Mechaniki z gier wideo, które przydałyby się w prawdziwym życiu
Byłoby fajnie.
Nie macie czasem wrażenia, że grawitacja - przy wszystkich jej zaletach - częściej wadzi niż pomaga? I czy naprawdę trzeba jechać do pracy 40-minutowym objazdem, skoro jeszcze tydzień wcześniej dojeżdżaliśmy tam w niecały kwadrans? Gdyby tylko dało się przenieść do prawdziwego życia niektóre mechaniki z gier wideo! Wszystkie najbardziej palące problemy pierwszego świata zniknęłyby błyskawicznie.
Oto więc kilka takich rozwiązań rodem z gier wideo, które moim zdaniem uczyniłyby życie znacznie piękniejszym. Część z nich to oczywiście czysta fantazja, ale niektóre dałoby się pewnie stworzyć z wykorzystaniem jakiejś turbo nowoczesnej technologii z tajnego laboratorium Tesli. Na mojej liście nie znalazły się jednak mechaniki związane z walką, ani żadne inne, które potencjalnie uatrakcyjniłyby dziesiątkowanie bogu ducha winnych przechodniów - na wypadek, gdyby Elon Musk miał przeczytać mój tekst i powiedzieć: „potrzymaj mi piwo, Tomek”.
Nieskończony ekwipunek
Wychodzisz z domu. Niby tylko po maść na ból pleców, ale zaraz przypominasz sobie, że musisz kupić cztery cukinie i makaron typu „wstążki”, a do tego kończy się Kret, a na uchwycie wisi ostatnia rolka papieru. W połowie drogi telefon wibruje ci w kieszeni. To SMS od dziewczyny: „kup mi coś dobrego”. A skoro już jesteś na mieście, to głupio byłoby nie odebrać przesyłek z paczkomatu. Dwie godziny później wracasz zziajany do domu, tarabaniąc cztery siatki zakupów, a opakowanie „wstążek” co chwilę wyślizguje ci się spod pachy. Jest tylko jedno rozwiązanie tego problemu - nieskończony ekwipunek. Potrzebujemy go i to na wczoraj.
Szybka podróż
A skoro już o chodzeniu mowa. Część ludzi narzeka ostatnio na mechanikę szybkiej podróży w Starfieldzie. Że jest jej za dużo, że działa w zasadzie jak teleporter, że zniechęca do samodzielnej eksploracji. Dla mnie to żaden problem. 60 procent mojego ciała to standardowo woda, ale pozostałych 40 to mieszanka domatorstwa i introwertyzmu. Wychodzę z domu tylko wtedy, kiedy muszę, najchętniej z głową ukrytą pod kapturem, żeby ktoś przypadkiem mnie nie rozpoznał i nie spytał „co słychać?”. Gdybym tylko mógł, korzystałbym z mechaniki szybkiej podróży, wybierając się nawet do kuchni. Od gier oczekuję, że pozwolą mi tę fantazję zrealizować.
Uzdrawiający sen
Ale gdy poziom HP zaczyna niebezpiecznie spadać, nie ma zmiłuj - trzeba przestać googlować „dlaczego od trzech tygodni krwawię z uszu” i po prostu wybrać się do lekarza. No właśnie, ale czy naprawdę trzeba? Gry wideo rozwiązują ten problem dużo lepiej niż konwencjonalna medycyna. Nie mówię nawet o apteczkach czy ziółkach, bo te trzeba wcześniej znaleźć lub wycraftować. W niektórych produkcjach wystarczy po prostu położyć się i zmrużyć oczy na godzinkę czy dwie. Po takiej uzdrawiającej drzemce nie tylko czujemy się lepiej - dziury po kulach znikają a kości zrastają się. To jest dopiero bezpłatna służba zdrowia na wysokim poziomie!
Sprzedaż rupieci
Chociaż dziewczyna każe mi regularnie pozbywać się z mieszkania niepotrzebnych gratów, moim zdaniem to nie one są problemem, ale brak uniwersalnej definicji „gratów”. No bo dla mnie to nie graty. Wszystko, co chomikuję w szufladach, wydaje mi się niezbędne. Co z tego, że części tych rzeczy nie użyłem od jedenastych urodzin. Są super i możliwe nawet, że wciąż działają. Kto ma zatem rację? Ten odwieczny konflikt może rozwiązać jedynie opcja, która znajduje się w wielu grach i która pozwala po prostu pójść do kupca i wybrać przycisk „sprzedaj rupiecie”. On już dobrze wie, co rupieciem jest, a co nie.
Automatyczny zapis
Wiele przysłów i mądrości ludowych głosi, że człowiek uczy się na błędach. Ja jednak konsekwentnie popełniam te same błędy i raz za razem wpadam w te same kłopoty. I żadne stare porzekadło nie zmusi mnie, żebym „nie wchodził drugi raz do tej samej rzeki”. Jedyna mądrość, do której się stosuję, pochodzi od greckiej bogini Nike, która podobna zwykła mawiać: „Just do it”. Więc robię to. Choć przyznam, że byłoby dużo łatwiej, gdybym mógł po prostu wrócić do stanu sprzed ostatniej porażki i spróbować jeszcze raz tak jak w grach z automatycznymi zapisami. Obawiam się tylko, że wtedy mógłbym na zawsze utknąć gdzieś w okolicach czwartego roku życia - to był chyba początek złej passy.
Bumerang
Czasem, gdy w grze wideo mierzę się z wyjątkowo trudnym przeciwnikiem, mój poziom frustracji jest tak wysoki, że pomóc go rozładować pomogłoby tylko ciśnięcie kontrolera w kąt. Albo wyrzucenie konsoli z piątego piętra. Ale nie robię tego, bo wiem, że musiałbym wstać z łóżka i zejść po nią na dół. Wszystko byłoby dużo prostsze, gdybym mógł przywołać rzucony przedmiot tak jak Kratos z God of War przywołuje rzucony topór. Jeden przycisk na padzie i żelastwo wraca do jego dłoni jak bumerang.
Słowa kształtujące rzeczywistość
Uwielbiam indyki (te cyfrowe, bo prawdziwych trochę się boję), a jedną z moich ulubionych produkcji niezależnych jest Baba Is You - niepozorna, oszczędna graficzne gra logiczna, w której podstawową mechaniką jest łączenie ze sobą sylab i przekształcanie otoczenia zgodnie ze znaczeniem tworzonych w ten sposób wyrazów. To mechanika ostateczna. Gdyby udało się ją zaimplementować w naszej rzeczywistości, wszystkie inne, o których wyżej napisałem, również stałyby się częścią naszego świata. Tylko błagam, Elon, nie wdrażaj tej mechaniki na Twitterze (to znaczy: X-ie).