Od dziennikarza do twórcy gier
Jim Rossignol o tym, dlaczego zamierza tworzyć gry i nadal o nich pisać.
Znakomici krytycy filmowi rzadko bywają uznanymi reżyserami, a błyskotliwi znawcy muzyki klasycznej - świetnymi pianistami. Nieco inaczej jest z krytyką literacką - historia zna doskonałych pisarzy recenzujących inne doskonałe dzieła literatury.
Krytyka gier wideo, jako dyscyplina młoda, raczej opiera się na zgromadzonej wiedzy, doświadczeniu i wreszcie intuicji. Niewielu dziennikarzy oceniających gry miało lub ma profesjonalną styczność z ich projektowaniem.
A co jeśli role się odwrócą? Jeśli to dziennikarz, który wcześniej przez lata zajmował się krytyką gier, teraz sam będzie musiał się z nią zmierzyć?
Jim Rossignol to współtwórca jednego z najbardziej opiniotwórczych blogów o grach komputerowych na świecie - Rock, Paper, Shotgun. Pisze o grach od wielu lat, jest autorem książki „This Gaming Life” i dziennikarzem o ugruntowanej pozycji. Cieszy się szacunkiem także wśród deweloperów.
- Zawsze chciałem być twórcą gier - mówi bez zastanowienia. - Pierwsze rzeczy tworzyłem na początku lat 90., na Amigę 500. Efektem był na pół ukończony klon Alien Breed, z bardzo kiepską animacją 2D. Kodowaniem zajmował się mój dobry kolega.
Istotną częścią kształtowania świadomości Jima jako gracza były, podobnie jak nas wszystkich, czasopisma poświęcone grom. Choćby miesięcznik Amiga Power, ukazujący się do 1996 roku nakładem wydawnictwa Future (obecnie wydawca m.in. PC Gamer, PC Format i wielu innych). Jim także współpracował później z prasą.
- Gdybym nie czytał tych wszystkich artykułów i nie nabrał szacunku do gier wideo, prawdopodobnie nigdy nie zdecydowałbym się zrobić czegoś swojego - przekonuje.
Choć od pierwszej próby mijały kolejne lata, nie przestał myśleć o własnym projekcie. Dzięki szybkiemu rozwojowi dystrybucji cyfrowej i publicznym akcjom zbierania pieniędzy na nowe projekty, wreszcie mógł zrealizować bardziej ambitne plany. Sir, You Are Being Hunted zgromadziło na Kickstarterze dwa razy więcej pieniędzy niż pierwotnie planowano. Akcja zakończyła się w grudniu 2012 roku.
- To było fantastyczne. Oczywiście, oznaczało dla nas więcej pracy, ale absolutnie nie żałujemy włożonego czasu, a darczyńcy z pewnością nie będą żałować wydanych pieniędzy i uwagi, którą nam poświęcili. Nasz „kickstarter” to zdumiewająco pozytywne doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę.
Pierwsza styczność z Sir, You Are Being Hunted przywodzi na myśl Day Z. Gra wydaje się lżejszą, zabawniejszą i lepiej wyglądającą wersją popularnego moda.
- Tak naprawdę rozpoczęliśmy pracę i ogłosiliśmy tytuł zanim pojawiło się Day Z. Powiedziałbym raczej, że Sir było tworzonego równolegle. Jesteśmy wielkimi fanami Army 2, a James [Carey, członek zespołu - przyp. red.] nawet pracował nad tą grą w Bohemia Interactive, więc wpływ tego doświadczenia na nasz projekt był nieunikniony.
Połączenie survivalu i skradanek to temat ostatnio coraz popularniejszy. Czy chodzi o to, że jesteśmy już zmęczeni tytułami typu „biegnij i strzelaj”?
„Gracze stają się dojrzalsi, więc siłą rzeczy i gry muszą być dojrzalsze.”
- Wydaje mi się, że popularność skradanek i gier nastawionych na przetrwanie związana jest z faktem, że gracze stają się dojrzalsi, więc siłą rzeczy i gry muszą być dojrzalsze - odpowiada Rossignol. - Przecież od zawsze szukamy w grach czegoś, co będzie nas bawiło, co będzie sprawiało, że powiemy „chcę więcej”. Tylko teraz twórcy mają odpowiednie narzędzia, i finansową wolność, by tworzyć takie rzeczy. Wszyscy chcieli grę multiplayer z zombie w roli głównej, ale to Day Z wyszedł naprzeciw oczekiwaniom z odpowiednim podejściem. Z pewnością zobaczymy więcej tego rodzaju przykładów w przyszłości.
Sir, You Are Being Hunted jest na ukończeniu. W założonym przez Jima w 2010 roku studiu deweloperskim Big Robot, obok niego, pracuje jeszcze wspomniany James Carey oraz utalentowany programista - Tom Betts. Wspierają ich freelancerzy - artyści i graficy.
Premiera finalnej wersji gry zaplanowana jest na najbliższe miesiące. Jim nie zamierza jednak rezygnować z pracy dziennikarskiej.
- Bardzo lubię pisać o grach, i chcę nadal o nich pisać. W trakcie ostatniego Gamescomu zobaczyłem kilka gier i udzielił mi się entuzjazm wszystkich twórców. O grach naprawdę można pisać w nieskończoność.
- Nie byłbym skłonny do zrezygnowania z tej pracy, ponieważ w ciągu wielu lat działalności pozostawiłem tu sporo potu i łez - przyznaje.
To także możliwość spojrzenia na swoją aktywność zawodową z zupełnie innej perspektywy.
- W ostatnim czasie pracowałem ciężko, by upewnić się, że każdy dziennikarz może zagrać w naszą grę. Wydaje mi się to kluczową kwestią. Firmy powinny zrobić wszystko, by dziennikarze otrzymywali ich gry - uważa. - W ciągu ostatnich lat, na własnej skórze przekonałem się, jak czasami ciężko jest uzyskać kod recenzencki czy też kod do przygotowania zapowiedzi gry od firm - często nawet wtedy, gdy wydawcę obsługuje agencja PR, która powinna się zajmować głównie tym.
- W erze cyfrowych produktów nie ma powodu, by osoby piszące o grach miały jakiekolwiek trudności z dostępem do tych tytułów, o których chcą pisać.
- Wydaje mi się, że dzięki pracy po stronie mediów nie będę miał również żadnych nierealistycznych oczekiwań - kontynuuje. - Wiem, że autorzy mogą popełniać błędy, wiem, że wielu osobom nasza gra się nie spodoba. Wiele razy widziałem twórców i wydawców, którzy zachowywali się bardzo dziwnie po różnych, negatywnych publikacjach. Chcę tego uniknąć.
Pojawiły się już pierwsze opinie o Sir, You Are Being Hunted. Wczesna alpha gry została bowiem udostępniona prasie. Czy Rossignol patrzy na opublikowane teksty jako dziennikarz, czy może jako twórca?
- Po trochu z każdej strony - uśmiecha się Jim. - Z perspektywy dewelopera wydaje mi się, że nie zdołaliśmy przekazać wszystkiego na temat gry. Natomiast nie sądzę, aby zmieniło się we mnie postrzeganie recenzji czy zapowiedzi. Mam wielu przyjaciół wśród deweloperów, dzięki czemu wiem, czego mogę oczekiwać i przez co będę musiał przejść, gdy gra ostatecznie ukaże się na rynku, i pojawią się opinie graczy oraz oceny w prasie.
Zabawna historia zdarzyła się ostatnio na Pirate Bay - największej stronie z piracką muzyką, grami czy filmami. Sir, You Are Being Hunted trafił na torrenty, a ktoś podszył się pod Rossignola i umieścił komentarz, w którym dziękował i zachęcał do ściągania.
- Jeśli martwię się takimi rzeczami, to w taki sam sposób, jak martwię się złą pogodą. Nie mamy zbyt wielu możliwości, by to kontrolować. Niemniej, gdy ludzie uważają, że traktują gry na torrentach jako wersje demonstracyjne, to jest to kłamstwo, które powtarzają, by mieć czyste sumienie. Po prostu decydują, że nie zapłacą za grę. Oczywiście, ta decyzja zawsze należy do nich. Ja mogę mieć tylko nadzieję, że więcej osób zdecyduje się zapłacić.
Rock, Paper, Shotgun to strona skierowana do miłośników PC, ze szczególnym naciskiem na gry niezależne. Czy twórcy Sir, You Are Being Hunted myślą o przygotowaniu konwersji na konsole nowej generacji?
- Rozważamy to. Po prostu czujemy, że gra najpierw powinna wyjść na PC. Nie tylko dlatego, że większość twórców niezależnych zarabia pieniądze na Steamie, a nie na konsolach. Dopóki na konsolach nie powstanie znaczący rynek gier niezależnych, dopóty trudny być przekonanym, że warto inwestować w to czas. Z drugiej strony, bez wątpienia pomoc ze strony Sony czy Microsoftu ułatwiłaby wiele rzeczy.
- Ale wtedy nie jest już się twórcą „niezależnym”, prawda?
Współpraca przy artykule - Mateusz Zdanowicz. Disclaimer: Rock, Paper, Shotgun jest serwisem partnerskim sieci Gamer Network, do której należy Eurogamer.