OlliOlli - Recenzja
Staroszkolne wywijasy na desce.
Jazda na deskorolce wymaga ciągłego samodoskonalenia. Każdy, kto miał z nią styczność wie, że po kilkudziesięciu poważniejszych, bolesnych upadkach stajemy na rozdrożu: trenujemy dalej i doskonalimy się albo odkładamy deskę do szafy i nigdy do niej nie wracamy. OlliOlli to gra skierowana do tych pierwszych - zmusza do perfekcjonizmu i wyciągania lekcji z każdej wywrotki. Jeżeli tego nie zaakceptujemy, to czas zmienić sport.
Studio Roll7 dla swojego nowego projektu wybrało stylistykę retro, gdzie prostota oprawy graficznej idzie w parze z minimalistyczną, nawet jak na ten gatunek, klawiszologią. W dwuwymiarowej przestrzeni poruszamy się malutkim deskorolkarzem, używając kilku dosłownie przycisków.
I tak, X odpowiada za odpychanie się nogą od podłogi oraz za bezpieczne lądowanie kółkami na asfalcie. Lewym i prawym bumperem możemy się obracać w powietrzu, a za sam skok i wykonanie powietrznych sztuczek odpowiada lewy drążek. Wychylamy gałkę w odpowiednią stronę, a po puszczeniu obserwujemy wykonanie triku. Proste? Proste.
Każda akrobacja jest punktowana i doliczana do ogólnego podsumowania całego poziomu. Samych trików jest bardzo dużo i wszystkie kryją się pod odpowiednim ustawieniem i ruchem analoga w momencie wybicia. Punktacja wzrasta z poziomem trudności samego chwytu, długości ślizgów na rurkach (tzw. grindowanie) i odpowiednim wylądowaniu na ziemi.
Jak dobrze wiemy, diabeł tkwi w szczegółach - nawet jeżeli odpowiednio się wzniesiemy, prezentując ładną ewolucję, następnie trafimy na murek, na którym wykonamy idealny grind, to i tak wszystkie mnożniki i ich uznanie zależy od tego, czy w odpowiednim momencie wciśniemy przycisk X, by sprawnie wylądować na asfalcie. Ostatni ruch wykonamy nieudolnie i możemy pożegnać się z rekordem.
Pierwsze trzy trasy pozwalają na zapoznanie się z mechaniką i odkrycie możliwości wykorzystania terenu. Wesoło śmigamy w prawą stronę po drodze wykonując na ślepo jakieś sztuczki, ślizgamy się to po barierce, to po murku, czasem po niskim zadaszeniu i bez problemu dojeżdżamy do końca. Sielankową atmosferę burzą kolejne poziomy, które kryją większą liczbę pułapek i przeszkód. Każda wywrotka cofa nas do pozycji startowej i zeruje punkty, więc bardzo szybko gra pokazuje swoje prawdziwe oblicze.
Od tej pory zaczyna się ciężka walka o zapamiętanie każdej przeszkody na trasie, pozycji wszystkich barierek i murków. Pragniemy zdobywać coraz lepsze wyniki końcowe. Wymaga to nauczenia się trudniejszych chwytów (wszystkie dostępne do wglądu w opcjach gry), łączenia ich w combosy, doskonalenia lądowania końcowego i zdobywania po drodze poukrywanych przedmiotów.
„Zapomnijmy o prostej, relaksującej grze o deskorolkarzu - wyczucie rytmu i usprawnianie każdego przejazdu to jedyna gwarancja przejścia do kolejnego etapu.”
Zapomnijmy o prostej, relaksującej grze o deskorolkarzu - wyczucie rytmu i usprawnianie każdego przejazdu to jedyna gwarancja przejścia do kolejnego etapu i zdobycia imponującego wyniku. Tryb kariery zawiera 25 poziomów „amatorskich” (podzielonych na pięć różnych lokacji) oraz trudniejsze wersje „pro”, które możemy odblokować tylko poprzez spełnianie dodatkowych wymogów wyświetlanych na początku danego przejazdu amatorskiego.
Każde z pięciu obszarów przedstawia odmienną szatę tematyczną. Zwiedzamy centrum miasta, złomowisko, nadmorski kurort, zaśnieżoną bazę wojskową i futurystyczne miasto pełne neonów. Wszystkie różnią się rodzajem przestrzeni do grindowania i przeszkodami, których z czasem robi się przerażająco dużo.
Animacje postaci przy wykonywaniu trików minimalnie się różnią i trudno wyłapać wygląd ewolucji, zwłaszcza że aspekt zręcznościowy wymaga pełnego skupienia na trasie i wciskaniu odpowiednich przycisków w krótkich odcinkach czasu.
Jeżeli bicie rekordów i osiąganie mistrzostwa w przejazdach „karierowych” to za mało, mamy jeszcze dwa dodatkowe urozmaicenia. Tryb „Spots” to krótkie przejazdy wymagające stosowania nieprzerwanej kombinacji trików i zbijania na tym jak największej liczby punktów.
Z kolei „Daily Grind” to codzienne wyzwanie sytuujące nas w rankingu ogólnoświatowym. Każdego dnia mamy unikalną szansę na osiągnięcie rekordowego wyniku na wskazanej planszy. Możemy trenować do woli, ale wykonamy tylko jeden przejazd rankingowy, którego końcowa punktacja trafi do sieci. Bardzo łatwo się potknąć i zepsuć cały przejazd, więc adrenalina i podniesione ciśnienie nie opuszczają nas na krok.
Ta prosta formuła oparta na ciągłym powtarzaniu etapów i polepszaniu wyników potrafi przyciągnąć na długie godziny. Jednorazowy przejazd nie zajmuje wiele czasu, więc bardzo łatwo o wpadnięcie w syndrom „jeszcze jednej próby”, a w efekcie wessania gracza na cały wieczór.
Mimo niezaprzeczalnych zalet, OlliOlli nie wykorzystuje możliwości technicznych konsoli PlayStation Vita, a bardziej przypomina drogą grę mobilną na tablety czy smartfony. Niewykluczone zresztą, że za jakiś czas zobaczymy ją na innych platformach.
Miłośnicy nieustannego powtarzania tych samych poziomów i bicia osobistych rekordów poczują się jak w niebie, ale od gier na Vitę oczekiwałbym czegoś ambitniejszego, ciekawszego wizualnie i technicznie, a przede wszystkim - projektu o skali i poziomie wykonania godnego małej konsoli Sony.