Skip to main content

Medal of Honor: Allied Assault - Retrospektywa

Wszystkie twarze wojny.

W opancerzonej łajbie dobijamy flegmatycznie do brzegu Normandii. Przesiąknięte wodą ubrania i ekwipunek ciążą na zmęczonych ciałach. Fale morskie rozbijają się o blachę dryfującej trumny. Wybiegamy.

Pole walki pokrywa gęsta od porannego bombardowania mgła. Niemieckie kule przecinają niespokojne powietrze. Przez szum w głowie przedzierają się jęki poległych braci i serie z karabinów maszynowych. Prę przed siebie z nadzieją, że to piekło kiedyś się skończy. Mówili, że za udział w takich akcjach można dostać najwyższe odznaczenie w wojsku - Medal Honoru, ale na wojnie nie myśli się o takich rzeczach. Marzy się o powrocie do domu.

Silne emocje i wierne rekonstrukcje działań aliantów z II wojny światowej towarzyszą Medal of Honor: Allied Assault. To pierwszoosobowa strzelanka, w której wcielamy się w Mike'a Powella, żołnierza piechoty Armii Stanów Zjednoczonych i bierzemy udział w kluczowych bitwach tamtego, mrocznego w dziejach historii, ale fascynującego okresu. Odbijemy więc opisywaną plażę Omaha, pukamy do drzwi wroga w Północnej Afryce, zwiedzamy pieszo i w czołgu francuskie prowincje, a wszystko po to, by przebić się do serca III Rzeszy.

Z niektórymi żołnierzami zdążymy się zżyć podczas kampanii fabularnej

„Allied Assault to pierwowzór popularnej serii Medal of Honor i de facto strzelanin typu Call of Duty czy Battlefield.”

Allied Assault to pierwowzór popularnej serii Medal of Honor i de facto strzelanin typu Call of Duty czy Battlefield. To shooter inspirowany dramatem wojennym Spielberga „Szeregowiec Ryan”, czego skutki odczuwamy na każdym kroku. Wartkie tempo akcji, zwroty scenariusza i wzruszające sceny przeplata beznadzieja i bezsilność, towarzyszące na polu walki w chwilach zwątpienia.

Kampania fabularna robi wrażenie rozmachem dzięki zastosowaniu skryptów, które - z dzisiejszego punktu widzenia - byłyby zapewne nie do zaakceptowania. Już w pierwszej misji, po kilku krokach, znajdziemy się na dziedzińcu budynku i staniemy przed drzwiami, przez które musimy przejść. Niestety, będą zamknięte, a mechanizm, który wyłoni z pobliskich okiennic i dachów kolejną grupę Niemców zadziała tylko wówczas, gdy dosłownie dotkniemy nosem drzwi.

Na szczęście takich sytuacji jest niewiele. Skrypty całkiem nieźle wypełniają swoją funkcję - sprawiają, że czujemy się, jakbyśmy naprawdę uczestniczyli w działaniach wojennych. Podwyższony puls podczas kucania w okopach i uspakajanie oddechu w trakcie celowania z karabinu snajperskiego to odruchy bezwarunkowe, które szybko wchodzą w krew. W Allied Assault nie tylko pola bitwy zostały realistycznie odwzorowane, ale także dostępny arsenał, w tym wolno przeładowujący się karabin M1 Garand czy legendarny pistolet maszynowy Thompson z charakterystycznym odgłosem wystrzału. Dosiądziemy także czołgu typu Tygrys, którym sforsujemy pojazdy i oddziały przeciwnika.

Dlaczego ci wyżsi stopniem zawsze mają najgorszą broń?

W sporej części misji współpracujemy w drużynie, a towarzyszami kieruje sztuczna inteligencja. Zarówno naszym kompanom, jak i wrogom nie można odmówić sprytu - żołnierze kryją się za przeszkodami, dźgają bagnetami, używają stacjonarnych karabinów i stosują atak z flanki. Dziś takie zachowania na komputerowym polu walki to standard, ale w ówczesnych czasach była to rewolucja, która zakorzeniła w strzelankach hollywoodzkie kadry i dynamiczne tempo akcji.

Autentyczności zabawy dopełnia fakt, że już na średnim poziomie trudności kilka strzałów w korpus kończy się śmiercią, dlatego warto wykorzystywać wszelkie możliwe osłony i z ironicznym uśmiechem „na dzień dobry” wrzucać granaty do bunkrów nieprzyjaciela.

Pomimo upływu 11 lat od premiery, Allied Assault wciąż trzyma klasę. Co prawda, kanciasta oprawa graficzna i towarzyszące jej efekty wybuchów sprawiają dziś, że subtelnie uśmiechamy się pod nosem, ale udźwiękowienie, odgłosy pojazdów, karabinów i odwzorowanie chaosu bitwy, to wciąż majstersztyk. Zresztą wszystkie widoczne dziś gołym okiem niedoróbki w animacji czy skryptach są niczym w porównaniu do niesamowitego klimatu, jaki ma w sobie najlepsza część Medal of Honor.

Tę grę można opisać dwoma słowami: Plaża Omaha. Dla każdego fana wojennych strzelanin zarówno ta misja, jak i cała gra to pozycja obowiązkowa, którą warto sobie przypomnieć.

Zobacz także