Nie chcemy zbyt długich gier? 500 godzin Dying Light 2 przeraziło graczy
Kwestia precyzowania.
W ubiegły weekend Techland poinformował, że pełne ukończenie Dying Light 2 zajmie 500 godzin. Wiadomość tę szybko sprecyzowano. Tak naprawdę chodzi o zrobienie dosłownie wszystkiego, co gra zaoferuje - łącznie ze sprawdzeniem wszystkich zakończeń.
Wielu graczy zdążyło jednak zareagować dosyć krytycznie. Setki czy nawet ponad tysiąc polubień otrzymywały komentarze takie jak „Nie ma żadnej gry, w której możnaby usprawiedliwić 500 godzin ogrania jej na sto procent, nawet najlepszej gry w historii. To jest naprawdę niepokojące”, czy też tweety porównujące God of War z Assassin's Creed Valhalla z dopiskiem „jakość, a nie ilość”.
Dziesiątki mniej popularnych odpowiedzi też wyrażały zaniepokojenie, rozczarowanie lub zdziwienie. Nawet po sprostowaniu pierwotnej informacji - miłośnicy „calakowania” gier też znaleźli się wśród tych, dla których liczba 500 godzin wydała się zbyt duża.
Samo ukończenie fabuły jeden raz i wykonanie misji pobocznych ma zająć około 100 godzin. Przyznam bez bicia, że - przynajmniej dla mnie - to naprawdę spora liczba. Teoretycznie wątek główny będzie można ukończyć o wiele szybciej, jednak gry z otwartym światem mają to do siebie, że pośpiech często do nich nie pasuje.
Naturalne jest, że przemierzając nowy region czy dzielnicę - idąc do kolejnego celu zadania fabularnego - zobaczymy coś interesującego. W przypadku wyjątkowo długich i bogatych w zawartość gier, niektórzy mogą mieć jednak problem. Z tyłu głowy pojawia się myśl, która zniechęca do eksploracji i zaglądania do ciekawych zakamarków.
Z drugiej strony, wykonując tylko i wyłącznie misje główne, możemy potem mieć lekkie „wyrzuty sumienia” i myśleć tylko o tym, ile ciekawych potencjalnie interakcji, zadań i widoków ominęliśmy, bo chcieliśmy zająć się tylko fabułą. To odwieczny problem z największymi grami.
Oczywiście nie można powiedzieć, że taki stan rzeczy to po prostu wina ogromnej gry wideo. To w większym stopniu wina odbiorcy. To ja mam przeświadczenie, że muszę grać w nowości w okresie ich premiery, ponieważ odkładając kolejne tytuły na później, widzę oczami wyobraźni coraz większy stos znanej wszystkim „kupki wstydu”.
Przecież jeśli poświęcę jednej grze kilkaset godzin w krótkim okresie czasu, całkiem możliwe, że ominie mnie inna, ciekawa premiera. Nie mogę też jednak rozłożyć sobie długiej przygody na raty i przechodzić kampanii przez kilka tygodni, bo negatywnie - przynajmniej w moim przypadku - wpływa to na odbiór historii i poziom immersji.
Nie trzeba więc krytykować Dying Light 2, choć być może pierwszy tweet o 500 godzinach - bez jednoczesnego, natychmiastowego sprecyzowania - był lekko chybiony. Gra z pewnością zaoferuje mnóstwo interesującej zawartości. Chyba musimy po prostu, nieprzepadający za długimi grami z różnych powodów, nieco zmienić nastawienie i podejście.