Pamiętacie złote lata Gameloftu? Uwielbiałem ich gry mobilne
Gry AAA na smartfonie.
Okolice roku 2012 były w moim życiu przełomowe pod kątem rozgrywki mobilnej. Otrzymałem wtedy iPoda Touch, który w moim odczuciu był wymarzonym przez wielu iPhonem bez funkcji dzwonienia. Mimo jego korzeni, nie widziałem w nim jednak odtwarzacza muzyki. Duży dotykowy ekran oraz pojemne zasoby sklepu App Store uczyniły ze sprzętu Apple platformę do odkrywania gier mobilnych.
Obecnie segment mobilny stanowi największy procent rynku gier, a moc obliczeniowa smartfonów pozwala uruchomić produkcje, których oprawa graficzna jeszcze parę lat temu pozostawała w sferze marzeń. Dekadę temu chętnie sięgałem po pozycje firmy, która oferowała produkcje odtwarzające doświadczenia znane z hitów konsol - choć w nieco okrojonym wydaniu.
Gameloft, bo o tej firmie mowa, w tamtym czasie oferował tytuły, które gdyby zostały wydane na ”duże” platformy, zostałyby uznane za budżetowych naśladowców gier AAA. Żeby nie być gołosłownym, poniżej przedstawiłem kilka produkcji, przy których spędzałem jako nastolatek wiele czasu.
Seria Modern Combat
Mobilna odpowiedź na sukces cyklu Call of Duty. Seria doczekała się pięciu odsłon, przy czym ostatnią można bezpłatnie pobrać na telefony i komputer. Szczególnie zauroczony byłem częścią drugą, która oferowała kampanię dla jednego gracza wypełnioną różnorodnymi lokacjami oraz satysfakcjonującymi sekwencjami QTE.
Większość czasu spędziłem jednak przy trybie wieloosobowym będącym dla mnie pierwszym doświadczeniem tego typu. Choć nigdy nie przekonałem się do mobilnego sterowania, możliwość krótkich potyczek w ramach czterech różnych trybów zabawy pochłonęła mnie na długie godziny. W dobie Call of Duty Mobile wydaje się to niedorzeczne, ale możliwość rozegrania deatchmatchu przed snem leżąc w łóżku lata temu była dla mnie czymś niesamowitym.
Shadow Guardian
Użytkownicy PlayStation mieli swojego Nathana Drake’a, zaś posiadaczom telefonów musiał wystarczyć Jason Call. Przygody poszukiwacza przygód stającego w wyścigu o starożytny relikt oferowały to samo, co exclusive’y Sony, tylko w znacznie uproszczonej formie. W trakcie gry wspinaliśmy się po półkach, rozwiązywaliśmy zagadki i strzelaliśmy do przeciwników. Dla poszukiwacza przygód - dzień jak co dzień.
Oglądając filmy z gry, widzę „drewniane” animacje i przenikające przez obiekty kończyny. Jednak w tamtym czasie, gdy nie posiadałem własnego PlayStation 3, to było moje najlepsze „Uncharted”. Głównie dlatego, że innego nie mogłem mieć, ale sądzę, że Jako Jason Call bawiłem się równie dobrze, jak potem w skórze Nathana Drake’a.
Rayman 2 i inne
Tytuł ten otrzymał honorowe miejsce w zestawieniu z uwagi na swoją wyjątkowość. W 2010 roku Gameloft postanowił przenieść na urządzenia Apple drugą część przygód Raymana. Nie mówimy tutaj o produkcji mobilnej przypominającej oryginał jedynie nazwą, a o porcie gry w wersji na Dreamcasta.
Gra nie uniknęła ograniczeń. Mówimy o produkcji na smartfony i to z czasów, gdy 16 GB pamięci wewnętrznej charakteryzowało głównie flagowe urządzenia. Mimo wszystko był to Rayman, którego wielokrotnie ukończyłem na komputerze i nagle mogłem zabrać do pociągu, czy do szkoły. Czy potrzeba czegoś więcej?
Wymienione przeze mnie produkcje nie są wszystkimi propozycjami Gameloftu, które inspirowały się grami na konsole i PC. Na telefonach mogliśmy zagrać także w N.O.V.A, będącym klonem Halo, czy też 9mm, kopiującym mechaniki kultowego Maxa Payne’a.
Choć w dzisiejszych czasach, przy rozbudowanych produkcjach wychodzących na urządzenia mobilne, dzieła Gameloftu nie robią najmniejszego wrażenia, a nawet bawią budżetowością, dla nastolatka, jakim byłem w tamtym czasie, gry tego typu stanowiły namiastkę stacjonarnej rozgrywki przeniesionej na ekrany smartfonów.
Niestety, większość tytułów nie jest obsługiwana przez nowsze iPhone’y i nie ma możliwości pobrania ich na urządzenie. Z drugiej strony, może to i lepiej. Unikając zderzenia z gorzką rzeczywistością, zachowuję je w pamięci, gdzie dzięki sile nostalgii do dziś wyglądają i brzmią jak hity z konsol stacjonarnych.