Muramasa Rebirth (PS Vita) - Recenzja
Odrodzenie totalne.
W feudalnej Japonii panowało przekonanie, że miecze wykute przez Muramasę Sengo są przeklęte - raz dobrane, musiały posmakować krwi, nim można było je z powrotem schować do pochwy. Muramasa był bowiem niezwykle utalentowany, lecz przy tym tkwił w głębokim obłędzie, który prowadził do przemocy i szaleństwa. W każdym mieczu kowal zostawiał cząstkę siebie.
Później obłęd i agresja przechodziły na właściciela katany.
Produkcja studia Vanillaware to dwuwymiarowa gra akcji z elementami RPG, która debiutowała w 2009 roku na Nintendo Wii, wówczas pod tytułem Muramasa: The Demon Blade. Rebirth to jej odświeżona wersja. Wizualnie gra została podniesiona do rozdzielczości HD. Poprawione zostało również tłumaczenie. Trzon pozostaje jednak niezmieniony.
Fabuła koncentruje się wokół dwóch postaci. Momohime jest księżniczką, którą opętał duch złego samuraja. Kisuke natomiast to ninja, który stracił pamięć. Oboje podróżują po feudalnej Japonii w różnych celach, napotykając na drodze wiele ciekawych postaci, wspólnie budując historię osadzoną w japońskiej historii, mitach i wierzeniach. Ich cele są może różne, a losy z pozoru niezwiązane, ale jest coś, co ich łączy - miecze, bardzo dużo mieczy.
Eksplorując obszary w poszukiwaniu ukrytych przedmiotów i dążeniu do wyznaczonych miejsc, wielokrotnie natkniemy się na wrogów - tych ludzkich, jak również nadprzyrodzonych. Dlatego właśnie przydadzą się japońskie katany. Oręż w postaci stu ośmiu demonicznych mieczy tworzy dla bohaterów tytułowy Muramasa. Dzielą się one na dwa rodzaje: krótkie, które są szybkie, a także długie, wolniejsze, ale za to potężniejsze. Każdy posiada szereg wymogów, nim będziemy mogli go wykuć i używać. Zebranie wszystkich wiąże się więc z wielokrotnym przejściem gry obiema postaciami, co zdecydowanie zachęcą do spędzenia wielu godzin z tytułem.
„System walki jest dość prosty i opiera się na zestawie serii ciosów na ziemi i w powietrzu, a także ciosów mocniejszych i ataków specjalnych.”
System walki jest dość prosty i opiera się na zestawie serii ciosów na ziemi i w powietrzu, a także ciosów mocniejszych i ataków specjalnych, charakterystycznych dla każdego miecza. Wspomniana prostota to jednak tylko pozory.
Różni przeciwnicy wymuszają umiejętne posługiwanie się dostępnym orężem, a w ekwipunku możemy mieć maksymalnie trzy sztuki. Miecze mogą zostać zniszczone nierozsądnym blokowaniem i ślepym atakowaniem. Na szczęście, nie tracimy ich na zawsze, lecz zniszczona katana zostaje wyłączona z użytku na wystarczająco długo, by wpaść w tarapaty, które pogłębi tylko utrata kolejnego. Finezja jest bez wątpienia niezbędna.
Przeciwników jest kilka typów, choć wciąż zbyt często powtarzają się ci sami wojownicy ninja, mnisi czy nadprzyrodzone Tengu. Był nawet moment, że wielokrotnie udało mi się przewidzieć, jaki typ wroga pojawi się za chwilę na ekranie. Na szczęście, potężni bossowie są znacznie bardziej zróżnicowani i walka z każdym stanowi naprawdę ekscytujące doświadczenie, co pozytywnie nakręca na zrobienie wszystkiego perfekcyjnie, choć nie zawsze się uda.
Wciskanie przycisków na ślepo działa tylko na najniższym poziomie trudności, którego nie polecam nikomu - po prostu jest zbyt łatwo, by móc docenić system walki. Gdy opanujemy ten system, całość prezentuje się efektownie, daje ogromną przyjemność i co chyba najfajniejsze - uczucie dzierżenia w dłoniach prawdziwego, samurajskiego miecza.
W miarę zbierania kolejnych mieczy, eksploracja staje się mniej liniowa i świat otwiera się na gracza. Napotkamy w grze ukryte miejsca, skrywające specjalne przedmioty do walki lub dusze do tworzenia kolejnych ostrzy, a także ciekawe postacie, z którymi możemy rozmawiać oraz handlować. Można się także zabrać za praktykowanie gotowania, które pozwala tworzyć jedzenie, które uleczy nas poza walką, oraz tymczasowo zwiększy atrybuty postaci.
Prawdziwi twardziele mają możliwość podjęcia się wyzwań w specjalnie przygotowanych dla nich jaskiniach. W jednej z pierwszych jest walka z setką mnichów, pojawiających się w obfitych falach i wbrew pozorom nie było to zadanie łatwe. Odpowiedni dobór mieczy pod względem ich umiejętności specjalnych jest kluczowy, znacznie bardziej aniżeli w walce z napotkanymi podczas eksploracji wrogami czy nawet bossami.
Niesamowity klimat tworzy oprawa audiowizualna, wzorowana na japońskiej sztuce tamtego okresu. Gra posiada oryginalny, japoński dubbing oraz angielskie napisy, co również przekłada się na znacznie lepsze wrażenia. Na największe wyróżnienie zasługuje jednak grafika. To trochę jak malowidło w ruchu, którego jesteśmy częścią. Czasami trudno się oprzeć, by zatrzymać się na chwilę i popatrzeć na kunszt twórców, odpowiedzialnych za ręcznie rysowaną oprawę graficzną.
Wiele lokacji się jednak powtarza w niemal niezmieniony sposób, z nieco inaczej rozmieszczonymi przejściami do następnej planszy, lub gałęziami drzew bardziej na lewo, prawo, wyżej lub niżej niż widzieliśmy przed chwilą. Przez to gra potrafi stać się nieco monotonna i może zniechęcić do dalszej rozgrywki.
Niemniej, Muramasa Rebirth to tytuł świetny. Dwie wciągające opowieści, piękna oprawa i ostry jak brzytwa system walki sprawiają, że tytuł ciężko jest odłożyć, pomimo kilku mniejszych wad. Nawet jeżeli nie przepadacie za Japonią - warto!