„One Piece” sukcesem Netflixa. Serial zbiera wysokie oceny
Krytycy są zadowoleni.
Serial „One Piece” - aktorska adaptacja jednej z najpopularniejszych mang w historii - trafił wczoraj do katalogu Netflixa. Produkcja zadebiutowała w całości i spodobała się zarówno krytykom, jak i widowni.
Ekranizacja historii Załogi Słomkowego Kapelusza chwalona jest przede wszystkim za wierność oryginałowi. Wprowadzone zmiany nie zaburzyły lekkiego klimatu opowieści, dzięki czemu całość może budzić nostalgię i uczucie powrotu do dzieciństwa. Zdaniem dziennikarki Angie Han z The Holywood Reporter, „One Piece” to „słodka i porywająca przygoda, która zachwyci wewnętrzne dziecko widza”.
Zgodnie z danymi zebranymi przez agregator Rotten Tomatoes, widowisko zebrało na ten moment 35 recenzji krytyków, z których 80% zakwalifikowano jako pozytywne. W przypadku ocen od widzów wynik jest jeszcze wyższy - tytuł wychwalono w aż 95% z ponad 5 tysięcy wystawionych opinii.
„To zabawna, dziwaczna adaptacja, na którą zasługują zarówno fani »One Piece«, jak i nowi widzowie” - podsumowuje David Opie z Empire Magazine, przyznając produkcji niemal najwyższą notę. „W tych ośmiu odcinkach »One Piece« obsada i twórcy tworzą fantastyczną, staromodną i, co najważniejsze, satysfakcjonującą przygodę” - czytamy w recenzji serwisu Collider.
Wydaje się jednak, że im dalej w „las”, tym krytyki coraz więcej. Wielu recenzentów zauważa, że serial sięga szczytu swoich możliwości w pierwszych odcinkach, a końcówka wypada już zdecydowanie słabiej. „Im bardziej zagłębiamy się w sezon i im więcej dowiadujemy się o każdym z członków załogi, tym bardziej »One Piece« się wlecze” - pisze Alan Sepinwall z Rolling Stone.
Krytycy zaznaczają jednak, że winny tego stanu rzeczy jest scenariusz, a nie obsada, która przez wszystkie osiem odcinków trzyma wysoki poziom. Przypomnijmy, że w produkcji zagrali Iñaki Godoy jako Monkey D. Luffy, Mackenyu Maeda jako Roronoa Zoro, Emily Rudd jako Nami, Jacob Romero Gibson jako Usopp oraz Taz Skylar jako Sanji.