Skip to main content

Mobilny towarzysz gry

Dodatkowe aplikacje angażują, ale często też wyciągają pieniądze.

Często zdarza się, że emocje związane z nową grą nie gasną po wyłączeniu konsoli czy komputera. Pod zamkniętymi powiekami odtwarzamy przeżyte przed chwilą sceny, budzimy się z muzyką, usłyszaną w ulubionej grze. Zamiast myśleć o przyziemnych sprawach, w drodze do pracy czy szkoły bujamy w obłokach, często próbując rozwikłać jakiś wątek fabularny. Albo po prostu rozmyślamy o ciekawym uniwersum.

Dla mocno zaangażowanych graczy wymyślono companion apps - aplikacje mobilne, które jeszcze mocniej angażują nas nas w wykreowane światy. Nie wszystkie z nich są jednak przydatne.

Siedząc w poczekalni przychodni, na parkingu, będąc w pociągu czy toalecie, za pomocą aplikacji zerkamy do ulubionej gry, w pewnym sensie przygotowując się na wieczorną sesję. Nie tracimy czasu: rozwijamy głównego bohatera, poszerzamy wiedzę o uniwersum, wybieramy ekwipunek i przygotowujemy się do kolejnej przygody.

Black Flag, czyli walki piratów na mniejszym ekranie

Koncepcja wykorzystania drugiego ekranu („second screen”) nie jest młoda - PlayStation 3 wykorzystywało PSP czy później Vitę, a pierwsze Wii swojego DSa. Jednak dopiero dynamiczny rozwój rynku smartfonów i tabletów oraz mobilnego Internetu sprawił, że można było zastosować pomysł w szerszej skali oraz na wszystkich platformach.

Wraz z rozwojem sklepów z aplikacjami na telefony, wydawcy gier zaczęli stopniowo interesować się zastosowaniem drugiego ekranu właśnie w urządzeniach mobilnych. Jedną z pierwszych aplikacji tego typu był Smartglass z 2012 roku, dedykowany dla Xboksa 360.

Aplikacje do gier mają bardzo ciekawą perspektywę, ale do tej pory wiele z nich okazało się jedynie wydmuszkami, często przygotowanymi tak, by z zapalonych graczy wycisnąć dodatkowe pieniądze w postaci mikropłatności.

Jakie cechy powinna spełniać dobra aplikacja tego typu? Jak sama nazwa wskazuje, powinna być świetnym kompanem, towarzyszem gry wideo. Z pewnością nie powinien to być wycięty fragment ulubionego tytułu, który mogą sprawdzić tylko użytkownicy tabletów lub smartfonów.

W Battlefieldzie możemy pomagać kolegom z drużyny

Właściwie zaprojektowana aplikacja może zawierać kompendium, z informacjami poszerzającymi wiedzę o świecie gry. Ciekawe jest też przenoszenie mini-gier, dostępnych w samej grze, a dających jakieś dodatkowe korzyści. Często bowiem podczas przygody, gdy chcemy skupić się na rozgrywce, nie mamy na nie czasu, ale w trakcie przejazdu autobusem doskonale umilą nam czas.

Chciałbym podać jakiś sprawdzony przepis, których aplikacji towarzyszących się wystrzegać, ale niestety jest to bardzo trudne zadanie. Opisy i rekomendacje w sklepie Google Play czy App Store nie do końca oddają, na jaki rodzaj programu możemy trafić. Ba! Przykład, który przedstawię poniżej udowadnia, że nawet aplikacja od tego samego wydawcy może w przypadku kolejnej gry okazać się kompletną pomyłką.

Assassin's Creed 4: Black Flag companion app i Assassin's Creed: Unity companion app to dwa diametralnie różniące się od siebie programy. Pirackie przygody Edwarda Kenwaya były świetne, ale już zarządzanie flotą wydawało się dość dziwaczne. Na mapie wyznaczaliśmy szlaki i posyłaliśmy statki. Mini-gra na wielkim ekranie telewizora wyglądała dość komicznie. Prawdę powiedziawszy, nie chciało mi się tracić czasu na zabawę flotą w trakcie właściwej przygody.

Aplikacja towarzysząca okazała się strzałem w dziesiątkę. Ten sam system zarządzania flotą został przeniesiony na smartfony - z oczywistych względów w różnych miejscach nie mamy możliwości włączyć konsoli, ale apka w telefonie to już co innego. Dwa kliknięcia i moje statki płyną w dal, a po powrocie - na przykład z pracy - całość łupu i skarbów trafia do głównej gry. Pomysł idealny, bo z jednej strony - nawet poza domem - angażujemy się w świat gry, a z drugiej - zabawa na telefonie przynosi konkretne korzyści, które powodują, że tym chętniej włączamy wieczorem konsolę z konkretnym tytułem.

Aplikacja towarzysząca AC: Unity spotkała się z krytyką

Zamiast rozwinąć ten fantastyczny koncept, w przypadku Assassin's Creed: Unity spotykamy się z całkowicie innym rozwiązaniem. Bez aplikacji, mającej przecież być „towarzyszem", główna rozgrywka była tuż po premierze poszatkowana. Część skrzyń ze skarbami dostępna była tylko po skorzystaniu z aplikacji - coś, co miało być dodatkiem, ograniczało dostęp do pełnej zawartości gry!

By otworzyć poszczególne skrzynie, gracz zmuszony był do zarządzania zabójcami i rozwiązywania specjalnie zaprojektowanych do aplikacji zagadek, które najzwyczajniej w świecie nie sprawiały przyjemności. Tracimy czas i męczymy się na smartfonie tylko po to, by odblokować fragment ubrania - bez tego nasz bohater będzie miał gorsze statystyki.

Musiało minąć kilka miesięcy, by Ubisoft wreszcie zdecydował się zmienić koncepcję. Wraz z ostatnim patchem, nie musimy już posiadać aplikacji towarzyszącej, by skrzynki otworzyć. Francuski wydawca z pewnością wciąż eksperymentuje - być może w kolejnej części doczekamy się odpowiednio wyważonej aplikacji?

Tymczasem studio Rockstar wybrało inną drogę. Do przebojowego GTA 5 dorzucono aplikację jako niezobowiązujący dodatek. Co więcej, program oferuje bonusy, które nie są istotnym elementem głównej gry. Mowa o aplikacji iFruit. Dzięki niej, możemy zmienić napisy na tablicy rejestracyjnej naszego samochodu albo - wzorem Tamagotchi - opiekować się psem Franklina, uczyć go nowych sztuczek czy wybierać obrożę.

Rockstar stawia na humor

Wydawcy zaczynają też prześcigać się w pomysłach. Wiedzą już, że nasycenie smartfonami na całym świecie jest ogromne, a zaangażowani gracze pecetowi czy konsolowi raczej rzadko sięgają po gry mobilne - przynajmniej nie w takim stopniu jak casuale. Aplikacja Battlefield 4 Commander zapewnia dostęp do trybu dowódcy, co oznacza, że w pewnym sensie możemy grać w ulubiony tytuł za pomocą urządzenia mobilnego.

W aplikacji rozwijamy naszego żołnierza, nie uczestnicząc w bezpośredniej walce, a zarządzając wszystkim odgórnie - główne cele poszczególnych squadów, wysyłanie bezzałogowych dronów, które oznaczają przeciwników na mapie, zrzuty amunicji i sprzętu. Świetny tryb idealnie nadający się do obsługi ekranem dotykowym.

Dobrych aplikacji towarzyszących można by wymieniać znacznie więcej - część z nich pełni role dodatkowych, zewnętrznych mapek rozgrywki, podręcznych encyklopedii i dodatkowych mini-gier.

Jest też jednak sporo mobilnych projektów towarzyszących, po które z pewnością nie warto sięgać - ich użytkowanie wiąże się z dodatkowymi mikrotransakcjami. Najgorszym rozwiązaniem jest bowiem sytuacja, kiedy poza opłatą za samą grę, wydawcy oferują „darmową" grę mobilną, funkcjonującą na zasadach „pay to win" - aby szybko wygrać, musimy dopłacić.

Evolve i transkacje cyfrowe

Evolve: Hunters Quest to wydana przez 2K gra na smartfony. Kompletnie bez związku z normalną rozgrywką Evolve. Tak naprawdę gramy w klon Bejeveled - układamy w rzędzie kolorowe kryształki i w ten sposób zadajemy obrażenia potworkom w toczącej się w tle potyczce. Po zwycięstwie zbieramy doświadczenie dla poszczególnych łowców i odblokowujemy nowe umiejętności.

Oczywiście, możemy też zapłacić za wzmocnienia ataków oraz umiejętności. Co ciekawe, te ostatnie odblokowują się również we właściwej rozgrywce na konsolach i PC, przez co łatwo oszukać główną grę - za pomocą mikrotransakcji w telefonie rozwinąć łowców w Evolve, zamiast tracić czas na faktyczną zabawę.

Nie zmienia to faktu, że duże gry pecetowe czy konsolowe wykraczają już poza same platformy, na których są dostępne. Aplikacje pomocnicze stanowią powoli normę w przypadku wysokobudżetowych tytułów. Nigdy jednak nie możemy mieć pewności, że natrafiamy na coś faktycznie użytecznego. Czasami jest to po prostu próba wyciągnięcia od konsumenta kolejnych pieniędzy lub zmuszenie nas do korzystania z innych urządzeń, jeżeli chcemy odkryć w grze wszystko.

Niewątpliwie, w przypadku dobrze zaprojektowanej aplikacji, mamy do czynienia z wyjątkowym przedłużeniem zaangażowania się w świat gry, a interakcja w trakcie normalnych obowiązków w ciągu dnia tym bardziej zachęca nas do włączenia ulubionego tytułu wieczorem.

Zobacz także