Papo & Yo - Recenzja
Demony dzieciństwa: problem alkoholizmu pojawił się w autorskiej grze i rozczulił nasze serca.
Papo & Yo to niezwykłe przeżycie. Po obejrzeniu napisów końcowych jestem oczarowany i zakłopotany. Oczarował mnie rodzaj ekspresji i ogromna dawka emocji, oraz magia bijąca z serca niewinnego dziecka oraz malowniczego, brazylijskiego świata.
Zakłopotała zaś myśl, że do tej pory w grach wideo nie podjęto jeszcze tak poważnie problemu alkoholizmu. Na dodatek widzianego oczami dziecka, które w ojcu dostrzegało potwora. Nie jestem pewien, czy chciałbym tę przygodę odtworzyć ponownie, ale wiem, że każdy powinien ją poznać, bo to gra nie tylko dla graczy.
„Dla mojej mamy, braci i siostry, dzięki którym przezwyciężyłem potwora w moim ojcu." Taką dedykacją, wyrytą białymi literami na ciemnym tle, rozpoczyna się rozgrywka. Następnie przenosimy się do znacznie cieplejszego miejsca, do malowniczej brazylijskiej faweli. Wcielamy się w postać czarnoskórego chłopca o imieniu Quico (to alter ego autora dedykacji i gry). Wodzeni za nos przez tajemniczą, nieznajomą dziewczynę o nadnaturalnych umiejętnościach, przemieszczamy się po opuszczonych podwórkach, by ją dogonić.
Choć świat gry wygląda na pierwszy rzut oka realistycznie, podczas rozwiązywania pierwszych zagadek orientujemy się, że to po części jawa, a po części nieograniczona wyobraźnia dziecka. Jeśli na naszej drodze stanie przepaść nie do przeskoczenia, wówczas pomoże nam wierny przyjaciel, robot-zabawka, który swoim odrzutowym silnikiem uniesie nas jeszcze chwilę w powietrzu. Gdy nie będziemy mogli dotrzeć do daleko i wysoko rozmieszczonych miejsc, z których beztrosko pozdrawia nas dziewczyna, wtedy wprawimy w ruch okoliczne budynki. Dosłownie.
Na ścianach często odnajdziemy tajemnicze symbole, pokrętła i dźwignie, które albo przesuną brazylijskie domki na wybrane miejsce, albo je obrócą lub nawet „otworzą" na pół. Całym światem manipulujemy jak domkiem z kart czy klocków. Poznając podstawy rozgrywki, małymi krokami wędrujemy do potwora wyglądającego jak skrzyżowanie nosorożca z bestiariuszem rodem z piekła.
Na własnych oczach przekonujemy się, że stwór uwielbia zajadać się kokosami i żabami. O ile te pierwsze pomagają odwrócić jego uwagę i pokierować go w wybraną stronę, to płazy ewidentnie nie służą olbrzymowi. Choć to niewątpliwy przysmak dla potwora, po zjedzeniu żaby nasz podopieczny wpada w szał i wywraca do góry nogami cały świat, rzucając na boki nawet bezbronnym Quico.
„Nie jestem pewien, czy chciałbym tę przygodę odtworzyć ponownie, ale wiem, że każdy powinien ją poznać, bo to gra nie tylko dla graczy.”
Na szczęście prędko dowiadujemy się od tajemniczej dziewczyny, że możemy uleczyć potwora, musimy go tylko przyprowadzić do szamana. I na tym polega reszta zabawy. Wędrujemy przez brazylijską fawelę, skaczemy po blaszanych dachach, biegamy po sawannie i wspinamy się po rurach kanalizacyjnych. Wszystko po to, by odczarować olbrzyma, sprawić, żeby już nigdy nie wpadał w niszczycielski szał.
Eksploracja świata to ciąg najwymyślniejszych zagadek, które mogły powstać tylko w głowie dziecka. Przemieszczanie budynków, łapanie żab, rzucanie kokosami, a wszystko to na lewitujących fragmentach otoczenia, nad błękitną wodą i ponad białymi obłokami, tworzy kilkugodzinną zabawę.
O ile rozwiązywanie łamigłówek, odbijanie się od brzucha śpiącego potwora i manipulowanie światem na własny użytek sprawiają ogromną radość, to niektóre momenty potrafią wywołać lęk. Między etapami oglądamy cut-scenki przypominające głównemu bohaterowi jego mroczne dzieciństwo. W jednym z nich widzimy ojca bohatera, a cieniem dorosłego człowieka są kontury potwora, którego próbujemy uleczyć w grze.
To kolejna bezpośrednia aluzja do przeżyć twórcy gry. Nie ma w tym jednak odrobiny kiczu ani grania dramatycznymi wydarzeniami na ludzkiej naiwności. To prawdziwie wzruszająca opowieść o chłopcu, który za wszelką cenę chce pozbyć się demona, który zamieszkał w jego ojcu. Tylko tyle i aż tyle.
Magia to nie tylko latające budynki. To także pejzaże zaludnionej i odludnej jednocześnie Ameryki Południowej, jej piękna roślinność oraz dryfujące w przestworzach fragmenty świata metafizycznego, snu lub wyobraźni dziecka. Magia to także dźwięki wydobywające się z głośników, sielankowo uciszające myśli gracza. Konkluzja i utwór, które pochłaniałem zmysłami podczas napisów końcowych odebrały mi mowę.
Nie uświadczymy tu żadnych elementów interfejsu, a podpowiedzi są zawarte w porozrzucanych kartonowych pudłach, które aby przeczytać - należy włożyć na głowę.
W całej grze pada łącznie kilkanaście zdań. Opowieść jest dość krótka, lecz Papo & Yo to specyficzna gra, rozczulająca serce. Wymaga myślenia i odrobiny zręczności, a jedyna przemoc, jaka w niej występuje to ta pochodząca z butelki alkoholu.