NaissanceE - Recenzja
Fantastyczna gra o eksploracji i samotności.
NaissanceE pod względem audiowizualnym jest niemal doskonałe - przy pomocy dźwięku i obrazu Limasse Five stworzyło świat, w którym czujemy się wyobcowani i samotni. Choć odkrywanie tajemniczego kompleksu sprawia olbrzymią przyjemność, kiepsko wykonane elementy zręcznościowe i problemy techniczne sprawiają, że rozgrywka staje się momentami bardzo męcząca.
Główną bohaterkę - Lucy - poznajemy, gdy ucieka przed dziwnym, cienistym potworem. Nie wiemy, kim jest, jak trafiła do kompleksu ani jak się z niego wydostać. Jedyne, co nam pozostaje, to przeć naprzód obserwując przy tym, jak otaczający nas świat staje się coraz bardziej dziwny i niezrozumiały.
Naszym przewodnikiem jest światło - droga przez labirynt zawsze wskazywana jest przez lampy, a unoszące się w powietrzu świetliki pozwalają rozwiązywać zagadki, prowadząc przez pogrążone w kompletnej ciemności pomieszczenia, i sprawiając, że niektóre ściany stają się całkowicie niematerialne. W żaden sposób nie możemy zmienić oświetlenia, nie posiadamy broni. Wszystkie elementy pozwalające ingerować w naturę otoczenia czekają w określonych z góry miejscach i zostają za nami, gdy ruszamy dalej.
Otoczenie Lucy nieustannie się zmienia. Ciasne korytarze, w jakich zaczynamy przygodę szybko ustępują miejsca imponującym, otwartym przestrzeniom, w których czujemy się naprawdę malutcy. Obszary zdają się ciągnąć w nieskończoność, przytłaczając ogromem i złożonością. Widok rozciągający się przed nami z zawieszonych kilkaset metrów nad ziemią kładek zapiera dech w piersiach i sprawia, że trudno wyobrazić sobie, jak duży jest cały kompleks.
„W miarę postępu fabuły lokacje stają się coraz bardziej dziwne, a prawa fizyki przestają działać.”
Szybko napotykamy też ślady bytności ludzi - meble, wyposażenie i sprzęt. Potęguje to tylko wrażenie wyobcowania i zagubienia oraz sprawia, że z coraz większym zapałem szukamy odpowiedzi na nawarstwiające się pytania.
W miarę postępu fabuły lokacje stają się coraz bardziej dziwne, a prawa fizyki przestają działać. Ciągnące się w nieskończoność klatki schodowe, drzwi, przez które możemy przejść jedynie tyłem, i upadki z olbrzymich wysokości kończące się delikatnym lądowaniem - podobnych atrakcji jest więcej. W kilku miejscach drogę wskazuje narastający lub słabnący dźwięk; więcej niż raz będziemy też zmuszeni wytężać wzrok, by wychwycić moment, gdy wiatr zawieje odpowiednio mocno.
NaissanceE nie posiada żadnego interfejsu, a sterowanie sprowadza się do klawiszy kierunku, przycisku skoku i ciekawie rozwiązanego systemu biegania. Podczas sprintu musimy w odpowiednich momentach naciskać lewy przycisk myszy, by upewnić się, że Lucy będzie oddychała równo i nie złapie zadyszki. W miarę narastającego zmęczenia ekran stopniowo zachodzi mgłą, aż w końcu musimy się zatrzymać i odczekać chwilę. System ten sprawia, że łatwiej wczuć się w postać. Musimy też uważać, gdy w ważnym momencie zabraknie jej oddechu.
Tempo rozgrywki poważnie zakłócają sekcje zręcznościowe, które ze względu na problemy z silnikiem gry oraz brak możliwości zapisu w dowolnym momencie, zdają się ciągnąć w nieskończoność. Przywracanie stanu gry sprzed kilku minut tylko po to, by zginąć na skutek źle działającej fizyki jest niesamowicie frustrujące i potrafi skutecznie zniechęcić do zabawy. Szczególnie problematyczny jest obszar z wielkim wentylatorem, który u wielu użytkowników nie działa poprawnie, przez co jedynym sposobem, by kontynuować podróż jest edytowanie jednego z plików i odblokowanie następnego punktu kontrolnego.
Twórcy zdecydowali się na dość minimalistyczną oprawę graficzną, a większość obiektów, jakie napotkamy podczas podróży pozbawiona jest jakichkolwiek tekstur. Dzięki umiejętnemu zastosowaniu filtrów obrazu i stale zmieniającemu się oświetleniu rozwiązanie to nie razi, a gra działa płynnie nawet, gdy znajdujemy się na otwartej przestrzeni.
„Twórcy zaskakują pomysłowością, oryginalnością i rozwiązaniami.”
Doskonale dobrana muzyka potęguje ważenia, a klimat to najsilniejsza strona gry. Dźwięki dobiegające z głośników oscylują między przyjemnymi, uspokajającymi melodiami a jeżącym włosy na karku zawodzeniem i w obu sytuacjach świetnie wpasowują się w to, co widzimy na ekranie.
NaissanceE to fantastyczna przygoda, skupiona na eksploracji i stawiająca w centrum samotność; zepsuta nieco przez zupełnie niepotrzebne elementy zręcznościowe, bez których rozgrywka byłaby znacznie płynniejsza i przyjemniejsza w odbiorze. Twórcy zaskakują pomysłowością, oryginalnością i rozwiązaniami, przez które kilkukrotnie patrzyłem z zadumą w ekran, nie wiedząc, co powiedzieć.