Microsoft walczy o rynek PC
Czy Valve ma kłopoty?
Konferencja Microsoftu i zapowiedzi wielu tytułów wspólnych dla Xbox One i PC wzbudziły mieszane odczucia. Jedni sądzą, że gigant z Redmond zaczyna właśnie odzyskiwać swoją pozycję po miażdżącej przegranej z Sony na starcie generacji. Dla innych informacja o konsolowych hitach na PC jest sygnałem, że nie warto inwestować w Xbox One nawet, jeśli nowa wersja platformy ma być zauważalnie mniejsza od oryginału.
Znacznie ważniejsze wydaje się jednak to, co platformowe zagrywki Microsoftu zrobią z rynkiem PC. Jakiś czas temu sugerowaliśmy, że Valve, lider sprzedaży cyfrowej na komputerach stacjonarnych, od kilku lat ma spore problemy. Od tego czasu dowiedzieliśmy się, jak nikła jest sprzedaż sprzętu markowanego logo Steam, co jasno sugeruje, że firma Gabe'a Newella utrzymuje się obecnie przede wszystkim z prowizji od sprzedaży gier na swojej platformie i mikrotransakcji w sztandarowych grach.
Sęk w tym, że na obu frontach pojawia się coraz groźniejsza konkurencja. Najpierw Electronic Arts wycofało się ze sprzedaży gier na Steamie, uruchamiając Origin. Niedługo później Ubisoft zdecydowało się na wymuszenie korzystania z UPlay podczas gry na platformie Valve, a na koniec GOG.com ogłosiło, że poza starymi, dobrymi grami zamierza też wydawać te nowe.
Początkowo znaczenie tych wszystkich zabiegów pozostawało nikłe. Gigantyczna biblioteka gier i masa pobocznych bonusów - takich jak dobrze zintegrowane z platformą osiągnięcia czy kolekcjonerskie karty - były zawsze miłym dodatkiem i zachętą, by grać właśnie na Steamie.
Do tego wyprzedaże. Prawdziwe święta graczy, gdzie poza doskonałymi przecenami i atrakcyjnymi pakietami pojawiały się jeszcze atrakcje dodatkowe, takie jak specjalne przedmioty do tytułów sieciowych czy możliwość wygrania kilku produkcji z listy życzeń. Promocje te wygenerowały dziesiątki memów chwalących „Gabena” jako zbawcę PC.
Tyle tylko, że z każdym kolejnym rokiem Valve rezygnowało z ciekawych urozmaiceń, tłumiąc entuzjazm nawet w największych fanach platformy. Święto zmieniło się w garażową wyprzedaż. Trudno winić za ten stan wyłącznie Steama - żyjemy w czasach, w których Humble Bundle zasypuje nas nawet kilkoma atrakcjami tygodniowo, stworzenie więc naprawdę porywającej oferty wymagałoby kosmicznych obniżek.
Serwis Steam Spy pokazuje też, że drastycznie spadła sprzedaż gier między wyprzedażami. Przychody z produkcji niezależnych z trzech tygodni kwietnia - porównując rok 2015 i 2016 - były niższe o niemal trzydzieści milionów dolarów, mimo większych przecen i niższych średnich cen. Liczba sprzedanych kopii wszystkich tytułów indie w tym okresie zmniejszyła się o prawie dwa miliony. Jeśli spojrzymy na platformę całościowo, uwzględniając także większe gry, wyniki są jeszcze bardziej przerażające - zyski spadły o ponad jedną trzecią.
Problem w tym, że Valve ewidentnie nie ma pomysłu, co zrobić dalej, wiec kontynuuje odcinanie kuponów licząc na utrzymanie status quo. Tymczasem konkurencja robi co może, by wyrwać dla siebie jak największy kawałek zaniedbywanego przez firmę Newella rynku. EA ze swoim programem abonamentowym i ofertą wydawania gier niezależnych, GOG z pomysłowym programem pozwalającym skopiować wybrane tytuły z biblioteki Steam - firmy stawiają dopiero pierwsze kroki w drodze do celu, jednak mają potencjał, by zachęcić użytkowników do zmniejszenia częstotliwości zakupów na „jedynej słusznej” platformie i do wydawania części pieniędzy gdzieś indziej.
Właśnie w taki krajobraz wkracza Microsoft, który zadebiutował już, choć niezbyt udanie, z tytułem wydanym jednocześnie na Xbox One i PC. Quantum Break, bo o nim mowa, nie zachwyciło użytkowników komputerów stacjonarnych ze względu na poważne problemy techniczne, ale ten problematyczny start nie oznacza, że firma nie ma szans na zbudowanie sobie przyczółka na tym rynku. Perspektywa grania w konsolowe gry bez konieczności kupowania konsoli bez wątpienia będzie atrakcyjna dla osób, które sporo zainwestowały w swoje maszyny do grania i nie mają ochoty bawić się na dwóch platformach.
Istnieje też spora szansa, że to tylko pierwszy krok. Jeżeli właścicielowi Windowsa uda się znaleźć dostatecznie dużą grupę odbiorców swoich sztandarowych produkcji, nic nie stoi na przeszkodzie, by zachęcić niezależne studia, pracujące nad tytułami na Xbox One, by wydawały gry na PC za pośrednictwem Microsoftu. Bardzo możliwe, że w ciągu następnych miesięcy usłyszymy o kolejnej platformie cyfrowej dystrybucji, tym razem stworzonej przez producenta Xboksa.
Z jednej strony sytuacja ta cieszy - wiele sklepów to wiele okazji na przeceny, specjalne oferty czy zestawy, a więc korzyść dla graczy. Jednocześnie jednak warto pamiętać, że konkurowanie za pośrednictwem cen jest kiepską długofalową strategią i przy zbyt dużym nasyceniu rynku obniżki stracą na znaczeniu.
Nadchodzące zmiany niekoniecznie oznaczają jednak poprawę sytuacji na rynku. Zaletą Steama była możliwość grania we wszystkie tytuły na PC za pośrednictwem jednej platformy. Każda gra była na bieżąco aktualizowana przez działającą całkiem sprawnie aplikację, zdecydowanie upraszczając zabawę. Teraz, gdy Valve solidnie krwawi, a w wodzie pojawia się coraz więcej rekinów, może czekać nas powrót do czasów, gdzie każdy tytuł działa „po swojemu”, a łatwa kontrola nad aktualizacjami i działaniem gier przestanie być możliwa.