Micro Machines World Series - Recenzja
Zabawa w skali mikro.
Wyścigi malutkich aut pędzących po trasach przypominających improwizowane tory dla resoraków budziły zawsze młodzieńcze wspomnienia i przy okazji bawiły rozgrywką dla kilku osób przy jednym telewizorze. Urok Micro Machines World Series może jednak zostać przysłonięty przez nacisk na rozgrywkę wieloosobową, małą różnorodność samochodów i tras oraz skrzynki rodem z Overwatch.
Nie jest to krytyka współczesnych rozwiązań w grach, a jedynie zwrócenie uwagi na fakt, że nie są one w stanie zastąpić rzeczy, które stanowiły o sile danego tytułu. Micro Machines to od zawsze ciekawe turnieje z innymi graczami i komputerem, wiele pomysłowych torów oraz czysta beztroska płynąca z odmiennego podejścia do wyścigów.
W World Series na wstępie uderza kompletny brak trybu dla jednego gracza. Gwoździem programu jest opcja „Quick play”, która wyszukuje dla nas wolne miejsce w jednym z trybów rozgrywki sieciowej z jedenastką innych kierowców. Nie ma mowy o samotnym szlifowaniu umiejętności i nauce poszczególnych etapów.
Metodą obejścia braku trybu single-player jest wybór gry lokalnej (do 4 osób przy jednym urządzeniu) i aktywowanie trzech botów. Nie mamy jednak wtedy dostępu do wszystkich torów, więc trudno mówić tu o poważnej zabawie w wykręcanie najlepszych czasów.
Twórcy przygotowali trzy rodzaje zabawy w sieci. Race to klasyczny wyścig, gdzie wykonujemy kilka okrążeń z zamiarem zdobycia pierwszego miejsca. Głównym minusem jest brak jakiegokolwiek turnieju - tutaj po każdej potyczce szukamy oponentów na nowo.
Elimination to specyficzny rodzaj rywalizacji. Kamera podąża za liderem i jeżeli spadniemy z toru albo będziemy na tyle wolni, że znikniemy poza kadrem, wtedy odpadamy. Jest to niewątpliwie najciekawszy i najbardziej zabawny ze wszystkich rodzajów rozgrywki.
Mimo losowych broni w każdym trybie, ich kluczowa rola ujawnia się głównie w ostatnim, czyli Battle. Dwie drużyny ścierają się na arenie, pomagając sobie w walce specjalnymi mocami, jednocześnie starając się dowieźć bombę do bazy przeciwnika. Ta forma gry jest dosyć chaotyczna, tym bardziej że nie tylko musimy uważać na artylerię wroga, ale i krawędzie planszy. Momentami tracimy poczucie kontroli i trudno czerpać przyjemność ze starć.
Stare Micro Machines słynęło z oryginalnych i sprytnie zaprojektowanych tras. W World Series lokacje są równie ciekawe, ale jest ich zaskakująco mało. Uruchomienie gry na pół godziny skutkuje poznaniem większości torów. Brakuje też balansu - zdarzają się przyjemne i szybkie okrążenia, jak na przykład po stole bilardowym, ale trafiamy także na stół majsterkowicza bądź do lepiącej się kuchni, gdzie na każdym kroku spadamy lub uderzamy w kolejną pułapkę pokroju piły czy palnika gazowego.
Czerpanie przyjemności z pokonywania tras jest trudne również za sprawą samych pojazdów. Auta różnią się wizualnie i możemy wybrać spośród dwunastu dostępnych resoraków, z których większość prowadzi się bardzo podobnie.
Szybko odczuwamy jednak wyjątkowo słabą przyczepność, która potrafi przeszkadzać. Samochodziki ślizgają się na suchej i czystej trasie, a po wjechaniu w plamę oleju, mleka bądź czegokolwiek innego, możemy tylko czekać na automatyczne wrzucenie na tor po upadku. Częstym widokiem jest obserwowanie rywali ślizgających się bezwładnie po planszy.
W grze dostępne są także wyścigi specjalne, które są ograniczone czasowo i pojawiają się tylko co kilka dni. Trafiają się tam nowe tory i tryby, jednak trudno uznać to za system motywujący do uruchamiania gry. Jedyną nagrodą są skrzynie z losowymi przedmiotami do modyfikacji wyglądu samochodzików. Takie prezenty otrzymujemy po każdym awansie na wyższy poziom. Dwanaście pojazdów to jednak stosunkowo mało i znacznie więcej możemy odblokowywać w dwuletniej już wersji mobilnej.
Dziwi również dobór muzyki. Zamiast lekkich, wesołych melodii, pasujących do konwencji gry, przez większość czasu w trakcie gonitw słyszymy średniej półki kawałki elektroniczne pasujące raczej do neonowych strzelanek, futurystycznych bijatyk bądź też berlińskich pubów.
Micro Machines World Series wydaje się ubogie w zawartość. Mała liczba aut, tras, trybów i brak turniejów rozczarowują. Po kilkugodzinnym obcowaniu z grą trudno zmotywować się do powrotu. To wciąż ciekawa propozycja do chwilowej rozrywki ze znajomymi przed jednym ekranem, ale nic, co wciągnie na dłuższy czas.