Owlboy - Recenzja
Fascynujące przygody niemej sowy.
Owlboy, powstający przez niemal 10 lat, to produkcja nietypowa. Niby platformówka, ale skakania w niej jak na lekarstwo, a i refleks rzadko jest potrzebny. W zasadzie tyle samo tutaj momentów czystej eksploracji z nutką skradania, co zręcznościowej zabawy.
Twórcy nie idą też za trendem dążącym do podnoszenia poziomu trudności ponad wszelki rozsądek - wręcz przeciwnie. Gra jest dość łatwa, tylko miejscami wymaga większego skupienia.
Stosunkowo szybko na pierwszy plan wysuwają się główne postacie, a także relacje między nimi oraz intrygująca fabuła, która zaciekawia i trzyma w niepewności do samego końca.
Otus jest sową, dość niezwykłą wedle standardów swojego świata, bo nie potrafi mówić. Należy do gatunku humanoidalnych ptaków, stojących na straży przestworzy.
Trening na dzielnego wojownika nie idzie mu najlepiej. Ciągle jest strofowany przez swojego mistrza i sowich kolegów z klasy. Choćby nie wiadomo jak się nie starał, w ich oczach wciąż jest fajtłapą i nieudacznikiem. Niesłusznie, bo jak to w życiu bywa, czasem u tych, po których najmniej się spodziewamy, objawiają się niespotykane pokłady heroizmu.
Tak właśnie jest z Otusem, gdy na jego świat dokonują inwazji powietrzni piraci, plądrując rodzimą wioskę i niszcząc inne miasta. Sowa wyrusza w pełną niebezpieczeństw przygodę, wbrew wyobrażeniom wszystkich, którzy już dawno go przekreślili.
Otus nie jest jednak sam. Przez niemal całą grę towarzyszy mu pomocnik Geddy, a później i kolejne postaci. Są one o tyle istotne, że niemy strażnik nie umie samodzielnie obsługiwać żadnej broni.
Poza lataniem, uderzaniem skrzydłem, czy powietrznym turlaniem, bohater nie jest w stanie zdziałać niemal nic. Potrzebuje więc kolegów, którzy dzierżąc w ręku broń, pozbędą się przeciwników czy przeszkód, podczas gdy Otus trzyma ich w szponach. Latanie oraz zmiana chwytanych postaci stanowi główny element rozgrywki.
Geddy strzela szybko, ale jego broń zadaje niewiele obrażeń. Piracka strzelba Alphonse'a sieje spustoszenie, ale potrzebuje kilkunastu sekund na przeładowanie. Dodatkowo potrafi zapalać świece, czy rozwalać blokujące drogę skały.
Etapów jest zresztą całkiem sporo i są zróżnicowane. W rodzinnej wiosce fruwamy w górę i w dół, eksplorując wszelkie zakamarki, rozmawiając z mieszkańcami czy odwiedzając ich domy. Nawiązania do kultowego Feza są widoczne gołym okiem.
Później lądujemy w jaskiniach z dziwnymi mechanizmami stworzonymi przez antyczne sowy, by następnie uciekać przed lawą z wybuchającego wulkanu. Nie zawodzą również interesujący bossowie, są zmyślni, niełatwi do pokonania, ale też nie frustrują i robią spore wrażenie.
Owlboy niestety rozkręca się powoli, a leniwy bieg rozgrywki dopiero z czasem nabiera tempa. Sama historia nie jest może nazbyt oryginalna, ale poprowadzono ją w taki sposób, że zaciekawia i trzyma w niepewności do samego finału. W grze nie brakuje też dialogów, rozmowy są zabawne i pełne uroku.
Do końca nie jesteśmy pewni, która ze stron tak naprawdę jest zła, bo przedstawiony świat z jego bohaterami nie jest czarno-biały. Co ważne fabuła jest całkiem poważna. Nie brak momentów, które chwytają za serce.
Oprawa audiowizualna to majstersztyk. Proste, ale kapitalne udźwiękowienie wraz ze świetną ścieżką muzyczną, podkreślają wagę wydarzeń rozgrywanych na ekranie. Grafika to szczytowe osiągnięcie pixelartu. Owlboy wygląda cudownie, zachwyca dbałość o detale i świetnie animowane postacie. Często zatrzymujemy się, by podziwiać cudowne widoki.
Nie wszystko jest jednak perfekcyjne, pewne elementy powinny zostać doszlifowane. Sterowanie bywa niezdarne, a pokonując korytarze w ciemności w jednym z poziomów możemy się zgubić. Twórcy nie pomyśleli o zamknięciu opcjonalnych ścieżek akurat w tym momencie gry, kiedy niemal nic nie widzimy. Poza tym, system rozwoju jest szczątkowy, szkoda że nie pokuszono się o jego rozbudowanie.
Owlboy jest pełną uroku grą, z piękną oprawą audiowizualną, ciekawą historią i świetnymi bohaterami - a do tego całkiem długą, bo jej ukończenie zajmuje przeszło 10 godzin. Bez wątpienia produkcja studia D-pad zapada w pamięć i staje w szeregu z najlepszymi grami niezależnymi ostatnich lat.