Skip to main content

Top 15: najlepsze horrory na Netflix i HBO Max

Nie tylko na Halloween.

Jesteś subskrybentem Netflix lub HBO Max? Szukasz horroru, który mógłbyś obejrzeć na wymienionych wyżej serwisach VOD, ale męczy cię długotrwałe przeszukiwanie bibliotek? Przychodzimy z pomocą i przedstawiamy listę najciekawszych i najbardziej przerażających horrorów aktualnie dostępnych na Wspomnianych platformach.

Gwarantujemy, że znajdziesz poniżej tytuł, który przyśpieszy bicie serca i utrzyma na krawędzi fotela. Ranking zawiera bowiem zarówno kultowe klasyki horroru, jak również nowsze produkcje grozy. To co? Gotowy na inwazję tajemniczych istot, krwiożerczych hpotworów, psychopatycznych morderców? Zaczynamy!

O czymś zapomnieliśmy? Koniecznie dajcie znać w komentarzach, jakie horrory dorzucilibyście do tego zestawienia!


15. „Czyj to dom?” (2020), Netflix

Remi Weekes w filmie „Czyj to dom?” dokonuje interesującej i udanej rekonstrukcji motywu nawiedzonego domu, który w historii kina grozy najczęściej był miejscem wypełnionym duchami jego wcześniejszych mieszkańców. U Weekesa widz ma bowiem do czynienia ze strachami, które skrywa człowiek wprowadzający się do nowego miejsca zamieszkania.

„Czyj to dom?” stanowi zręczną, inteligentną, odświeżającą i inspirowaną twórczością Jordana Peele’a zabawę formą. Jest ponadto filmem zaangażowanym w kwestie społeczno-polityczne (wciąż aktualny temat kryzysu uchodźczego). Aż dziw, że za kamerą tego pełnego żalu i bólu, ale także naprawdę solidnych przerażeń filmu stanął debiutant.


14. „Cam” (2018), Netflix

„Cam” Daniela Goldhabera wygląda jak jeden z odcinków słynnej antologii, „Czarne lustro”. Reżyser najpierw przedstawia realne zagrożenia będące następstwem nieskrępowanego eksponowania ciała w sieci, a następnie podejmuje kolejny istotny problem, jakim jest kradzież tożsamości.

Goldhaber nie operuje przy tym kliszami i przewidywalnymi strachami. „Cam” jawi się w efekcie, jako niekonwencjonalny, niejednoznaczny, momentami nawet surrealistyczny technohorror, w którym pierwsze skrzypce, we właściwie potrójnej roli, gra niezwykle utalentowana Madeline Brewer.


13. „Verónica” (2020), Netflix

Chociaż można narzekać, że „Verónica” jest filmem do bólu przewidywalnym, to z pewnością nie można zarzucić mu umiejętnego trzymania widza w napięciu od samego początku do końca. To horror, w którym fabuła rozwija się dość powoli, ale skrupulatnie. Warto dodać, że produkcja Paco Plazy bazuje na prawdziwej historii przerażającej śmierci Estefanii Gutierrez Lazaro.

Poza opowieścią inspirowaną losami Lazaro, „Verónica” oferuje znacznie więcej. Dotyczy bowiem również kobiecego dojrzewania oraz problemów współczesnej niepełnej rodziny. Film Plazy zdaje się zatem szargać nerwy widza przedostając się do emocji przez serce. Robi to na tyle skutecznie, że jeszcze na długo po seansie pozostaje się zestresowany i autentycznie przerażony.


12. „Upiorne opowieści po zmroku” (2019), Netflix

„Upiorne opowieści po zmroku” André Øvredala to adaptacja opowiadań Alvina Schwartza z lat 80. XX wieku. Zarówno książki Schwartza, jak też film Øvredala skierowany jest głównie do młodzieży. Służą bowiem przede wszystkim rozbudzeniu wśród młodych ludzi apetytu na horror. Nie ma tu zatem rozlewu krwi, są natomiast przerażające, bo przemyślane rozwiązania i koncepcje.

Największym atutem „Upiornych opowieści po zmroku” jest sposób, w jaki przedstawiona tu historia została nakręcona. Efektywne wykorzystywanie cieni i ciemności, ekstremalne zbliżenia oraz najazdy, a także imponujące pod względem wizualnym sceny ucieczek, to prawdziwy majstersztyk reżysersko-operatorski. Gęsia skórka gwarantowana!


11. „Ładunek” (2017) , Netflix

W zestawieniu najbardziej interesujących horrorów nie mogło zabraknąć filmu o żywych trupach. Dlatego też przedstawiam wam „Ładunek” w reżyserii Bena Howlinga i Yolandy Ramke. Australijska produkcja różni się jednak od „klasycznych” pozycji z zombiakami w tle. „Ładunek” jest bowiem filmem pełnym patosu i duszy.

Żywe trupy w przedstawieniu Howlinga i Ramke są przerażające głównie z tego powodu, że symbolizują zatracenie człowieka. „Ładunek” to również niezwykle przejmujący dramat o rodzicielstwie. Piękne zdjęcia, niepokojąca muzyka i właściwe, jak zawsze doskonały Martin Freeman w roli everymana w czasach apokalipsy.


10. „Cloverfield Lane 10” (2016), HBO Max

Projekt „Cloverfield” J.J. Abramsa od zawsze owiany był nimbem tajemnicy. Tak było w przypadku pierwszego filmu należącego do tego uniwersum, czyli „Projektu: Monster”, to samo miało również miejsce w kontekście „Cloverfield Lane 10”. Do seansu produkcji Dana Trachtenberga najlepiej więc podejść nie czytając o niej żadnych informacji.

Nie będę zatem psuł seansu „Cloverfield Lane 10” tym, którzy nie mieli okazji się z nim jeszcze zapoznać. Napiszę tylko, że to doskonale zagrany, kameralny, psychologiczny i klaustrofobiczny horror z szokującym plot twistem, którego nie powstydziłby się M. Night Shyamalan. Po seansie „Cloverfield Lane 10” można spodziewać się dosłownie wszystkiego.


9. „Relikt” (2020), HBO Max

Reżyserski debiut Natalie James jest przerażający i jednocześnie niezwykle pomysłowy. Należy do serii tych horrorów, które posiadają tzw. drugie dno. „Relikt” jest klaustrofobiczny, twórcy sprytnie grają cieniem, wyróżnia się dobrym aktorstwem, a muzyka dobrze dopełnia całość. Film opowiada historię trzech kobiet (babcia, matka i córka), z których ta najstarsza cierpi na demencję.

Inteligentnie wykorzystując doskonale znaną konwencję nawiedzonego domu, Natalie James odwołuje się tu do choroby. Bada tym samym, w jaki sposób demencja nierzadko przemienia człowieka w przerażającą istotę. Zauważa również genetyczne obciążenie dla kolejnych pokoleń.


8. „W cieniu śmierci” (2016), Netflix

Debiut Babaka Anvariego to horror, który wykorzystuje dobrze znany gatunkowi motyw relacji matki z dzieckiem (dlatego często raczej mylnie przyrównywany jest do „Babadook” z 2014 roku) i osadzony jest w straszliwej wojennej rzeczywistości. Frustrację i strach w filmie „W cieniu śmierci” rodzi bezradność wobec codzienności, konserwatyzmu, pocisków oraz bomb.

Jakby tego było mało, Babak Anvari inteligentnie posługuje się metaforą i zwraca się ku folklorowi dostarczając widzom horror wielopoziomowy, imponujący, ale również niezwykle intymny. „W cieniu śmierci” przypomina mi bombę, która zrzucona z nieba wciska się w mury domu, ale nie wybucha od razu, tylko staje się przerażającym elementem codzienności.


7. „Cenzorka” (2021), HBO Max

Mam wrażenie, że „Cenzorka” to jeden z najbardziej niedocenionych horrorów ostatnich lat. Ten zrealizowany z ogromną techniczną dbałością film, staje się zatem z miejsca materiałem na tzw. kultowy klasyk. Debiut Prano Bailey-Bond stanowi hołd dla kina grozy lat 80. z wszystkimi jego zaletami oraz zagrożeniami.

Pod powierzchnią retro horroru „Cenzorka” skrywa jednak również uniwersalną opowieść o traumie, represjach i wyzwoleniu. Opowieść równie przerażającą, co materiały nagrane na kasetach video, które w ramach pracy ogląda główna bohaterka. „Cenzorka” to nastrojowe, nostalgiczne, stylowe i niepokojące dzieło.


6. „Dom w głębi lasu” (2011), Netflix

„Dom w głębi lasu” Drew Goddarda to intelektualno-rozrywkowy pastisz wykorzystujący i bawiący się kliszami, aby rozruszać skostniały gatunek. Wygląda to trochę tak, jakby Whedon (producent) z Goddardem zamknęli w jednym pomieszczeniu wszystkie znane sobie, ale nieco już zaniedbane potwory i wrzucili tam granat z opóźnionym zapłonem

.

Efektem jest totalna jazda bez trzymanki, która powinna spodobać się nie tylko fanom gatunku, chociaż to właśnie osoby, które zjadły zęby na kinie grozy z pewnością najbardziej docenią film Goddarda. „Dom w głębi lasu” był swego czasu pewnego rodzaju game changerem. To dzięki niemu powstało później mnóstwo świeżych i oryginalnych meta-horrorów.


5. „Ciche miejsce” (2018), Netflix

„Ciche miejsce” nie należy z pewnością do najambitniejszych horrorów w historii kina. Jednak zupełnie nie o wymyślanie na nowo koła chodziło Johnowi Krasinskiemu, reżyserowi, współscenarzyście i głównemu aktorowi tej produkcji. „Ciche miejsce” jest bowiem wyjątkowe na zupełnie innych płaszczyznach.

Siła tytułu Krasinskiego leży bowiem w pomysłowości, a także w realizacyjnej maestrii. Trudno bowiem we współczesnym kinie grozy i kinie w ogóle znaleźć film równie dopracowany i pozbawiony logicznych dziur. Jakkolwiek to zabrzmi, w „Cichym miejscu” wszystko gra. I to na najwyższym stopniu intensywności. Takim, który powoduje, że wiercimy się na fotelu podczas seansu.


4. „Obecność” (2013), Netflix i HBO Max

Tego filmu najprawdopodobniej nie trzeba nikomu przedstawiać. „Obecność” Jamesa Wana potwierdziła, że australijski reżyser to prawdziwy specjalista w dziedzinie kina grozy. I chociaż można narzekać, że podobne filmy widzieliśmy już jakieś kilkanaście razy, to nie sposób odmówić twórcom wyczucia i świetnego stylu.

„Obecność” ma w sobie urok retro horrorów. Co interesujące, przyznana filmowi kategoria R wynika nie z faktu, że w produkcji leją się hektolitry krwi, ale ze względu na bardzo wysoką intensywność opartą na budowanym napięciu. Dzięki pracy kamery oraz przemyślanym jump scare’om można wręcz autentycznie poczuć obecność demonów.


3. „To” (2017), Netflix

Niniejsze zestawienie bez ekranizacji powieści Stephena Kinga byłoby oczywiście niekompletne. Film „To” Andy’ego Muschiettiego zasługuje jednak na wspomnienie nie tylko ze względu na fakt, że jest adaptacją książki mistrza grozy, ale dlatego, że jest jedną z najstraszniejszych produkcji powstałych w ostatnich latach.

Wpływ na taki stan rzeczy ma przede wszystkim idealnie dobrana obsada (wspaniały Bill Skarsgård w roli Pennywise’a). Na uwagę zasługują również świetne zdjęcia, przerażająca scenografia, efektywny montaż i stanowiąca adekwatne tło ścieżka dźwiękowa. Wszystkie te elementy powodują, że w przypadku „To” mamy do czynienia z jedną z najlepszych ekranizacji Kinga.


2. „Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii” (2015), Netflix i HBO Max

Tak się złożyło, że wiele z przedstawionych w tym zestawieniu tytułów, to reżyserskie debiuty. Podobnie jest w przypadku „Czarownicy: Bajki ludowej z Nowej Anglii”. Z tym, że w przypadku debiutu Roberta Eggersa mamy do czynienia z filmem idealnym. Za sprawą „Czarownicy” Amerykanin z miejsca stał się jednym z najważniejszych współczesnych twórców kina.

„Czarownica” właściwie reaktywowała horror folkowy. Jest ponadto jedną z tych produkcji, które poza budzeniem autentycznego przerażenia wciąga widza do labiryntu wypełnionego alegoriami i symbolami. Seans „Czarownicy” staje się w rezultacie wchodzącym głęboko pod skórę, a także mózgu doświadczeniem, o którym po prostu nie da się zapomnieć.


1. „Egzorcysta” (1973), Netflix i HBO Max

Przyznam wam się do czegoś. Nigdy w życiu nie bałem się bardziej, niż podczas mojego pierwszego seansu „Egzorcysty”. Co interesujące, mimo silnego strachu nie poprzestałem na obejrzeniu film Williama Friedkina jedynie raz. Chyba dlatego, że „Egzorcysta” uzależnia. Jest bowiem przykładem horroru totalnego, a więc takiego, który dostarcza całe spektrum emocji.

Dlaczego w prawie 50 lat po kinowej premierze „Egzorcysta” uważany jest wciąż za jeden z najlepszych i najbardziej przerażających filmów w historii kina? Dlatego, że jest produkcją niezwykle inteligentną, bije od niej realizm, a efekty specjalne pozostają znakomite nawet do dziś. Bez wątpienia, film Williama Friedkina zasługuje na miano arcydzieła kina grozy.

Zobacz także: Najlepsze komedie na Netflix i HBO Max

Zobacz także