Overwatch i władcy marionetek
Opowieść w starciu z rozgrywką.
Blizzard podejmuje się ryzykownego kroku. Obok dopieszczonej pod względem mechaniki gry rozwijany jest wątek fabularny. By poznać świat Overwatch, musimy zwrócić się w kierunku filmów krótkometrażowych oraz komiksów.
Kluczowa w takim procesie tworzenia uniwersum jest spójność. Każde medium powinno prezentować jednolity obraz świata. Diabeł tkwi jednak w szczegółach i szlak, który twórcy sobie sami przecierają, usiany jest kilkoma pułapkami.
Filmy wprowadzające do historii Overwatch to skrupulatnie przygotowane majstersztyki. Kreślą przed odbiorcą szkic całego uniwersum, tłumaczą przemiany jakie zaszły w świecie po stworzeniu inteligentnych maszyn zwanych Omnikami, przyczyny powstania drużyny Overwatch i jej rozwiązania.
Nawet jeżeli nie jesteśmy miłośnikami sieciowych strzelanek, to warto obejrzeć zaprezentowane animacje, gdyż są po prostu ciekawe, a momentami wzruszające. Scenarzyści postawili przed sobą trudne zadanie zaprezentowania każdego bohatera i jego roli w wykreowanym świecie.
Zobacz: Overwatch - Poradnik, Solucja
W trakcie wywiadu poprzedzającego premierę najnowszego filmu - o bohaterze Soldier 76 - twórcy opowiadali, jak dzięki pytaniu sześcioletniej fanki na konwencie Blizzcon wpadli na pomysł ukazania ludzkiej strony goryla Winstona.
Scena deptania okularów wspomnianego bohatera w pierwszym zwiastunie zaintrygowała dziecko najbardziej, a scenarzyści dzięki takiej iskrze pchnęli wątek dalej i w „Recall” przedstawili historię pochodzenia małpiego naukowca.
Tak stopniowo świat Overwatch wzbogaca się o kolejne detale, historie i moralne zagwozdki, z którymi gracze pozostają na długo po odejściu od komputerów. Cel wydaje się osiągnięty. Czy jednak to wystarczy, by odbiorcy przywiązali się do strzelanki i nie znudzili nią po kilkunastu godzinach?
Brak kampanii fabularnej przy jednoczesnym rozbudowywaniu opowieści o kolejne animacje i komiksy to zabieg ryzykowny, zwłaszcza jeżeli na chwilę obecną nie jest wyjaśnione dlaczego bohaterowie walczą między sobą.
To najemnicy, ale przez kogo opłacani? Jaki jest cel ich działań? Drużyny walczą w lokacjach dookoła świata - eskortują limuzyny, bomby, przejmują bazy w dzielnicach. Dobór bohaterów jest kompletnie dowolny i z pozoru pozytywni bohaterowie mogą ramię w ramię ze „złymi” wypełniać cel.
Poróżnieni bracia i odwieczni wrogowie w trakcie rozgrywki zapominają o waśniach i wspólnie biegną w stronę aktualnego celu będąc pod kontrolą graczy. Stają się marionetkami.
Pięknie zakreśloną historię burzy też inny element, którego nie da się uniknąć - dowolność wyboru postaci. Nic nie stoi na przeszkodzie, by drużyna składała się z kilku identycznych bohaterów. Wiarygodność i poczucie kontynuowania opowieści poprzez rozgrywkę zakłóca widok sześciu Winstonów w trakcie meczu.
Scenarzyści nawet nie starają się tłumaczyć rozwiązań, z którymi stykamy się w trakcie każdego meczu, co może okazać się największą pułapką dla twórców.
W Battleborn problem powielonych bohaterów rozwiązano dodatkowymi liniami dialogowymi wypowiadanymi przez postacie. „Halo? Baza? Widzę swojego klona! Proszę o rozkazy” - krzyczy Oscar Mike, gdy spotyka drugiego Oscara, a inny wojownik wyzywa sobowtóra o bycie złym bratem bliźniakiem. Banalne rozwiązanie, którego jednak w Overwatch brakuje.
Równie obszerny i bogaty w bohaterów świat Battleborn opowiada historię, w której gracze mogą uczestniczyć poprzez garść misji kooperacyjnych. Nie tylko pasywnie odbieramy dzieło scenarzystów, ale czujemy, że jesteśmy jego częścią.
Tego właśnie brakuje w Overwatch. Nieważne jak dużo krótkometrażowych wprowadzeń Blizzard wyprodukuje. Sporo graczy nie będzie w stanie wczuć się w klimat bez możliwości poznania historii w sposób namacalny i interaktywny, gdy jedyną dostępną opcją jest potyczka marionetek udających bohaterów z filmów animowanych.