Najlepsze wirtualne kryminały. W tych grach poczujesz się jak detektyw
Nie tylko L.A. Noire.
Genialny i aspołeczny Sherlock Holmes, ekscentryczny i elegancki Herkules Poirot czy uosabiający klimat noir Philip Marlowe - książkowi i filmowi detektywi od zawsze budzą naszą ciekawość. W wypadku gier ekscytacja może być jeszcze większa, ponieważ sami możemy wejść w buty śledczego.
Spójny gatunek gier, które moglibyśmy określić „detektywistycznymi” nie istnieje. Chodzi tu raczej o motywy, które możemy znaleźć zarówno w przygodówkach, jak i erpegach, grach logicznych czy grach akcji. Stworzenie interesującej historii kryminalnej i połączenie jej z odpowiednio wyważonym poziomem trudności to niezwykle trudne zadanie. Jedne z gier radzą sobie z nim lepiej, pozwalając samodzielnie szukać tropów i wskazywać winnych, a inne nieco gorzej, prowadząc od znacznika do znacznika lub po podświetlonym śladzie.
Do tego zestawienia trafiły przede wszystkim gry, które do tematu bycia detektywem podchodzą niebanalnie: oferują złożone mechaniki śledzenia, przesłuchań, dedukcji, zbierania dowodów lub serwują zaskakującą historię kryminalną, pełną klimatu, ciekawych zwrotów akcji i z satysfakcjonującym rozwiązaniem zagadki. Które produkcje poradziły sobie z tym najlepiej?
Na tej stronie - spis treści:
- L.A. Noire
- Judgment i Lost Judgment
- Seria Sherlock Holmes
- Blade Runner
- Disco Elysium
- Gamedec
- Heavy Rain
- Detroit: Become Human
- Honorowe wzmianki - Observer, Batman, Hitman czy… Wiedźmin 1
L.A. Noire
Zacznijmy od klasyka. Gra stworzona przez nieistniejące już Team Bondi może zawieść tych, którzy liczyli na GTA w latach czterdziestych. Fakt, mamy tu masę samochodów z epoki, w pełni otwarte miasto oraz strzelaniny. I choć budują one (na spółkę z jazzowym soundtrackiem) wiarygodny klimat ówczesnego Los Angeles, to stanowią jedynie przystawkę przed daniem głównym, czyli znakomicie przygotowanymi śledztwami.
Każde ze śledztw to osobna minifabuła, w której badamy miejsce zbrodni, zbieramy poszlaki, rozmawiamy ze świadkami, przesłuchujemy podejrzanych, rozmawiamy z koronerem, czasem wdajemy się w pościg lub strzelaninę, a wszystko to w konwencji proceduralnego serialu kryminalnego. Początkowe śledztwa są stosunkowo proste, ale z czasem każda sprawa staje się coraz bardziej skomplikowana i nierzadko utyka w martwym punkcie. Można też całkowicie położyć śledztwo, co będzie wiązało się z niezbyt przyjemną reprymendą od przełożonego.
L.A. Noire pozwala poznać od kuchni pracę policji na każdym szczeblu. Zaczynamy bowiem jako krawężnik, aby po szczeblach kariery wspiąć się do słynnego L.A. Vice. W trakcie śledztw towarzyszą nam różnorodni partnerzy, w których towarzystwie rozwiążemy nieco prostych spraw, ale i mroczną zagadkę mordercy kobiet, wdamy się w gangsterskie porachunki, a także trafimy na trop szeroko zakrojonego spisku. Początkowe śledztwa mogą zdawać się niepołączone, ale z czasem wszystkie klocki zaczną układać się w skomplikowaną całość. A wszystko to w otoczce zadymionych, jazzowych klubów, włoskich restauracji, wielkich studiów filmowych i willi na Hollywood Hills.
Jednak to, z czego L.A. Noire słynie najbardziej, to realistyczna animacja twarzy, zostawiająca w tyle wiele współczesnych tytułów. Wszystkie kwestie dialogowe były nagrywane nie tylko w wersji audio, ale i wideo – i to w 360 stopniach! Dzięki takiemu rozwiązaniu możliwe było zaimplementowanie mechaniki polegającej na obserwacji mimiki i odpowiednim reagowaniu na szczerość, kłamstwo lub niemówienie całej prawdy. Dodając do tego obalanie kłamstw za pomocą dedukcji i odpowiednich dowodów udało się uzyskać całkiem wierną symulację pracy śledczego. Niestety, technologia nagrywania twarzy okazała się zbyt kosztowna i czasochłonna, przez co nie widujemy jej w nowszych produkcjach, a samo Team Bondi przestało istnieć. Możemy więc porzucić marzenia o kontynuacji.
Judgment i Lost Judgment
Seria detektywistycznych spin-offów Yakuzy na pierwszy rzut oka może wydawać się podobna do L.A. Noire – w końcu mamy tu zwiedzanie otwartego miasta oraz sekwencje akcji. Kto jednak grał w Yakuzy, ten wie, że gry z tego uniwersum przepełnione są niekiedy dziwacznym humorem oraz całą masą minigierek i aktywności pobocznych. Choć o dodatkowej zawartości w postaci retro gier Segi, randkach w restauracjach, wyścigach dronów czy karierze bokserskiej można by rozpisywać się godzinami, to tutaj skupimy się na clou gry, czyli aspekcie detektywistycznym.
Ten został potraktowany naprawdę poważnie, zwłaszcza w głównym wątku. W grze kierujemy losami Takayukiego Yakamiego. To były adwokat, który w związku z wyrzutami sumienia po wybronieniu groźnego przestępcy porzucił swój fach i założył własne biuro śledcze. Fabuły obu części Judgment są doskonale przemyślane, przedstawione bardzo filmowo, a każdy, nawet z pozoru nieistotny szczegół może mieć duże znaczenie w dalszym ich rozwoju.
Co do czysto mechanicznych rozwiązań – mamy tu śledzenie dronem, włamywanie, skradanie się, korzystanie z przeróżnych gadżetów, przebieranki rodem z Hitmana czy przesłuchania (choć nie tak złożone jak w L.A. Noire). Z racji prawniczej przeszłości bohatera sporo sekwencji dzieje się na sali sądowej, choć one akurat mogłyby być nieco krótsze. W ramach odpoczynku od wątku głównego można też wykonywać misje poboczne. Część z nich to całkiem nieźle napisane, typowe detektywistyczne zlecenia, np. śledzenie niewiernego małżonka. Inne zaś bywają szalone, jak chociażby pogoń za uciekającą peruką.
Judgment to seria nie tylko dla fanów oryginalnej Yakuzy. Fakt, poczują się tu oni jak w domu, ale przez brak wyraźnych powiązań fabularnych nowi gracze również odnajdą się bez problemu. W tym ci, których stylistyka Yakuzy dotychczasowo odrzucała, ponieważ przygody Yakamiego, przynajmniej w wątku głównym, to dojrzała, kompetentna kryminalna opowieść.
Seria Sherlock Holmes
Najsłynniejszy detektyw świata prędzej czy później musiał doczekać się adaptacji swoich przygód także w grach wideo. Najsłynniejszą z nich jest licząca sobie dwadzieścia lat i dziesięć pełnoprawnych części seria od ukraińskiego studia Frogwares. W ciągu dwóch dekad zdobyła ona całkiem liczne grono wiernych fanów, a także przeszła szereg zmian – od klasycznych przygodówek point'n'click po nieco bardziej nieliniowe gry z półotwartym światem i widokiem zza pleców.
Kilka pierwszych gier to typowe point'n'clicki – ot rozmawiamy z postaciami, zbieramy przedmioty, używamy ich na innych przedmiotach i rozwiązujemy zagadki, aby śledztwo ruszyło do przodu. Z czasem jednak do serii zaczęto dodawać kolejne mechaniki – dedukcja, czyli odtwarzanie wydarzeń z miejsca zbrodni, badanie przedmiotów na miejscu śledztwa czy dobrze znany fanom słynnego detektywa pałac pamięci, pozwalający kompletować wszystkie zebrane poszlaki i wysuwać na ich podstawie wnioski. W nowszych częściach można też dokonywać wyborów – czasem decydują one o powodzeniu bądź niepowodzeniu śledztwa, a czasem odnoszą się wyłącznie do kwestii moralnych lub emocjonalnych.
Dla osób, które nie miały dotychczas styczności z tą serią, najnowsza odsłona może być dobrym punktem startowym. Chapter One, jak łatwo wydedukować, jest prequelem serii, opowiadającym o młodzieńczym okresie detektywa z Baker Street. Gra zbiera mocno mieszane opinie, ale gracze szukający podobnych wrażeń, co w Judgment lub L.A. Noire powinni dać jej szansę. Warto też przyjrzeć się pozostałym „nowożytnym” odsłonom, od Zbrodni i Kary w górę. Fani klasycznych przygodówek powinni zaś zerknąć na kilka starszych odsłon, choć te bywają już nieco archaiczne.
Blade Runner
Growy Łowca Androidów z roku 1997 to bodajże najbardziej rewolucyjna gra detektywistyczna w całym zestawieniu. W złotej erze stosunkowo liniowych poin'n'clicków postawił na nieznane wówczas rozwiązania, mogące kojarzyć się z obecnymi w tym zestawieniu młodszymi o kilkanaście lub nawet dwadzieścia lat grami.
Produkcja inspirowana filmem Ridleya Scotta pozwala bowiem na niezwykle nieliniowe podejście do zabawy. Zamiast zbierania przedmiotów i używania ich na innych przedmiotach, przesłuchujemy tu postaci niezależne z pomocą znanego z filmu testu Voight-Kampffa, korzystamy z mniej lub bardziej futurystycznych gadżetów, a czasem zdarzy nam się sięgnąć po pistolet. Najciekawszy jednak jest fakt, że każde podejście do gry wygląda nieco inaczej. Część zdarzeń i faktów, np. to, kto okazuje się być replikantem, jest do pewnego stopnia losowa. Prowadzi to do różnych rozgałęzień historii, a w ostateczności do jednego z aż kilkunastu zakończeń. I to wszystko 25 lat temu!
Oprawa, choć mocno pikselowa, imponuje prerenderowanymi tłami, doskonale oddającymi klimat filmu z 1982 roku. Fanów produkcji ucieszą też nawiązania i występy gościnne postaci znanych z dziejącej się równolegle do fabuły gry historii Ricka Deckarda. Dobrą okazją do zapoznania się z tą historią może być całkiem świeża wersja zremasterowana, choć ta zdaje się być zrobiona nieco po łebkach.
Disco Elysium
W wielu dobrych historiach kryminalnych śledztwo, choć stanowi główną oś fabuły, jest tylko pretekstem do wgryzienia się w psychikę głównego bohatera. Tak było w Łowcy Androidów, serialu True Detective, a także Disco Elysium. Ta niezależna produkcja niewielkiego estońskiego studia ZA/UM nie bez powodu stała się światowym hitem. To doskonale napisana, wymagająca, wielowątkowa, ale i melancholijna opowieść o wzniosłych ideach i ich upadku, odkrywaniu samego siebie, a także niezwykłym świecie, tak obcym, a jednak niebezpiecznie przypominającym naszą rzeczywistość.
Główny bohater, policyjny detektyw, trafia do ponurego miasta portowego Revachol, będącego niegdyś świadkiem krwawej rewolucji oraz jeszcze bardziej krwawego jej stłumienia. Nowa, kapitalistyczna rzeczywistość, choć z początku mogła budzić nadzieję na poprawę, przyniosła nowe problemy. Zwłaszcza, że jeden z korporacyjnych ochroniarzy zginął w niewyjaśnionych okolicznościach, a o zabójstwo podejrzewa się lokalnych, skorych do buntu robotników. Sytuacja więc jest napięta, a widmo kolejnych krwawych starć wisi na włosku.
Zadaniem naszego detektywa jest nie tylko rozwikłanie zagadki i deeskalacja (lub wręcz odwrotnie) konfliktu, ale też... odkrycie własnej tożsamości. Otóż główny bohater, zamiast wziąć się za pracę, wpadł w alkoholowo-narkotykowy cug, skutkujący utratą pamięci. W trakcie gry przyjdzie nam więc odkryć tajemnice zarówno Revacholu, jak i najgłębszych zakamarków własnego umysłu.
Disco Elysium to izometryczna gra RPG pozbawiona walki, skupiona przede wszystkim na dialogach. Powodzenie śledztwa będzie więc zależeć od naszych wyborów, ale i wybranych umiejętności – czy to logicznego myślenia, czy to siły i zastraszania, czy empatii i umiejętności retorycznych. Jak na grę role-playing przystało, charakter i losy protagonisty leżą w rękach gracza. Może on odkryć, kim był wcześniej lub stworzyć się na nowo. Zostać zarówno kompetentnym detektywem, który zerwał z nałogiem lub wpaść w wir paranoi, nieracjonalnych decyzji i używek.
Podobnie jak we wspomnianym True Detective, rozwiązanie śledztwa przychodzi dość niespodziewanie i zdaje się być nieco zbyt mało satysfakcjonujące. Ważniejsze jest jednak to, ile w tym czasie mogliśmy dowiedzieć się o naszym bohaterze – a także o sobie samych.
Gamedec
To polska detektywistyczna gra RPG, osadzona w cyberpunkowym świecie znanym z serii książek Marcina Przybyłka. Tytułowy gamedec to nowy typ detektywa, niezwykle potrzebny w czasach realistycznych gier, pozwalających przenieść swój umysł do wirtualnego świata. Kradzież wirtualnej waluty, podejrzane glitche nękające multiplayerową produkcję, szemrane transakcje dokonywane poza światem rzeczywistym? W takich sytuacjach do akcji wkracza gamedec.
Ze względu na rzut izometryczny, brak walki i detektywistyczny charakter, ciężko uniknąć porównań z Disco Elysium. Gamedec nie jest aż tak ambitnym tekstem kultury, ale za to dużo więcej uwagi poświęca aspektowi detektywistycznemu, przynajmniej w pierwszych śledztwach. Gra stosuje bardzo ciekawy system dedukcji. Zbierając dowody, rozmawiając z postaciami niezależnymi odblokowujemy wskazówki, pozwalające nam zdecydować się na pokierowanie śledztwa jednym z kilku dalszych torów.
Wybór jest konieczny, aby pchnąć sprawę do przodu, a jednocześnie blokuje nam możliwość podążania innymi ścieżkami. Część wybranych opcji prowadzi do ślepego zaułka, a część pozwala dotrzeć do ostatecznej konkluzji innymi ścieżkami. Dzięki temu gra zyskuje na nieliniowości, a fakt, że możemy położyć nasze śledztwo dodatkowo zwiększa trudność i podbudowuje napięcie. Porażka nie oznacza też przegranej – gra toczy się dalej, a nasze poczynania zostaną odnotowane. W końcu twórcy określają Gamedeca mianem „erpega adaptywnego”.
Heavy Rain
Formuła interaktywnego filmu aż sama prosi się o motyw detektywistyczny. Studio Telltale zrealizowało go w The Wolf Among Us, a Quantic Dream – najpierw częściowo w Heavy Rain, a później w Detroit: Become Human. W zestawieniu znalazły się gry drugiego z wymienionych studiów – nie tylko ze względu na obecność detektywów, ale też mechanik związanych z ich pracą.
Główną osią fabuły Heavy Rain jest rozwikłanie sprawy tajemniczego mordercy dzieci, zostawiającego na miejscu zbrodni charakterystyczne origami. Śledztwo prowadzimy z perspektywy czterech różnych postaci – zatroskanego ojca Ethana, dziennikarki Madison Paige, agenta FBI Normana Jaydena oraz prywatnego detektywa Scotta Shelby'ego. Każde z nich kieruje się inną motywacją, a także ma inne metody działania. Najwięcej sekwencji śledczych doświadczymy w wątku Normana. Korzysta on z IWO – futurystycznych okularów i rękawicy, pozwalających zbierać i analizować dowody w trybie rozszerzonej rzeczywistości.
Klimat Heavy Rain można kroić nożem. Najbliżej mu do filmów Davida Finchera, choć mrok i beznadzieja wydają się tu jeszcze mocniej podkręcone. Fakt, że ofiarami są dzieci, czyni mordercę nader diabolicznym, a każdy z głównych bohaterów to wrak człowieka. Depresja po stracie dziecka, chroniczna bezsenność, uzależnienie od narkotyków, trauma z dzieciństwa – takich motywów ze świecą szukać u innych protagonistów gier. Ponadto każdy z nich może permanentnie zginąć – i to na kilka sposobów, czyniąc finał historii (jeden z wielu) jeszcze smutniejszym.
Detroit: Become Human
Nowsza gra Davida Cage'a jest zdecydowanie mniej ponura, ale nie mniej ciekawie podchodzi do motywów detektywistycznych. Jednym z trzech bohaterów Detroit: Become Human jest Connor, detektyw-android. Dzięki byciu syntetyczną istotą może dostrzec więcej, niż „organiczny” śledczy, co znajduje odzwierciedlenie w rozgrywce. Analizujemy niewidoczne dla ludzi dowody na miejscu zbrodni i na ich podstawie odtwarzamy przebieg zdarzeń.
Stawkę podbija aspekt ograniczonego czasu działania, fenomenalnie zaprezentowany już w pierwszej sekwencji. Hitchcock byłby dumny. Jak na interaktywny film przystało, mamy tu również sporo podejmowania wyborów, nierzadko prowadzących śledztwo w ślepy zaułek.
Fabuła gry, a przynajmniej wątek Connora, to naprawdę sprawnie zrealizowana historia detektywistyczna. Oto mamy chłodnego, kalkulującego androida, który z czasem zyskuje coraz więcej ludzkich emocji. Wzorem najlepszych filmów typu buddy cop, podejmuje on współpracę ze śledczym, będącym jego przeciwieństwem.
Hank, fenomenalnie odegrany przez Clancy'ego Browna, to podstarzały detektyw-alkoholik z mroczną przeszłością, wykazujący sporą niechęć do androidów. Jak to bywa w takich historiach, z czasem szorstka relacja może przerodzić się w przyjaźń, lub wręcz przeciwnie – napięcie może eskalować, przez co dwaj partnerzy staną przeciwko sobie.
Honorowe wzmianki - Observer, Batman, Hitman czy… Wiedźmin 1
Oczywiście to tylko część najpopularniejszych detektywistycznych pozycji. Wśród nich można by wymienić chociażby osadzonego w cyberpunkowym Krakowie Observera, serię Batman: Arkham, szalone przygody Sama i Maxa czy też całkiem świeże Pentiment. Kilka słów należy się też grom, które niekoniecznie wpisują się w ten nurt, ale zahaczają o niego w ciekawy sposób.
Fani prozy Agaty Christie lub filmu „Na Noże”, którzy chcieliby przeżyć podobną przygodę w wirtualnym świecie, powinni zwrócić uwagę na pewną szczególną misję w Hitmanie 3: Dartmoor. W historii tej Agent 47 dociera do zabytkowej angielskiej posiadłości, w której to bogata familia z tradycjami przygotowuje się do pogrzebu zmarłej w podejrzanych okolicznościach seniorki.
Oczywiście, jak to w Hitmanie, mamy konkretne cele do wyeliminowania. Główną atrakcją jest jednak możliwość przebrania się za prywatnego detektywa i rozwiązania zagadki tajemniczego zgonu. Sama intryga kryminalna może nie jest skomplikowana, ale tego typu historia to największe novum dla serii od czasu możliwości pozorowania wypadków. A sam klimat lokacji pozwoli poczuć się jak Hercules Poirot lub Benoit Blanc.
Kto grał w pierwszego Wiedźmina, ten z pewnością pamięta szereg questów, składający się na pełnoprawne śledztwo. I nie, nie polegało ono na podążaniu za czerwonymi, podświetlonymi śladami krwi. Wraz z detektywem Raymondem Maarloevem (fani powieści kryminalnych bez problemu rozszyfrują to nawiązanie) przychodzi nam poprowadzić naprawdę złożone dochodzenia. Przesłuchujemy, zbieramy informacje, weryfikujemy alibi, potwierdzamy i wykluczamy fakty.
Zamiast prostego podążania od znacznika do znacznika, w grze pojawiają się kolejne, wzajemnie wykluczające się questy, dotyczące każdego z podejrzanych. Istnieje możliwość błędnego wytypowania winnego, które nie blokuje dalszego toku rozgrywki. Śledztwo też ma pewien twist, który w niezwykle sprytny sposób sygnalizuje jedna z growych mechanik. Co prawda zadanie jest obarczone męczącym backtrackingiem, ale nadchodzący remake daje nadzieję na poprawę grzeszków pierwszego dziecka CD Projekt RED.