Overwatch 2 smuci mnie i cieszy jednocześnie
Skomplikowana relacja.
Miałem okazję zagrać w Overwatch 2 przed premierą i ten tytuł wzbudza we mnie mieszane uczucia. To naprawdę świetna gra i z czystym sumieniem mogę określić ją mianem jednej z najlepszych strzelanek drużynowych na rynku. To jednak zasługa solidnych fundamentów, jakie Blizzard wypracował sobie w „jedynce”. Zmian i nowości jest tu bowiem tak mało, że gra przypomina bardziej aktualizację niż pełnoprawną kontynuację.
Podobnie wątpliwości wywołuje u mnie przejście na model free-to-play. Z jednej strony cieszę się jak dziecko, że znów mogę wrócić do tego uniwersum, a serwery będą - jak przewiduję - pękać w szwach. O kilkunastominutowym szukaniu meczu, jak to miało miejsce jeszcze niedawno w Overwatch 1, będzie można prawdopodobnie zapomnieć. Z drugiej jednak strony, blokowanie nowych postaci w Karnecie Bojowym nie brzmi dobrze, szczególnie dla osób, które co jakiś czas będą tylko „wskakiwać” na dwa lub trzy mecze, tym samym nie mając do dyspozycji pełnej puli bohaterów.
Nie ma co ukrywać - zmiany gameplayowe w Overwatch 2 zainteresują jedynie prawdziwych maniaków oryginału. Mei nie może już zamrażać wrogów pistoletem, Doomfist stał się Tankiem, Winsotn może teraz naładować swoje działko energetyczne… To modyfikacje związane z balansem, które z pewnością nie obchodzą nowych graczy, ale nie ekscytują i mnie, fana Overwatch 1.
Kontrowersyjną nowością jest za to ograniczenie Tanków w drużynie z dwóch do jednego. Wpływa to na dynamikę starć i sprawia, że postacie obierający tę rolę są teraz w nieco trudnej sytuacji. Dawniej jeden z Tanków mógł skupić się na zbieraniu obrażeń, a drugi nie trzymał się tak blisko drużyny, szukając eliminacji. Teraz ten drugi wariant nie wydaje się dobrym wyjściem, bo oddalając się od ekipy jako jedyny Tank, zostawiamy ją na pastwę wrogów. Prawdopodobnie jest to kwestia przyzwyczajenia, choć mi - osobie specjalizującej się w klasach Wsparcia - zapewne łatwo mówić, bo nie robi mi zbytniej różnicy, czy muszę leczyć pięciu, czy czterech sojuszników. Mimo wszystko nie odczułem, żeby siły klas były nieprawidłowo zbalansowane. Zabawa wciąż jest tak wyśmienita i tak nieporównywalna z żadną inną grą, jak w „jedynce”.
To samo mogę powiedzieć o trzech nowych bohaterach - zarówno jeśli chodzi o radość z gry, jak ich projekt. Jestem wielkim fanem tego, jak artyści i animatorzy Blizzarda są w stanie przekazywać osobowość bohaterów ich wyglądem oraz animacjami (zainteresowanych tematem polecam ten materiał na YouTube) i nie inaczej jest w przypadku Królowej, Kiriko i Sojourn. Mimo „bajkowej” oprawy, to postacie tak realistyczne i żywe, że natychmiast zaciekawiają i zachęcają do wypróbowania zdolności.
W dobie dominacji gier-usług z Battle Passami, Overwatch 2 nie mógł obejść się bez własnego Karnetu Bojowego, który działa dokładnie tak samo, jak przyzwyczaiły nas do tego inne długowieczne tytuły. Nagrody podzielono na darmowe i płatne, przy czym te pierwsze to w większości zbędne drobiazgi, a żeby otrzymać dostęp do prawdziwych rarytasów, trzeba zapłacić za wersję Premium.
Gdyby nie to, że nagrodami w Karnetach będą również bohaterowie, nie miałbym do nich żadnych zastrzeżeń, ale w takiej sytuacji, mnóstwo graczy będzie miało okrojony wachlarz postaci do wyboru. Teoretycznie takie Rainbow Six Siege działa w identyczny sposób i udaje się tam zachować balans, ale w strzelance Ubisoftu liczy się głównie celność i zdolność posługiwania się uniwersalną dla wszystkich bronią palną.
W Overwatch 2 każdym bohaterem gra się zupełnie inaczej, liczą się głównie umiejętności, a interakcje na polu walki opierają się na zasadzie kamień-papier-nożyce. Przykładowo jako miłośnik klasy Wsparcia, nie wyobrażam sobie nie mieć możliwości przełączenia się na Baptiste, którego umiejętnie użyte Pole Nieśmiertelności chroni chociażby przed superzdolnością D.Vy - potężnym wybuchem, będącym jednym z najsilniejszych ataków w grze.
Nie licząc jednak tego mankamentu, drugą główną nagrodą za nabijanie poziomów w Battle Passie Premium są oczywiście skiny. W tym aspekcie Blizzard nigdy nie zawodzi - alternatywne stroje są przepiękne i tak zmyślnie zaprojektowane, że każdy mógłby być domyślnym wyglądem postaci, dla których są przeznaczone. Kogo skiny nie interesują, nie kupuje Karnetu. Twórcy otrzymują stały przypływ środków, a gracze cieszą się zabawą za darmo. Wszyscy są szczęśliwi.
Pierwszy Overwatch nigdy nie był wielką grą. Był bardziej niszową propozycją dla zapaleńców, tytułem, który od lat stał w cieniu CoD Warzone, Fortnite czy Apex Legends. Dzięki modelowi f2p, „dwójka” ma szansę to zmienić. Jestem zawiedziony brakiem zmian, które wywołują efekt „wow”, ale moim znajomym, którzy po raz pierwszy wejdą do tego świata, w ogóle to przecież nie przeszkadza. A dla mnie najbardziej liczy się właśnie to, że zagram z nimi w fenomenalną grę, której „życie” może być znacznie barwniejsze i ciekawsze niż poprzedniczka.