Najlepsze komedie na Netflix
Jakie są najśmieszniejsze filmy w serwisie Netflix?
Platforma Netflix to nie tylko seriale i produkcje oryginalne, ale również aktualizowana na bieżąco lista filmów pochodzących z różnych wytwórni. Warto mieć na uwadze, że do filmoteki trafiają nie tylko najświeższe hity, które niedawno opuściły sale kinowe, ale także produkcje starsze, jednak absolutnie nie gorsze.
Często nawet dużo lepsze od bieżących tytułów, o których szybko się zapomina. A przecież na platformie nie brakuje wielu rewelacyjnych filmów, które przez lata nie postarzały się nawet odrobinę. Jest to dobra okazja do odświeżenia niektórych produkcji albo zapoznania się z nimi, jeśli nie było jeszcze takiej sposobności.
W naszym zestawieniu najlepszych komedii na Netflix prezentujemy najlepsze, naszym zdaniem, filmy komediowe, które można w chwili obecnej znaleźć na platformie Netflix. W trakcie tworzenia listy opieraliśmy się głównie na ocenach widzów oraz naszych własnych, redakcyjnych doświadczeniach. Mamy nadzieję, że poniższa lista pozwoli przeżyć kilka interesujących seansów.
Zobacz też nasz ranking najlepszy oryginalnych seriali Netflixa oraz poradnik dotyczący platformy:
- Najlepsze seriale Netflix Original - Ranking 2018
- Netflix - poradnik: jak zacząć, co warto wiedzieć
Forrest Gump
Reżyser Robert Zemeckis i aktor Tom Hanks spotykali się przy wspólnych projektach trzykrotnie, a konkretnie przy filmach: Forrest Gump, Poza Światem i animowanym Ekspresie Polarnym. Bez dwóch zdań najlepiej wypadło pierwsze spotkanie, w którym Tom Hanks stworzył niezapomnianą postać, która od 1994 roku rozbawia i wzrusza po dziś dzień.
Forrest Gump powstał na bazie powieści napisanej osiem lat wcześniej przez Winstona Grooma. Fabuła skupia się na tytułowym bohaterze - niezbyt rozgarniętym Amerykaninie, który w młodości cierpiał na niedowład kończyn.
Film przedstawia kolejne etapy życia Forresta, z każdą chwilą wywołując u widzów całą gamę emocji - od współczucia, poprzez śmiech i wzruszenie, kończąc na strachu. Przygody Gumpa są niezwykłe, podobnie, jak sama jego osoba. Wartkość akcji, świetne sceny i dialogi oraz główny bohater sprawiają, że od filmu po prostu nie da się oderwać.
Nic dziwnego, że produkcja w 1995 roku zdobyła sześć Oscarów, w tym dla najlepszego filmu i głównego aktora i na stałe wpisała się w annały filmowej historii. Film prawdopodobnie mocno wpłynął też na sposób patrzenia na bombonierki, bo w końcu „życie jest, jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, na co trafisz".
Truman Show
Jim Carrey zyskał na popularności w połowie lat dziewięćdziesiątych XX wieku, w produkcjach pokroju Maski, Głupiego i głupszego czy słynnego psiego detektywa Ace Ventury. Nic dziwnego, że po wielu takich rolach przylgnęła do Jima łatka hollywoodzkiego błazna. Głupie miny i niewybredne żarty czy „gadanie tyłkiem" jednych zachwycały, innych odrzucały.
Pod tym mimicznym majstersztykiem kryła się jednak druga, znacznie dojrzalsza natura aktora, który z czasem zaczął przyjmować rolę w ambitniejszych filmach. Jednym z nich jest Truman Show - tragikomedia, gdzie wątki humorystyczne przeplatają się z życiowym dramatem głównego bohatera, czyli Trumana Burbanka.
Truman jest zadowolonym z życia mężczyzną. Posiada stałą pracę, kochającą rodzinę oraz dom w malowniczym miasteczku. Problem w tym, że w głowie bohatera coraz częściej pojawia się myśl, że jest obserwowany. I tak jest w istocie, ponieważ szybko okazuje się, że od samych narodzin życie Trumana to wielki show, obserwowany 24 godziny na dobę przez ludzi na całym świecie.
Pomimo komediowych momentów, zwłaszcza w pierwszej części filmu, produkcja z czasem zbliża się do dramatu. Stopniowa metamorfoza Carreya stanowi przy tym jeden z mocniejszych punktów. Podobnie, jak przekaz, który w dobie programów rozrywkowych, pokroju Wielkiego Brata, nadal pozostaje na czasie.
Monty Python
Komicy z brytyjskiej grupy Monty Pythona rozśmieszali ludzi niemal przez pół wieku. To znaczy, u części wywoływali salwy niekontrolowanego śmiechu, a na pozostałych działali, jak płachta na byka. Specyficzny, abstrakcyjny humor do dziś dzieli widzów na zagorzałych fanów i zatwardziałych przeciwników, którzy nie widzą w nich nic śmiesznego.
Podobnie jest z pełnometrażowymi filmami grupy, które nie odbiegają humorystycznie od skeczy znanych chociażby z Latającego Cyrku Monty Pythona. Nie licząc zbioru skeczy o nazwie A teraz coś z zupełnie innej beczki, grupa stworzyła jeszcze trzy produkcje - Monty Python i Święty Graal, Żywot Briana oraz Sens życia według Monty Pythona, z czego dwie pierwsze pojawiły się na platformie Netflix.
Święty Graal opowiada historię rycerzy przemierzających średniowieczne krainy w poszukiwaniu tytułowego, legendarnego przedmiotu. Oczywiście nie jest to normalna wyprawa, tylko podszyta absurdem opowieść w postaci pastiszu legend arturiańskich. Jeśli jesteście ciekawi, co łączy jaskółki afrykańskie z kokosami, jak pokonać czarnego rycerza oraz jak ścina się drzewa śledziami, to pierwszy pełnometrażowy film Monty Pythona będzie, jak znalazł.
A jeśli już ktoś złapie bakcyla lub po prostu chce sobie odświeżyć historię początków chrześcijaństwa, to idealny będzie Żywot Briana. Tytułowy bohater, w dość niecodziennych okolicznościach, wplątuje się w aferę z nowo rodzącą się religią. I znów główną siłą filmu są absurdalne wydarzenia, niepowtarzalne dialogi, a także jeden z największych hitów muzycznych - Always Look on the Bright Side of Life. Piosenka pojawia się równie niespodziewanie, co hiszpańska inkwizycja.
Blues Brothers
Jedna z najbardziej rozpoznawalnych, a w niektórych kręgach wręcz kultowa, amerykańska komedia muzyczna z 1980 roku. Niemal każdy, kto zobaczy dwóch facetów w ciemnych garniturach, z charakterystycznymi okularami i kapeluszami, od razu skojarzy ich z Blues Brothers.
Film skupia się na przygodach dwóch braci - Jake'a i Elwooda Blues, którzy po wyjściu z więzienia zamierzają zebrać kilka tysięcy dolarów, aby wspomóc lokalny sierociniec. W jaki sposób? Grając koncerty. Plan wydaje się prosty, ale szybko do akcji wkroczą naziści, policjanci oraz szemrane towarzystwo, co znacznie utrudni zadanie.
Chociaż fabuła wydaje się zakręcona i trywialna, to nie ona stanowi o sukcesie filmu. Wpływ na to mają inne elementy, a konkretnie: przepełnione akcją i pościgami sceny, ścieżka dźwiękowa, a przede wszystkim duet głównych bohaterów.
John Belushi wcielający się w rolę Jake'a oraz Dan Aykroyd jako Elwood, to jedyny w swoim rodzaju tandem, który trudno opisać słowami. Chyba, że wymownym dialogiem prosto z filmu:
- Mamy 106 mil do Chicago, pełen bak benzyny, pół paczki papierosów, jest noc, a my nosimy ciemne okulary.
- W drogę.
A, że po drodze przewija się cała plejada muzycznych gwiazd, pokroju Arethy Franklin, Raya Charlesa czy Jamesa Browna, to nie ma mowy, aby podróż była nudna. I to nawet dla osób, które nie przepadają za scenami taneczno-śpiewanymi.
Look Who's Back
Alternatywne historie z cyklu „co by było gdyby" są dość częstym tematem powieści i filmów. Podobnie jest w tym przypadku. Look Who's Back (po niemiecku Er ist wieder da) rozpoczyna się w momencie, gdy w berlińskim parku, w 2014 roku budzi się prawdziwy Adolf Hitler.
I początkowo rzeczywiście jest mocno komediowo. Zdezorientowany, były dyktator błąka się brudny po ulicach Berlina. Wpada na ludzi i zupełnie nie rozumie otaczającego go świata, wywołując u widza nawet poczucie współczucia. Z czasem Adolf zaczyna wszystko pojmować i odnajdywać się w nowej rzeczywistości, podczas gdy ludzie nadal patrzą na mężczyznę z wąsem, jak na śmiesznego dziwaka.
Wraz z rozwojem filmu nad komedią zaczynają dominować poważniejsze i autentyczne tematy związane z Niemcami, obecną sytuacją polityczną i problemami pokroju imigrantów. Całość staje się tym mocniejsza, że część filmu jest wyreżyserowana, a część przedstawia wywiady „Hitlera" ze zwykłymi przechodniami.
Nie mają one na celu stworzenia kolejnej śmiesznej czy żenującej sceny, jak miało to miejsce w przypadku Boratha, ale pokazują wiele szczerych opinii Niemców o własnym kraju. A te często dość mocno różnią się od tego, co można ujrzeć w telewizji.
Film z jednej strony zabawny, a z drugiej dający wiele do myślenia. Bo czy ten charyzmatyczny człowiek z własną wizją kraju naprawdę jest takim potworem? Patrząc na reakcje ludzi podczas wywiadów, a zwłaszcza na końcowe sceny, można samego siebie zapytać czy historia aby nie zatacza koła.
Warto jeszcze wspomnieć, że sama postać Hitlera została wybitnie odegrana przez Olivera Masucciego.
Kac Vegas
Wieczory kawalerskie niejednokrotnie były przyczyną „rozwodów przed ślubem". Ostatnia, prawdziwie męska impreza musi być w końcu zapamiętana na całe życie, a żarty z kolegami mają być wspominane do późnej radości. Podobnie miało być w przypadku czwórki przyjaciół, którzy postanowili urządzić zabawę w Las Vegas.
Miało być z przytupem i było. Problem w tym, że nad ranem praktycznie nikt nie pamiętał o niedawnych wydarzeniach. A, o tym, że się działo świadczy nie tylko solidny ból głowy, ale też między innymi: brak zębów, obite twarze, nieznany bobas w hotelowym pokoju oraz... brak przyszłego pana młodego.
Nie pozostaje nic innego, jak wyruszyć na jego poszukiwania, przy okazji odkrywając coraz więcej śladów mówiących o ostatniej nocy. Jest mocno, zwariowanie, głupkowato, a czasami obrzydliwie. Ale jednocześnie porywająco od samego początku, aż do finału.
Nie jest to kino najwyższych lotów, jednak zapewnia sporą dozę relaksu - idealna pozycja na wieczór. Oraz jako przestroga dla przyszłych mężów.
O północy w Paryżu
Woody Allen to reżyser nietuzinkowy, posiadający w dorobku ponad 40 filmów, które kręci od ponad półwiecza. Ze swojego nietypowego wyglądu potrafił wykreować rewelacyjne i zapadające w pamięć postacie, łączące w sobie między innymi zagubienie w świecie, roztrzepanie, ale nadających mu przez to charyzmę i zabawność.
Allen nie ogranicza się jednak tylko do produkcji stricte komediowych, chociaż trudno sobie wyobrazić jego filmy bez pierwiastka humorystycznego. Niekoniecznie nachalnego czy dosadnego, ale delikatnego, przy którym uśmiechniemy się pod nosem, a nie będziemy tarzać się po podłodze.
Właśnie takim filmem jest O północy w Paryżu. Po słynnym Vicky Cristina Barcelona reżyser po raz kolejny zagościł w europejskiej stolicy - tym razem francuskiej. To właśnie w tym mieście przedmałżeńskie wakacje spędzają Gil oraz Inez. Szybko okazuje się, że nowobogackie życie oraz przemądrzali znajomi narzeczonej nie do końca odpowiadają przyszłemu mężowi.
Postanawia na własną rękę zwiedzać Paryż i nieoczekiwanie przenosi się do czasów paryskiej bohemy spotykając na swojej drodze postacie pokroju Ernesta Hemingwaya, Salvadora Dali czy Pabla Picassa. A ponieważ sam jest pisarzem, od razu odnajduje się w nowym świecie.
Oś filmu przebiega właśnie na balansowaniu Gila między światem rzeczywistym, a tym artystycznym, do którego wstęp ma tylko on sam. Poznawanie sławnych osób, które zawsze wzbudzały w nim respekt, prowadzi do wielu humorystycznych sytuacji. I właśnie w takim przyjemnym stylu przemijają kolejne minuty seansu.
Aż miło podziwiać dwa oblicza Paryża - z dawnych czasów oraz obecnego, poznać awangardowe postacie z przeszłości, a przy tym wszystkim uśmiechnąć się co pewien czas patrząc na perypetie Gila.
Terminal
Zapewne niewiele osób zna Merhana Karimia Nasseriego - irackiego uchodźcę, który po zgubieniu paszportu musiał osiąść na terenie francuskiego lotniska. Władze nie zgodziły wpuścić się mężczyzny na teren kraju, a proponowane mu warunki osiedlenia się w Belgii pod okiem pracownika społecznego, nie spełniały jego oczekiwań. W rezultacie Irańczyk mieszkał na terenie lotniska w latach 1988-2006.
W 2004 roku Nasseri napisał autobiografię, do której prawa wykupił Steven Spielberg. Jeszcze w tym samym roku powstał film Terminal, bazujący właśnie na niecodziennym życiu Merhana.
W filmie głównym bohaterem jest Wiktor Naworski, w którego wciela się Tom Hanks. Wiktor, pochodzący z Krakozji - fikcyjnego, bliskowschodniego państwa, musi zostać w terminalu po tym, jak w jego ojczyźnie wybucha wojna domowa, a rząd Stanów Zjednoczonych zrywa stosunki z tym krajem.
Hanks bardzo dobrze odegrał swoją rolę i wykreował interesującego bohatera, który w wyniku, jakby nie patrzeć dramatu, nie załamuje się. Zamiast tego stara się prowadzić w miarę normalne życie, dążąc do wyznaczanych sobie celów. Jeśli dodać do tego problemy językowe i masę ludzi, których Wiktor spotyka na swojej drodze, to otrzymujemy naprawdę interesującą, zabawną mieszankę, którą bardzo miło się ogląda. Nawet pomimo wątków i rozwiązań ogrywanych w amerykańskim kinie setki razy.