Persona 4: Golden - Recenzja
Przygoda życia.
Niniejsza recenzja, przygotowana na podstawie zakupionej w USA wersji przeznaczonej na rynek amerykański, pierwotnie została opublikowana w styczniu. Przypominamy tekst ze względu na dzisiejszą premierę gry w Europie.
Odnowiona szkoła, sklep, mały market i dom. Przeprowadzka z wielkiego miasta na wieś niekoniecznie kojarzy się z czymś, co wielkomiejska młodzież uznałaby za najlepszą rzecz pod słońcem. Na nudę nie może jednak narzekać bezimienny bohater Persona 4: Golden, gdy z japońskiej metropolii trafia do maleńkiej Inaby.
Po przybyciu głównego bohatera miasto nawiedza plaga tajemniczych morderstw. Ofiary przed zgonem pojawiają się na antenie Midnight Channel - kanału, który koncesji na to, co emituje raczej nie posiada. Program pojawia się jedynie w deszczowe dni, równo o północy. Gdy bohater zanurza rękę w ekran telewizora okazuje się, że po drugiej stronie czeka zupełnie inny, zamglony świat, który zamieszkują złowrogie cienie, i nie tylko.
Historia szybko nabiera polotu rodem z najlepszych japońskich animacji, a na dodatek zawiera głębszy przekaz ukryty pomiędzy setkami tysięcy linijek tekstu. Fabuła to bez wątpienia jeden z najlepszych elementów Persona 4 - japońskiej gry RPG, która zadebiutowała w 2008 roku na PlayStation 2. O wersji Golden, przygotowanej wyłącznie na PlayStation Vita, można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest to zwykła konwersja.
Czwarta odsłona serii Persona to jedna z najwyżej ocenianych gier gatunku. Nie dziwi więc, że podstawy rozgrywki pozostały niezmienione. Z chwilą startu włącza się kalendarz, który nieubłaganie odlicza czas do końca pobytu głównego bohatera w Inabie. Przed nami rok pełen atrakcji, choć zwyczajnych dni też nie brakuje. Chodzenie do szkoły i egzaminy, działalność w kołach pozalekcyjnych, zawieranie i pogłębianie znajomości - to wszystko i znacznie więcej czeka w warstwie gry, którą spokojnie można nazwać symulacją życia zaradnego nastolatka.
„Czwarta odsłona serii Persona to jedna z najwyżej ocenianych gier gatunku.”
Drugą, równie ważną, jest eksploracja kolejnych pięter telewizyjnego świata i walka z hordami groteskowych stworów. Pomaga w tym nowo zdobyta umiejętność przyzywania na pomoc tytułowych stworzeń, czyli Person właśnie.
Walka odbywa się w systemie turowym i w dużym uproszczeniu polega na odnajdywaniu słabych punktów przeciwników. Po każdym pojedynku otrzymujemy punkty doświadczenia, pieniądze i przedmioty potrzebne do tworzenia nowych broni oraz zaliczania zadań pobocznych, które zlecają nam mieszkańcy. Od czasu do czasu pojawia się również karciana minigierka, z różnymi statystykami oraz bonusami, w tym negatywnymi, a także nowymi Personami do wygrania.
Obie warstwy gry są połączone. Znajomości, jakie zawiera i rozwija główny bohater wpływają na siłę, którą będzie dysponowała drużyna oraz Persony w telewizyjnym świecie. Równie ważne, co siła, zwinność, magia i wytrzymałość są pracowitość, wyrozumiałość, odwaga oraz umiejętność wyrażania siebie. Te ostatnie rozwijamy czytając książki, ucząc się czy pracując. Bez zrównoważonego rozwoju nie będziemy mogli zaprzyjaźnić się z niektórymi postaciami.
Na przykład, by choć zbliżyć się do Ai, musimy iść z nią razem na wagary. Do tego jednak potrzebujemy większej odwagi, tak jak w życiu. Oczywiście, całą warstwę społeczną możemy zignorować, ale oznacza to, że gra automatycznie staje się trudniejsza, nudniejsza, a zakończenie przygody niekoniecznie będzie należeć do tych najciekawszych. Finałów jest bowiem wiele i zależą od naszego postępowania.
Istnieje jeszcze pokój zwany Velvet Room, gdzie rezydują Igor oraz Margaret. Pomagają oni głównemu bohaterowi katalogując zdobyte Persony, a także oferując możliwość połączenia tych już posiadanych. Dostępnych jest kilka rodzajów fuzji, które różnią się liczbą stworzeń, składających się na proces. Biorąc pod uwagę, że niektóre Persony można uzyskać tylko i wyłącznie poprzez połączenie, miejsce to bardzo szybko okazuje się być złodziejem czasu. Trzeba przecież złapać wszystkie.
Persona 4: Golden zdecydowanie bliżej do obecnych standardów niż poprzedniej generacji. Świetna, wpadająca w ucho ścieżka dźwiękowa powiększyła się o kilka nowych kompozycji, a angielski dubbing wypada naprawdę nieźle, nawet na tle niedostępnego w angielskiej wersji gry oryginału.
Jednak najważniejsze zmiany dotyczą świata gry oraz rozgrywki. W Velvet Room obok Igora i Margaret zasiada teraz młodziutka Marie, która została świetnie wpleciona przez twórców w historię. Do tego stopnia, że jest to jedna z ciekawszych postaci drugoplanowych. Znajomość z dziewczyną stanowi jednocześnie bramę do nowej lokacji w telewizyjnym świecie. By nie zdradzać zbyt wiele, powiem tylko, że zmienia troszkę zasady gry. Nowością jest też możliwość zaprzyjaźnienia się z detektywem Adachim, co skutkuje zdobyciem jednej z potężniejszych Person w grze oraz zupełnie nowym zakończeniem.
Czas gry został rozszerzony o dodatkowe dwa miesiące oraz kilka wydarzeń, m.in. wizytę z ferajną nad morzem oraz w górach, a do tego potoki krwi z nosa na widok dziewczyn w strojach kąpielowych, przekomiczne igraszki w gorących źródłach i nocne opowiadanie historii o duchach. Leżącą nieopodal Inaby Okinę można po zdobyciu licencji na jazdę skuterem odwiedzać teraz do znudzenia. Czekają tam między innymi kino poszerzające wachlarz umiejętności przyjaciół, Chagall Cafe pozwalające na eksport umiejętności Person w formie kart i sklep z fatałaszkami dla bohaterów.
„Nowością jest też możliwość zaprzyjaźnienia się z detektywem Adachim.”
W Persona 4: Golden pojawiły się również funkcje sieciowe. Gracze mogą sprawdzać, co danego dnia robili ich znajomi, a także pomagać sobie podczas przebywania w telewizyjnym świecie. Daleko temu do typowych trybów sieciowych, ale możliwość wysyłania i otrzymywania od innych wsparcia w postaci odnowy zdrowia i punktów umiejętności z pewnością nie można zaliczyć na minus, szczególnie na wyższych poziomach trudności.
Persona 4: Golden to przygoda życia. Zaskakujące, jak przez sto godzin zabawy, będące w grze całym rokiem życia bohatera, zżywamy się ze światem i wszystkimi napotkanymi ludźmi. Wisienką na torcie jest pełne emocji, wspaniałe zakończenie.
A przecież nie jest to przygoda na jeden raz. Zbyt wiele sytuacji można rozegrać na inne sposoby i jest tyle rzeczy, których nie uda się wykonać za pierwszym razem. Bezsprzecznie najlepsza gra na PlayStation Vita.
Recenzja została przygotowana na podstawie zakupionej w USA wersji przeznaczonej na rynek amerykański, którą można uruchomić w Polsce ze względu na brak blokady regionalne gier na PS Vita..