Niezależne hity 2016 roku
Świetny indie-rok.
W listopadzie zadebiutował Owlboy - produkcja wyjątkowa, cechująca się niesamowitym urokiem, dopracowana w każdym calu. Powstawała przez niemal dekadę, ale w końcu trafiła w ręce graczy.
Można powiedzieć, że gra o sowim chłopcu swoją jakością idealnie podsumowuje okres ostatnich kilkunastu miesięcy pod względem niezależnych premier. Od arcydzieła do arcydzieła - czyli od wydanego pod koniec ubiegłego roku Undertale, do wspomnianego Owlboy.
Poza tymi indie-hitami otrzymaliśmy jednak mnóstwo innych mniejszych gier, które także zachwyciły. Bez chwili zastanowienia można powiedzieć, że 2016 rok był fantastyczny dla miłośników eksperymentów i poszukiwaczy świeżości.
Całoroczne święto dla fanów niezależnych gier rozpoczęło się już w styczniu. Mogliśmy zwiedzić fantastyczną wyspę w The Witness i zająć się rozwiązywaniem coraz bardziej skomplikowanych łamigłówek. Wyzwanie rzuciło też Darkest Dungeon, oferujące mroczną stylistykę i genialną, lovecraftowską atmosferę. Dla odmiany, poruszająca opowieść o godzeniu się ze śmiercią dziecka w That Dragon, Cancer doprowadzała do łez.
Luty był szalenie różnorodny. Intrygujący Firewatch sprawił, że dzięki doskonałej grze aktorów przywiązaliśmy się do bohaterów, wędrując po lasach parku narodowego w Stanach Zjednoczonych. Polska strzelanka Superhot pozwoliła poczuć się, jak w Matriksie, a Grim Dawn - tytuł, który bez zastanowienia można polecić fanom Diablo 2 czy Titan Quest - w końcu opuściło dział Early Access na Steamie.
Znikąd pojawiła się też produkcja uznawana za jedną z najtrudniejszych tegorocznych premier, czyli zręcznościowe Devil Daggers - przetrwanie ponad minutę w tej zręcznościowej grze FPS graniczy z cudem. Na szczęście pod koniec miesiąca można było się zrelaksować przy wyjątkowym Stardew Valley, dbając o farmę na wsi. Tytuł ten zachwycił wielu i przyćmił nawet uznaną serię Harvest Moon z konsol Nintendo.
W marcu zadebiutował tytuł, który w 2013 roku zdobył zaufanie graczy na Kickstarterze - Hyper Light Drifter. Warto jednak było czekać. Otrzymaliśmy połączenie dynamicznej gry akcji z rozgrywką inspirowaną cyklem The Legend of Zelda. To wszystko w pięknej oprawie pixel-art, pomagającej budować tajemniczą atmosferę intrygującego świata.
Enter the Gungeon ukazało się w kwietniu i przypomniało, że gatunek roguelike ma się świetnie. Często giniemy w tej zręcznościowej strzelance, ale każde podejście sprawia niesamowitą frajdę. Pomaga obecność dziesiątek zakręconych broni. W tym samym miesiącu otrzymaliśmy też chyba najbardziej nietypowego RTS-a roku - w Offworld Trading Company nie skupiamy się na armii i budowaniu żołnierzy, a na ekonomicznej rywalizacji z innymi korporacjami.
W maju niespodzianki doczekali się miłośnicy gier From Software, gdy do sprzedaży trafiło Salt & Sanctuary, które można bez wątpienia opisać jako Dark Souls 2 w 2D. Mimo niezbyt imponującej oprawy, twórcom udało się wykreować mroczną atmosferę, a system walki sprawia satysfakcję od początku.
Wyjątkowo ważnym miesiącem w niezależnym kalendarzu był czerwiec. Studio Playdead, twórcy niezapomnianego Limbo, po sześciu latach wydali nową grę. Inside zachwycił odbiorców niesamowitą, ponurą atmosferą i przejmującą fabułą. Nie zabrakło ciekawych łamigłówek, choć nieco prostszych niż w poprzedniej produkcji deweloperów z Danii.
Wakacje - tak zwany „sezon ogórkowy” - wcale nie oznaczały przestoju i mniejszej liczby ciekawych premier. Zadebiutowało między innymi dynamiczne i szalenie wymagające Furi, połączenie slashera ze zręcznościowymi tytułami typu bullet hell. Spokojniejszych doświadczeń dostarczyło fascynujące Obduction - produkcja, której fani kultowej serii Myst nie powinni przegapić.
W końcu też, po trzech latach w fazie Early Access, ukazała się pełna wersja Starbound. Eksploracja kolejnych planet i wciągający system craftingu połączone z rozgrywką w stylu Terrarii zaskarbiły sobie serca wielu graczy. Końcówka sierpnia to również intrygujący The Turing Test, inspirowany słynnym cyklem Portal, czyli coś dla fanów zagadek.
Brutalny beat'em-up Mother Russia Bleeds, który ukazał się we wrześniu, przypomniał o sile przyciągania tego gatunku z salonów arcade. W tym samym miesiącu, bez większych fanfarów, na Steam trafiła też trudna do określenia, nieco surrealistyczna - w stylu filmów Davida Lyncha - opowieść Virginia, którą z pewnością można polecić miłośnikom nietypowej narracji i tajemniczych opowieści.
Jesienią na Steam i konsole trafiła też rasowa skradanka - Aragami. Przygody mrocznego wojownika ninja przypomniały, że miło jest przemykać w cieniach, choć zabrakło dopracowania technicznego.
Największym niezależnym hitem ostatniego kwartału - i chyba całego roku - jest jednak Owlboy. Urzekająca i imponująca fantastyczną, pixel-artową oprawą platformówka oferuje różnorodne lokacje, plejadę interesujących postaci i udowadnia, że postawienie na grafikę w stylu retro to wcale nie „pójście na łatwiznę”. Absolutna perełka.
W końcu grudzień - ostatni miesiąc także nie zawiódł. Przede wszystkim, miłośnicy kultowej serii Commandos zakochali się w Shadow Tactics, które skutecznie przeniosło znany i lubiany styl rozgrywki do realiów feudalnej Japonii. Po cichu na Steamie pojawiła się też chińska produkcja Icey, stanowiąca swego rodzaju połączenie zabawy narracją na modłę The Stanley Parable i dwuwymiarowego slashera.
To był rok świetnych gier indie. Wspaniale, że powstaje tak dużo niezależnych produkcji, które można pochwalić za najwyższą jakość wykonania i interesujące pomysły na rozgrywkę - a przecież nie wymieniliśmy tu wszystkich godnych uwagi.
Chociaż w ciągu ostatnich miesięcy zachwycały nas też różne gry wysokobudżetowe, w większości były to sequele. Nawet jeżeli udane i wciągające, to jednak znajome. Na szczęście „indyki” nigdy nie znikną i zawsze będziemy mogli liczyć, że odkryjemy jakąś niesamowitą perełkę.