Mijający 2015 - rok otwartych światów
10 gier, które warto sobie przypomnieć.
Metal Gear Solid V: The Phantom Pain (wrzesień)
Metal Gear Solid V to tytuł pełen sprzeczności.
W jednym momencie w zaskakująco dobrym tonie porusza tak trudne tematy, jak wykorzystywanie dzieci jako żołnierzy w konfliktach zbrojnych. Chwilę później daje możliwość wystrzelenia barana do stratosfery za pomocą systemu Fulton (niektórych zaskoczy pewnie fakt, że to nie jest wymysł Kojimy - on tylko trochę go podkoloryzował).
Z jednej strony, najnowszy Metal Gear jest niemalże perfekcyjny pod względem rozgrywki. Bez cienia przesady można powiedzieć, że gdyby zlecić komuś opisanie wszystkich systemów, strategii, gadżetów i ich kombinacji, jakie gracze mają w tej produkcji do dyspozycji, to powstałaby kilkusetstronicowa książka, przy której nawet nasz obszerny poradnik mógłby wyglądać blado.
Z drugiej strony, tytuł powstawał w otoczce niesympatycznego konfliktu na linii twórca - wydawca. Sama gra dostała również po premierze wątpliwy zaszczyt zaimplementowania prawdopodobnie najdziwniejszej mikropłatności, jaką do tej pory widzieliśmy na rynku gier.
Czy warto zatem zagrać w Metal Gear Solid V? Zdecydowanie tak. Na każdą wadę, jaką można zarzucić tej produkcji, znajdzie się dziesięć zalet.
Assasin's Creed Syndicate (październik/listopad)
Gdyby stworzyć wykres ukazujący entuzjazm graczy wobec kolejnych odsłon tej serii, to przypominałby wyniki EKG.
Pierwsza część miała potencjał, ale również sporo wad, które poprawiono w drugiej odsłonie i jeszcze bardziej dopieszczono w Brotherhood. Późniejsze Revelations popadło jednak w stagnację, a numerowana trzecia część cyklu spotkała się z chłodnym przyjęciem.
Black Flag ponownie złapał wiatr w żagle, tylko po to, żeby ściąć je gilotyną błędów w Unity. Na szczęście, Assasin's Creed Syndicate pełną parą przywrócił formę serii.
Miejscem akcji najnowszej odsłony jest Londyn. Miasto prezentuje się wspaniale. Dostaliśmy dwójkę asasynów w cenie jednego, a przechodnie nie zapadają się pod ziemię.
Na szczęście, jak w Unity, Ubisoft ponownie pamiętał o słowie „zabójca” w tytule i umieścił w grze ciekawe misje, w których faktycznie chodzi o skrytobójstwo.
Fallout 4 (listopad)
Fallout 4 to znowu te same błędy, sztampowe dialogi, mało ciekawy główny wątek fabularny, taki sobie - chociaż bądźmy uczciwi - znacznie poprawiony system walki, ciągłe zapisywanie gry w strachu przed niemożnością ukończenia zadania, skomplikowany interfejs.
Lecz z jakiegoś powodu za oknem znowu wschodzi słońce, a my nie przespaliśmy nocy - trudno było oderwać się od gry.
Bo prawda jest taka, że ciągle nikt inny nie robi takich gier jak Bethesda. Znajdziemy tytuły ładniejsze, lepiej napisane, z bardziej angażującym systemem walki - znajdziemy je nawet na tej liście. Ale inne gry mogą sobie na to pozwolić, bo ich twórcy tworzą ramę, której nie można przekroczyć.
Bethesda bierze tę ramę i wyrzuca ją na zewnątrz.
Każdy przedmiot można podnieść, obrócić, i postawić na głowie przypadkowym przechodniom. Na każdą górę można wejść, jeśli staniemy u jej stóp i będziemy do uporu skakać. Możemy ukraść wszystkie butelki Nuka Coli w mieście i zbudować sobie w piwnicy kapliczkę ku czci gazowanego napoju.
W grach Bethesdy możemy znacznie więcej niż gdziekolwiek indziej - jest to paradoksalnie największa zaleta, jak i wada projektów tego studia, które - na marginesie - mogłoby opracować wreszcie nowy silnik.
Just Cause 3 (grudzień)
Premiera Just Cause 3 za nami. Wiele można by o tej produkcji napisać, bo tradycyjnie otrzymujemy ogromną „piaskownicę”, w której po prostu można się świetnie bawić zabawkami. Zamiast tego zobaczcie sobie to. A potem to. I na dokładkę jeszcze to.
Osiągnięcie takiego poziomu szaleństwa w innych grach wymagałoby zainstalowania dziesiątek modów, co zwiększyłoby ryzyko wybuchu naszego komputera. Nie wspominając o graczach konsolowych.
Just Cause 3 był tworzony od podstaw z myślą o takich akcjach, jak z powyższych linków. Nie możemy się doczekać żeby sprawdzić, do czego jeszcze można przyczepić krowę.
Xenoblade Chronicles X (grudzień)
Projekt niecierpliwe wyczekiwany przez całe tuziny polskich graczy, którzy zdecydowali się na zakup najnowszej konsoli Nintendo. Ci nieliczni szczęśliwcy otrzymują prawdopodobnie jeden z najciekawszych tytułów roku - pod warunkiem, że nie mają uczulenia na japońskie klimaty i rozgrywkę przypominającą MMO.
Najnowsza gra RPG od Monolith Soft ukaże się tylko na Wii U - najsłabszym technicznie współczesnym sprzęcie. Mimo to skala świata tej produkcji przyćmiewa wszystkie pozostałe gry na liście - tak, nawet Wiedźmina 3 czy GTA.
Oczywiście, samo zrobienie ogromnego świata to żadna sztuka, jeśli miałby świecić pustkami, ale opublikowane już materiały z gry dowodzą, że jest na czym zawiesić oko.