Phoenix Point - Recenzja: XCOM z problemami
Dobre pomysły, niedoskonała realizacja.
Fani serii XCOM nie kryli zadowolenia, kiedy w 2016 roku współtwórca UFO: Enemy Unknown ogłosił, że jego studia rozpoczyna prace nad Phoenix Point. Gra miała wyróżniać się na tle współczesnych strategii od Firaxis większą skalą i stopniem rozbudowania mechanizmów rozgrywki. Obietnice zostały w pewnym sensie spełnione i na pewno otrzymaliśmy grę dobrą, choć niecopracowaną - momentami naprawdę odczuwalnie.
Historia stanowiąca tło naszych działań to klasyczny motyw walki ludzkości z obcymi. Tym razem jednak kosmici przybyli na ziemię dawno, dawno temu - w formie wirusa, który w miarę postępującego ocieplenia klimatu zaczął na tyle poważnie ewoluować, że przejął kontrolę nad morskimi organizmami, a także nad wieloma ludźmi, którzy pod jego wpływem sami rzucili się do mórz i oceanów. W efekcie nasi główni przeciwnicy to wszelkiej maści wodne mutanty.
Żeby spróbować ocalić Ziemię, odnawiamy działalność organizacji Phoenix Point. Na mapie świata czyścimy kolejne lokacje z obcych, szukamy zasobów, skanujemy kolejne obszary i wchodzimy w interakcję z trzema różnymi frakcjami, które chcą stawić czoła zagrożeniu na swój sposób - no i wzajemnie nie darzą się zbytnią sympatią.
Zdobywanie zaufania wybranej frakcji jest ważne, bo pozwala korzystać z zaplecza technologicznego danej grupy - i choć możemy też polegać po prostu na sprzęcie zdobycznym, to jednak miło mieć dostęp do opcji wyprodukowania konkretnych gadżetów, broni. Ponadto, każda frakcja ma też swoje własne, wyjątkowe klasy i pojazdy. Trzy grupy są zupełnie inne - mamy militarnych tradycjonalistów, zaawansowanych technologicznie naukowców i fanatyków kosmicznej religii, korzystających z mutacji i biotechnologii.
W miarę postępów musimy mieć frakcje na oku, bo zaczynają one nawet prowadzić wojny między sobą. Świetnym dodatkiem jest możliwość najazdów i rabowania baz wszystkich organizacji - możemy więc korzystać z tej opcji, jeśli zdążyliśmy już kogoś do siebie zniechęcić. Mamy więc dzięki temu potyczki nie tylko z mutantami, ale też z innymi ludźmi. Jest też możliwość handlu, dla wolących unikać konfrontacji. Ogółem rzecz ujmując, motyw różnorodnych frakcji zrealizowano na pewno lepiej niż w dodatku do XCOM 2.
Na ekranie z widokiem całego globu mamy też oczywiście dostęp do naszych baz (zaczynamy z jedną), w których budujemy wybrane placówki, opracowujemy technologie i produkujemy sprzęt. Rekrutów pozyskujemy natomiast z osad czy baz frakcji - rekrutacja kosztuje, ale warto jak najszybciej kompletować spore oddziały, bo szybko orientujemy się, że bez większej liczby statków z załogą gotową do akcji trudno opanować dynamiczną sytuację związaną z działaniami wirusa na całej planecie.
Poza elementem zarządzania, rozbudowy i eksploracji, najważniejsza jest oczywiście walka. Lądujemy w danej lokacji, nasi żołnierze są rozstawiani na mapie i zaczynamy starcie, bez podziału ze względu na inicjatywę. Tutaj podział na tury jest prosty - najpierw akcje wykonują wszystkie nasze jednostki, następnie żołnierze wroga. Czasem ułatwia to sprawę, bo mamy większą szansę na dostrzeżenie przeciwników na początku bitwy.
Najciekawszym aspektem rozgrywki jest możliwość dokładnego celowania podczas walki. Opcja ta pozwala wybrać, w którą część przeciwnika chcemy trafić - co okazuje się niezwykle przydatne, a czasem niezbędne. Możemy na przykład urwać mutantowi rękę, w której trzyma broń, albo zniszczyć konkretny element pancerza. Takie celowanie jest absolutnie kluczowe podczas starć z bossami, których nie sposób szybko zabić.
Co ciekawe, każdy pocisk jest w Phoenix Point osobnym fizycznym obiektem. Może się więc zdarzyć, że jeśli jeden tylko z całej serii nie trafi przeciwnika - to poleci dalej i uderzy w coś innego. Nawet w innego wroga, albo w sojusznika. Ważniejsze jest jednak to, że w grze w ogóle nie występuje procentowa szansa na trafienie. Celność i obrażenia zależą tylko od odległości, siły broni i elementów ochronnych na ciele wroga. Nie ma tu więc tych absurdalnych sytuacji z XCOM-a, kiedy pudłujemy stojąc dwa metry obok celu.
Miłym urozmaiceniem jest także zniszczalne otoczenie. Jeśli wiemy, że wróg stoi za ścianą, możemy ją po prostu zburzyć granatem czy rakietą. Nie możemy zawalić całego budynku, ale taki mniejszy poziom destrukcji też się przydaje i zwiększa realizm rozgrywki.
Walka, kiedy wszystko działa, jest w przyjemny sposób angażująca i pełna napięcia. Poziom trudności jest spory, choć na początku może wydawać się - zdradliwie - nieco zbyt niski. Gra dosyć wolno się rozkręca i zaczyna naprawdę wciągać dopiero, gdy odpowiednio się rozwiniemy i otrzymamy więcej zabawek do dyspozycji. Zdolności używane przez wrogów budzą respekt, jak choćby klasyczne przejmowanie kontroli nad umysłem naszych jednostek, które zachowują się całkiem inteligentnie w roli marionetek przeciwnika.
Jakąkolwiek przyjemność potrafią jednak zepsuć błędy i niedociągnięcia. Mowa tu o technicznych wpadkach, na które łatwo przymknąć oko - to zacinające się animacje czy problemy z wyświetlaniem elementów interfejsu. Radość z zabawy zupełnie odbiera jednak chociażby totalnie zepsuty projekt niektórych map.
Lokacje generowane są losowo i może się zdarzyć, że gra zaproponuje nam poziom z wąską przepaścią pośrodku. Przytrafiło mi się to dwukrotnie podczas misji, w której cel znajdował się po drugiej stronie mapy - i nie mógł tam dotrzeć nikt z mojej drużyny, poza jednym żołnierzem z plecakiem odrzutowym. Wysyłanie go w pojedynkę byłoby jednak równoznaczne z samobójstwem. Pozostawało więc wczytanie starego save'a.
Na obszarach przemodelowanych przez kosmicznego wirusa musimy też często niszczyć skały i różne obiekty, by móc przejść dalej. W takich przypadkach frustrujące okazało się niedokładne wyznaczanie obszaru eksplozji i marnowanie cennej amunicji, gdy wybuch z jakiegoś powodu nie naruszył zniszczalnego fragmentu, choć bez dwóch zdań powinien.
Kilka razy pojawiły się też problemy z zapisywaniem postępów, kiedy wczytywanie stanu gry skutkowało wyrzuceniem do głównego menu. Do tego problemy z balansem trudności, która z czasem staje się po prostu irytująco trudna - sprawiając, że nawet z najlepszym wyposażeniem czujemy się nieraz bezużyteczni. Misje poboczne i niektóre bitwy związane z ratowaniem sojuszników także potrafią zepsuć humor, kiedy okazuje się, że marnujemy czas i zasoby, by rozpocząć starcie, w którym czeka na nas tylko dwóch podstawowych przeciwników.
Warto trzymać rękę na pulsie i obserwować sytuację z rozwojem Phoenix Point. Być może kilka aktualizacji wystarczy, by naprawić bardziej rażące błędy - a bez najbardziej irytujących problemów będzie to gra naprawdę warta polecenia dla każdego miłośnika strategii w stylu XCOM. W chwili obecnej lepiej jednak poczekać.
Plusy: | Minusy: |
|
|
Platforma: PC, w 2020 PS4, Xbox One - Premiera: 3 grudnia 2019 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: taktyczna - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: od 140 zł - Producent: Snapshot Games - Wydawca: Snapshot Games
Recenzja Phoenix Point została przygotowana na podstawie egzemplarza na PC, dostarczonego nieodpłatnie przez firmę Snapshot Games.