Nie umiem grać w strategie, ale wciąż to robię. Na szczęście jest tryb easy
Nie czuję wstydu.
Strategie polubiłem już w dzieciństwie. Jako dzieciak byłem zachwycony, gdy starszy kuzyn pokazał mi Twierdzę i Warcrafta 3, a potem zagrywałem się w nie godzinami. Mimo to - po ponad dwudziestu latach od pierwszego podbitego zamku - nadal nie opanowałem w zadawalającym stopniu mechanik rządzących tym gatunkiem. Nawet dzisiaj, będąc wiernym fanem serii takich jak Total War, nie toczę bitew na normalnym poziomie trudności, bo jest dla mnie za dużym wyzwaniem. Teoretycznie więc nie nadaję się do strategii, a jednak bawię się w nich świetnie. Wszystko dlatego, że mogę wybrać tryb easy.
Liczba gier i gatunków dostępnych na rynku jest ogromna. To sprawia, że jeden człowiek - nawet z nielimitowanym czasem wolnym - nie jest w stanie być świetnym we wszystkich interesujących go tytułach. Z wiekiem ten problem się u mnie nasilił - im mniej mam czasu na growe hobby, tym mniejszą uwagę poświęcam wyzwaniu, a większą opowiadanej historii i poznawaniu wirtualnych światów. Nie zatrzymując się zbyt długo na trudniejszych momentach, mogę także ograć więcej interesujących mnie tytułów.
Paradoksalnie znacznie lepszym strategiem jestem w grach From Software. Znając sławę soulsów, mentalnie przygotowałem się na porażkę, a do stawianych przede mną wyzwań podchodziłem metodycznie, ucząc się ruchów przeciwnika i starannie planując ataki. Wbrew opinii, którą „hardcorowi gracze” mają o łatwym poziomie trudności, nie widzę najmniejszego problemu, by rozsiąść się w fotelu i dla odmiany wygrywać bitwy na własnych, uproszczonych warunkach.
Moja rozgrywka, moje zasady
To między innymi możliwość adaptowania wirtualnych światów do własnych potrzeb sprawia, że medium interaktywne tak bardzo wyróżnia się na tle książek i filmów. Za pociągnięciem jednego suwaka możemy uprościć rozgrywkę lub w razie potrzeb znacząco ją utrudnić. Wybór pozostawiony w rękach gracza pozwala czerpać przyjemność dostosowaną do indywidualnych wymagań, aktualnego humoru czy umiejętności - tak jak w przypadku mojego braku talentu do prowadzenia wielkich armii.
Niektórzy deweloperzy rozgraniczają elementy rozgrywki, by gracz mógł jeszcze bardziej spersonalizować swoje doświadczenie. Na przykład w serii Total War osobno wybierzemy poziom trudności bitew, a osobno kampanii i dyplomacji. To pomocne dla graczy takich jak ja - moja nieudolność w walce nie przekreśla zwiększenia trudności całej kampanii, w której akurat lubię poczuć nieco większe wyzwanie. W No Man’s Sky natomiast możemy całkowicie wyłączyć walkę lub zwiększyć ilość wydobywanych surowców.
Z czasem umiejętności rosną
Niski poziom trudności ma także inne zalety. Przede wszystkim obniża próg wejścia dla osób zupełnie niezaznajomionych ze światem gier lub dopiero poznających nowy gatunek. Dzięki temu dodatkowo tryb easy może być punktem wyjścia do zwiększenia wyzwania w przyszłości. Ponownie to gracz kontroluje interaktywne środowisko - czy chce wznosić się na kolejne poziomy umiejętności, czy pozostanie w bezpiecznym miejscu, by cieszyć się fabułą.
Na grach RPG spędziłem równie wiele lat, co na strategiach - w tych pierwszych bez wahania sięgam jednak po wyższe poziomy trudności. Kiedy gram w „erpegi”, rozumiem graczy, którzy wręcz nienawidzą gier From Software. Pokonywanie niektórych barier zwyczajnie nie sprawia przyjemności, a wyłącznie frustruje. Każdy gatunek wymaga od gracza zupełnie innego zestawu umiejętności, by zacząć osiągać w nim sukcesy. Niektórzy więc spełnią się, tworząc idealny build w Path of Exile, inni natomiast podczas zręcznościowych sekwencji platformowych.
Soulslike’i, Cuphead, Darkest Dungeon i mnóstwo innych gier mają wpisane w swoje DNA stawianie przed graczem wyzwań. Niejednokrotnie wykorzystują też ten aspekt w kampaniach marketingowych, kierując swój przekaz do konkretnego wycinka odbiorców, którzy liczą na prawdziwy sprawdzian swoich umiejętności. W ich przypadku dodanie poziomu łatwego mijałoby się z celem i wręcz zrujnowałoby ich tożsamość. Stanowią one jednak bardzo konkretną mniejszość.
Duży wybór gatunków i możliwość dobrania poziomu trudności pokazuje, jak różnymi graczami jesteśmy i jak niemożliwym przedsięwzięciem byłoby stworzenie gry dla każdego. Gracze z przyjemnością tonący w statystykach nawet nie zwrócą uwagi na relacje między towarzyszami, a osoby szukający wielowątkowej opowieści nie zauważą braków w mechanikach. Koniec końców gry mają przede wszystkim bawić - nie odbierajmy tego sobie i innym, bo czasami po prostu warto poznać historię i świat, które przygotowali dla nas twórcy.