Mateusz Zdanowicz: Pięć najlepszych gier 2016 roku
Wielkie hity i niespodzianki.
W tym cyklu każdy z naszych autorów i dziennikarzy przedstawia pięć najlepszych gier mijającego roku. Zobacz poprzednią listę.
W 2016 roku otrzymaliśmy chyba mniej wysokobudżetowych hitów, które zachwyciły wielu graczy. Być może dlatego, że to przede wszystkim rok kontynuacji?
Dark Souls 3, Battlefield 1, Gears of War 4 - to tylko niektóre przykłady tytułów, które są świetne, ale nikt nawet nie stara się zaprzeczyć, że nie są w dużej mierze oryginalne. To kolejne odsłony serii, które dobrze już znamy. W efekcie, choć nadal wciągają, mogą nie budzić już tak dużego poczucia zachwytu, co poprzednie odsłony.
Oczywiście sequele też mogą być wyjątkowe, mogą mocno przypaść do gustu, co potwierdza Dishonored 2 na szczycie mojego osobistego rankingu. Nawet mimo tego szkoda jednak, że nie otrzymaliśmy trochę więcej gier AAA będących początkiem nowych serii - poza paroma wyjątkami.
Wyjątkiem takim było świetne Overwatch. Strzelanka, do której regularnie wracam, chociaż nie umieściłem jej w zestawieniu ulubionych gier. Na listę nie załapało się też Uncharted 4, które było świetną przygodą, ale rozgrywka momentami nieco męczyła.
Wymieniam też dwa tytuły niezależne, które bez wątpienia mogę zakwalifikować do kategorii: „fenomenalne”. Mniejsze gry częściej podejmują ryzyko i stawiają na mniej popularne rozwiązania. Kończący się rok był wybitny dla miłośników gier indie i mam nadzieję, że kolejny będzie jeszcze lepszy.
1. Dishonored 2
Jedyny sequel w tym zestawieniu, ale przy okazji sequel idealny. Świetną rozgrywkę z poprzedniej części rozwinięto tylko trochę, lecz wystarczyło to, by powstała gra wciągająca na długie godziny.
Skradanie się i pozostawanie w cieniu jest wyjątkowo satysfakcjonujące. Wykorzystywanie mocy w walce też sprawia frajdę, a obecność dwóch bohaterów zachęca do ponownego przejścia kampanii, przy okazji stosując inną taktykę niż za pierwszym podejściem.
Produkcja od Arkane to ideał pod względem struktury lokacji. Nie otrzymujemy otwartego świata, ale nie jesteśmy też ograniczani liniowością. Każdy obszar to kolejna dawka wolności, a jednocześnie wszystkie zakątki, pomieszczenia i ulice są bogate w szczegóły.
Wszędzie możemy odkryć kolejne informacje na temat historii, postaci i świata, który niezmiernie fascynuje. Czytanie w odnalezionych książkach opowiadań o wielkim kontynencie rozbudza wyobraźnię. Uniwersum Dishonored jest niezwykłe i ma jeszcze wiele do zaoferowania.
2. Doom
Piękny, brutalny taniec. Nowy Doom to zupełne przeciwieństwo współczesnych strzelanek, w których często najlepszą taktyką jest atakowanie wrogów zza osłony, by móc szybko schować się i regenerować zdrowie.
Tutaj musimy bez przerwy pozostawać w ruchu i żonglować arsenałem, by odpowiednio zająć się każdym przeciwnikiem, zbierać apteczki i amunicję oraz uciekać przed potężniejszymi demonami, by w trakcie biegu przemyśleć, jak się z nimi rozprawić.
Wielkim osiągnięciem jest perfekcyjnie zaimplementowany system finiszerów, który przed premierą budził wątpliwości. Efektowne ciosy wykańczające nie wpłynęły jednak negatywnie na tempo zabawy, a korzystanie z nich jest opłacalne, a czasem ryzykowne.
Świetny gunplay i idealną atmosferę brutalnej rozwałki potęguje doskonale dopasowana ścieżka dźwiękowa. Mick Gordon, odpowiedzialny też za muzykę do Killer Instinct, stanął na wysokości metalowego zadania.
Drobnym minusem, wydaje się nieco przeciągnięta końcówka. Ostatnie dwie godziny to już brak nowych przeciwników, a bohater nie rozwija się i ma na tym etapie większość ciekawych ulepszeń.
3. Owlboy
Najlepsza niezależna gra roku w moim prywatnym rankingu. Wszystkie elementy składowe stoją na najwyższym poziomie - rozgrywka, oprawa i historia.
Nie jest to kolejna typowa platformówka, gdyż sporo czasu spędzamy na lataniu. Otus, główny bohater, może też chwytać towarzyszy, którzy - wyposażeni w odpowiednią broń - pomagają rozprawić się z przeszkodami i wrogami.
Świetna jest w tej grze różnorodność. Nie robimy nieustannie tego samego. Czasem musimy się skradać i przemykać za plecami przeciwników, kiedy indziej skupiamy się na otwartej walce, innym razem na jak najszybszym pokonaniu lokacji.
Przede wszystkim jednak porywa niesamowity klimat. Muzyka perfekcyjnie uzupełnia bajkową oprawę. Jeżeli przyznawałbym nagrodę w kategorii „Najlepsza grafika Pixel-art”, Owlboy byłby niezaprzeczalnym zwycięzcą.
Nigdy nie widziałem jeszcze tak bogatej w detale produkcji stawiającej na pikselowy styl graficzny. Widzimy nawet wyraźnie uśmiech na twarzy bohatera, wszystkie animacje budzą podziw, jednocześnie nadając wszystkim interesującym i zabawnym postaciom dodatkowego charakteru.
4. The Last Guardian
Niezwykła i jedyna w swoim rodzaju przygoda, którą można pokochać, nawet pomimo sporej dawki frustrujących momentów. Od początku do końca czuć, że to nowy tytuł od twórców Ico i Shadow of the Colossus.
Sterujemy małym chłopcem, ale ważniejszy jest Trico - dziwny stwór, który pomaga bohaterowi wydostać się z tajemniczych ruin. Żadna gra nie sprawiła, żebym tak przywiązał się do wirtualnego zwierzaka. Nawet Fable 2.
Sterowanie bywa okropne, a Trico potrafi ignorować nasze polecenia, co denerwuje. Mimo to, ze względu na autentyczną troskę o zwierzaka, w końcu przymykamy oko na wszystkie niedociągnięcia.
Bez wątpienia nie jest to gra dla każdego - i trudno się dziwić. Jeżeli jednak ciepło wspominacie produkcje Fumito Uedy, jest spora szansa, że zachwycicie się również The Last Guardian.
5. ICEY
To dla mnie odkrycie roku. Nie usłyszałbym zapewne o tej grze, gdyby nie pewien podcast - i wiele bym stracił. ICEY jest jedną z najlepszych gier indie 2016 roku, a jednocześnie jedną z mniej znanych.
Pod względem mechaniki mamy do czynienia z dwuwymiarowym slasherem. Tak mogłaby wyglądać Bayonetta, gdyby nieco uproszczono rozgrywkę i przedstawiono ją w 2D. System walki jest wymagający i sprawia frajdę, a jednocześnie stanowi często spore wyzwanie.
Nie mamy jednak do czynienia tylko ze świetną grą akcji, ale jednocześnie z tytułem, który w inteligentny sposób bawi się opowiadaniem historii oraz narracją. Twórca łamie tu czwartą ścianę, zwraca się czasem do bohaterki, a czasem bezpośrednio do nas.
Szybko zdajemy sobie sprawę, że przygoda skrywa drugie dno, a celowe zbaczanie z wytyczonych ścieżek może odkryć jeszcze więcej niespodzianek i tajemnic. Choć gra jest krótka, to chętnie uruchamiamy ją na nowo, by poznać kolejne sekrety.