jak najbardziej efektywnie. Niektóre moce pełnią rolę zapalników - gdy zaraz po ich użyciu trafimy wroga mocą-detonatorem, zadajemy spore obrażenia obszarowe.

Sporą zmianą, wpływającą na przebieg walk, jest zrezygnowanie z podziału na klasy. W miarę rozwoju możemy odblokowywać dowolne moce z kategorii walki, biotyki i technologii. Jednocześnie wyposażymy maksymalnie trzy, ale możemy takie potrójne zestawy zmienić nawet w trakcie starcia. To dzięki profilom - każdy z sześciu oferuje inne bonusy procentowe do różnych ataków czy atrybutów. Do profilu przypisujemy trzy moce, a na pasku szybkiego wybierania ustawić możemy cztery profile. Dzięki temu zawsze możemy błyskawicznie zmienić strategię.

Strzelać możemy też zza osłony, choć nie jest to zbyt skuteczne

Nie zabrakło zbierania surowców, które najczęściej pozyskujemy z różnych skrzyń i pojemników, a także wysyłając z Nomada drona wydobywczego. Minerały i zasoby zużywamy do produkcji broni, pancerzy i innych elementów wyposażenia. Eksplorując galaktykę zbieramy też punkty badań, które wydajemy na dodawanie kolejnych prototypów do menu produkcji. Fani craftingu będą mieli zajęcie.

Pod względem technicznym nowy Mass Effect ma pewne problemy. Animacje bywają dziwne i nienaturalne, a często zabawne, ale dotyczy to głównie postaci ludzkich. Szkoda, bo przez to trudno czasem utożsamiać się z bohaterem. Obserwowaniu krogan, turian czy salarian nie towarzyszą już jednak żadne dziwne odczucia. Wersja na PS4 to także nieco powolnie ładujące się tekstury otoczenia podczas jazdy Nomadem, ale szybko się do tego przyzwyczajamy.

Niedoskonały jest także interfejs. Szczególnie zarządzanie dziennikiem - misje są poukładane w różnych kategoriach bez logicznego porządku. Oznaczanie konkretnych celów zadań z wieloma miejscami do odwiedzenia też mogłoby być lepsze.

Mass Effect: Andromeda to udana i wciągająca przygoda w kosmosie. Zabrakło być może zapadających w pamięć zadań pobocznych i większego dopracowania, lecz wyjątkowy klimat, różnorodne światy, towarzysze oraz związane z nimi misje, a także rewelacyjna walka, czynią tę grę godną polecenia.

Zobacz także