Skip to main content

Mogłem poczekać z graniem w Starfield

Pełna wersja będzie za rok.

OPINIA | Wygląda na to, że już za rok nadejdzie odpowiedni moment, by zagrać w Starfield. Ten rok co prawda trochę zmyśliłem, ale Bethesda zapowiedziała właśnie coś w stylu kampanii naprawczej kosmicznego RPG, która rusza w lutym. Co sześć tygodni otrzymamy kolejną porcję nowości i poprawek, przy czym terminu końcowego nie określono. Nie zdziwiłbym się, gdyby twórcy planowali na dłużej przysiąść przy swoim najnowszym produkcie.

Zazwyczaj przechodzę gry single-player tylko raz, bo bycie zaskakiwanym rozwojem wydarzeń, odkrywaniem nowych lokacji i spotykaniem nowych postaci to dla mnie jakieś 80% radości z gry. Przy takim podejściu mam tylko jedną szansę, by dobrze się bawić, więc w niektórych przypadkach „marnuję” ją na granie tuż po premierze. Kiedyś wydawało się normalne, że pełna wersja jest z grubsza ukończona, ale dziś nie jest to takie oczywiste. Starfield to najwyraźniej kolejny tytuł, w przypadku którego im dłużej czekamy, tym lepsza zabawa.

Za moich czasów (a więc teraz) w Starfieldzie nie było mapy miast i w takiej Nowej Atlantydzie trzeba było znaleźć drogę, korzystając ze znaków. Na planetach można było poruszać się tylko pieszo. Za moich czasów personalizacja statków nie była tak rozbudowana, a udźwig trzeba było zwiększać komendą konsoli, a nie suwakiem w menu. Kiedy ja grałem w Starfield, nie było rozbudowanych mechanik survivalowych. To wszystko zapowiedzieli twórcy na oficjalnym blogu, a można się spodziewać jeszcze więcej nowości i udogodnień. Ach, ci rozpieszczeni gracze z przyszłości - pewnie nie pamiętają, że na premierę Starfield grało się w niepełną wersję!

Kiepski start i popremierowe starania, żeby dopracować grę, a właściwie dodać elementy, które powinny w niej być od początku. Brzmi znajomo, prawda? Historia Cyberpunk 2077 to opowieść o odkupieniu i tytanicznej pracy, która zaowocowała produktem o kilka klas przewyższającym pierwotną wersję. Ale przykładów jest więcej: premierowe No Man’s Sky nijak ma się do gry uzupełnionej aktualizacjami, a w Star Wars Jedi: Ocalały lepiej było omijać na start przez problemy z optymalizacją.

Nie miałbym nic przeciwko, gdyby Bethesda obrała dla Starfield ścieżkę podobną do CD Projekt Red, ale raczej nie jest tak, że za kilka lat gra rozkwitnie jak piękny kwiat i stanie się jednym z najlepszych RPG w historii. Pewne rozwiązania są zapewne tak głęboko zakorzenione w kodzie i silniku, że zwyczajnie nie da się ich poprawić. No i są też inne kwestie nie do ruszenia, jak niespójność świata, kiepski wątek główny i tak dalej.

Żebyśmy się dobrze zrozumieli: nie narzekam, że Bethesda poprawia Starfield. Powinna to robić, bo gra tego wymaga. Po prostu żałuję, że pewnych podstawowych elementów - jak map miast czy nawet oficjalnej obsługi DLSS na PC - nie otrzymaliśmy na start.

Nawet jeśli nie macie problemu z przechodzeniem gier kilka razy, to musicie przyznać, że tylko pierwsze podejście ma w sobie tę niepowtarzalną magię, aurę niepewności, smak eksploracji. Tak jak wszystko w życiu, pierwsze przejście gry jest tylko jedno. Gracze tacy jak ja są więc - nomen omen - na nieco przegranej pozycji.

Zobacz także