Monster Hunter World i zaskakujący dzień w dziczy
Sto godzin to dopiero początek.
To miał być spokojny dzień. Monster Hunter World wciąga niesamowicie i praktycznie zawsze oferuje coś do robienia, ale w leniwe, niedzielne popołudnie planowałem tylko wybrać się na ekspedycję i połowić w spokoju ryby. Bez przygód, bez brawury - tylko ja i zew wirtualnej natury.
Wędkowanie jest z pozoru prostą aktywnością, ale momentami staje mini-grą, w której zmagamy się z silną rybą niechętną do wyjścia z wody. Tracimy też z każdą porażką przynęty, więc bez uprzedniego przygotowania możemy nawet być zmuszeni do wędrówki w poszukiwaniu odpowiednio atrakcyjnych robaków.
W każdym razie - tego dnia czułem się na tyle potężnym łowcą z dobrym ekwipunkiem, że uznałem, iż zobaczę jak dużą rybę można złowić w ramach niedzielnego relaksu.
Oczywiście plan błyskawicznie się zmienił, gdy tylko przypomniało mi się, że ekspedycję pozostawiłem otwartą dla innych graczy i w kilka minut od stanięcia nad brzegiem nie mogłem się skupić na spławiku, gdyż trzech innych łowców dołączyło do mnie i rozpoczęło polowanie na największą spacerującą sobie bestię.
Jako że łupowi nigdy nie mówię „nie”, to w mgnieniu oka porzuciłem wędkę i pobiegłem za nimi. „Ryby nigdzie nie uciekną!” - mówiłem sobie w duchu usprawiedliwiając szybką zmianę zajęcia. Tak właśnie rozpocząłem godzinną przygodę w koralowej krainie.
W trakcie łowów pewien starszy smok próbował krzyżować nam plany, dlatego zaraz po uchwyceniu ściganego Paolumu skupiliśmy się na złapaniu wrednego smoczyska, któremu z kolei towarzyszył rozzłoszczony przez hałasy Odogaron. Spontaniczna przygoda była pełna ekscytujących momentów i chwil, kiedy wątpiłem w sukces, gdyż jeden z graczy opuścił sesję. To właśnie wtedy dołączył do nas on - łowca o poziomie reputacji przekraczającym 50.
Zobacz: Monster Hunter: World - Poradnik, Solucja
Ubrany w pancerz, o którego istnieniu nawet nie wiedziałem wskoczył na pole bitwy i drastycznie przeważył szalę zwycięstwa na naszą stronę. Udało się - bestia padła, a my wróciliśmy do miasta z worami pełnymi łupów. Trafiło mnie wtedy jak właściwie mało jeszcze zrobiłem w porównaniu z tamtym potężnym łowcą i jak wiele jeszcze wyzwań przede mną.
Monster Hunter World jest ogromną grą, która sporą część zawartości kryje za odległymi ścianami wyzwań. Człowiek mógłby pomyśleć, że kończąc główną przygodę widział już wszystko, ale nie - to właściwie początek, za którym czeka sporo wzmocnionych bestii, które nie tylko oferują ciekawe skarby, ale i są największym wyzwaniem. Jeżeli ktokolwiek uważa, że najnowszy Monster Hunter jest łatwy, to najwyraźniej nie dotarł do tego momentu.
Niezapomniane starcie z ogromną bestią i satysfakcja ze stworzenia pancerza z jej skóry i kości mimo wszystko idą w zapomnienie, gdy znienacka uzyskujemy dostęp do zlecenia na upolowanie czarnej bądź niebieskiej wersji ulubionego potwora. To automatycznie zwiększa kolekcję pancerzy o kolejny zestaw i tym samym zachęca do dalszego rozwoju.
Przez to, że tym razem bezboleśnie przeskakujemy między samotną przygodą, a starciami u boku innych graczy, o Monster Hunter World można ze spokojem mówić jak o kolejnej hybrydzie pokroju Destiny, gdzie świat jest cały czas aktualizowany, a gracz każdego dnia wyznacza sobie nowe cele i do nich dąży.
Twórcom faktycznie udało się zaprojektować żywy świat gdzie nawet najmniejsza aktywność, jak łowienie ryb, owocuje nowym wpisem do rejestru rekordów, przepisem kulinarnym dań, które gotują nam kucharze, a czasami spontaniczną potyczką z największymi stworami w rejonie.
Pozostaje tylko czekać na darmowe aktualizacje, które jeszcze bardziej urozmaicą zabawę, oferując zupełnie nowe stwory, ich permutacje i dziesiątki nowych elementów ekwipunku. Poprzednia gra ostatecznie zawierała aż 104 różne potwory - imponująca liczba w porównaniu z World. Sezon polowań dopiero się otwiera, a sto godzin to praktycznie rozgrzewka. Wędka może poczekać...