Skip to main content

Mercenary Kings - Recenzja

Retro zadyszka.

Wysokie stężenie klasycznej stylistyki, pełnej smaczków i nawiązań do gier końcówki lat 80., zostało zmieszane z popularnymi elementami współczesnej rozgrywki - w efekcie powstała dobra, lecz z czasem nużąca gra.

Zarówno scenariusz, jak i główny cel Mercenary Kings jest prosty jak budowa noża bojowego, którym Rambo otwiera konserwy: członkowie tytułowej, najemnej grupy muszą odbić wyspę pełną naukowców z rąk przebrzydłej organizacji CLAW (Cybernetic Loyal Active Weapon). Źli ludzie przejmują władzę nad tajemniczą Formułą Mandragory, która gwarantuje ludziom zdolności regeneracyjne i inne supermoce. Po pierwszej porażce, dwóch bohaterów - King i Empress - zostają również poddani leczeniu za pomocą mandragorowego serum i teraz jako jedyni mogą stawić czoła złemu komandorowi Baronowi.

Tak oto zaczyna się nasza przygoda na tajemniczej, dwuwymiarowej wyspie. Podobnie jak w klasycznym Metal Slug, biegamy i skaczemy, a dodatkowo turlamy się po kolorowych mapach pełnych uzbrojonych po zęby wrogów wykonując dziesiątki misji. Zaczynamy od wyboru zadania z bazy wypadowej, a następnie udajemy się do śmigłowca, który przewozi nas na wyznaczony teren. Obowiązki podzielone są na kilka grup - raz musimy zebrać konkretną liczbę przedmiotów, innym razem uwalniamy jeńców wojennych, a jeszcze kiedy indziej - polujemy na konkretnego bossa bądź grupkę specyficznych przeciwników.

Zwiastun premierowyZobacz na YouTube

Uwolnieni więźniowie i zebrane po drodze surowce przydadzą się po wykonaniu zadań. Jeńcy mogą okazać się kolejnymi wartościowymi członkami obozu, i z chęcią pomogą w budowie lub sprzedaży nowego, lepszego arsenału. Rodem z serii Monster Hunter wykorzystujemy wszystkie podniesione składniki, by za ich pomocą konstruować nowe narzędzia zagłady.

Mając odpowiednie przedmioty, nie musimy ograniczać się do sztywnych ram logiki - strzelba miotająca kulami jak lekki karabin maszynowy? Czemu nie. Zgrabny karabin strzelający ognistymi pociskami rakietowymi? Po zebraniu kilku części nawet to da się zrobić. Liczba kombinacji jest dosyć pokaźna, jednak wymaga dużo czasu i cierpliwości w poszukiwaniu odpowiednich składników. Poza majstrowaniem przy giwerach, możemy też poddać się kolejnym eksperymentom naukowym, zapewniającym na przykład większy pasek zdrowia, mocniejszy pancerz czy też większe szczęście w odnajdywaniu przedmiotów.

Możliwości rozwoju są kuszące, jednak nierzadko wymagają powtarzania misji, gdzie występują przeciwnicy gubiący poszczególne składniki. Tutaj podwójnie daje się we znaki model wyboru misji, który oferując różne cele do wykonania, wysyła nas ciągle do tych samych lokacji. Otoczenie po jakimś czasie może już nudzić, a patrolujący ciągle ten sam odcinek wrogowie nie zaskakują niczym nowym.

„Wraz z rozwojem naszego najemnika i ulepszanym ekwipunkiem, stajemy się coraz trudniejsi do zabicia”

Amunicja jest nieograniczona, a przeładowywanie wzbogacono o system znany z Gears of War - wciśnięcie przycisku w odpowiednim momencie gwarantuje dodatkowe naboje w magazynku

Poza wtórnością zwiedzanych obszarów, problemem jest model wskrzeszania przeciwników. Wystarczy, by ustrzelony przed chwilą jegomość zniknął poza kadrem, a moc mandragory już przywraca go do życia. Czasami, próbując wskoczyć na kilka platform wyżej, po ześlizgnięciu się musimy znowu strzelać do zabitego już po raz dziesiąty strażnika. Nie byłoby to aż tak kłopotliwe, gdyby nie fakt, że misje często wymagają krążenia po mapie, a liczba apteczek jest ograniczona. Śmierć umniejsza również kwotę wydawaną za wykonanie misji, więc musimy na każdym kroku mieć się na baczności.

Oczywiście, wraz z rozwojem naszego najemnika i ulepszanym ekwipunkiem, stajemy się coraz trudniejsi do zabicia, ale nadal mówimy o stu misjach, gdzie z kolejnym zadaniem wymaga się od nas jeszcze większej wprawy i wytrwałości.

Elementy zręcznościowe wyrastają ponad standardową grę platformową. Prędkość chodzenia i wysokość skakania zależą od udźwigu bohatera. Jeżeli chcemy biegać z wielką spluwą siejącą pożogę i śmierć, to musimy pamiętać, że wskoczenie na niektóre platformy może sprawiać trudność. Warto też poznać własną broń, gdyż każda inaczej się przeładowuje, a kopia mechaniki z Gears of War sprawia, że im zwinniej przeładujemy, tym szybciej będziemy mogli oddać strzał.

Granaty są kluczowe w niektórych starciach, ale dostęp do nich jest utrudniony

Miotanie śmiertelnych pocisków, mimo różnorodności arsenału, cierpi na ograniczenia mechaniki. Możemy strzelać tylko w czterech podstawowych kierunkach, mimo że przeciwnicy bez problemu atakują nas pociskami miotanymi po skosie. Trudno powiedzieć, skąd takie podejście, bo przecież już w pamiętnej Contrze mogliśmy posyłać nieprzyjaciela do piachu, kierując ogień pod kątem czterdziestu pięciu stopni. Co prawda, zmniejszenie celności modyfikowanego karabinu pozwoli na strzelanie w niestandardowych kierunkach, ale nie gwarantuje też, że następny wystrzelony pocisk poleci tam, gdzie poprzedni.

Nieprecyzyjność rzucanych granatów również potrafi zaleźć za skórę, zwłaszcza że możemy nosić ograniczoną ich liczbę. Jeden potrafi skutecznie eksplodować zaraz po dotknięciu wroga, drugi natomiast odbije się i poturla w bok, a nieprzyjaciel znajdzie się poza zasięgiem rażenia.

Karabin strzelający kotami? Dlaczego nie.

Wywindowany poziom trudności i powtarzalne misje można sobie urozmaicić trybem dla wielu graczy. W każdej chwili do trwającej rozgrywki mogą dołączyć znajomi, zarówno siedzący obok, jak i grający na własnej konsoli. Tak samo szybko możemy wejść do losowo wybranej gry innej osoby.

Mercenary Kings nie łączy jednak graczy o przybliżonych parametrach postaci i dość często trafiamy albo na kogoś, kto znajduje się już w misjach końcowych, gdzie mając słaby ekwipunek umieramy po kilku trafieniach, bądź też gramy z kimś, kto jeszcze biega z początkową bronią i musimy po raz setny oglądać ten sam znany już do cna krajobraz.

Tryb multiplayer najlepiej sprawuje się przy umówionych sesjach ze znajomymi, gdzie wspólne wykonywanie powtarzalnych misji jest nieco mniej nużące.

Zabawna opowieść o komandosach ratujących świat nie jest grą złą i nie można powiedzieć, że jest niedopracowana i ograniczona. Wręcz przeciwnie - wydaje się, że głównym problemem tego tytułu jest właśnie chęć rozbudowania go do granic możliwości. W efekcie przyjemność płynąca z zabawy jest mniejsza niż początkowo mogłoby się wydawać.

6 / 10

Zobacz także