Pięć godzin z Borderlands 3 - wybuchowy chaos
Wciągająca zabawa i jeden problem.
Najważniejszy wniosek po spędzeniu kilku godzin z Borderlands 3 jest taki, że efektowna i chaotyczna eksterminacja wrogów nie zaczyna nudzić wraz z upływem czasu. Twórcy mogliby poprawić pewien aspekt związany ze zdobywaniem nowych broni, ale poza tym trudno się do czegokolwiek przyczepić - wszystko wskazuje na to, że otrzymamy grę, która fanów cyklu na pewno nie zawiedzie.
Pierwszą rzeczą, którą odczuliśmy po rozpoczęciu zabawy, jest poprawiony model poruszania się. Postać biega płynnie, a animacje są bardziej dopracowane. Nowa opcja wślizgu pozwala eksplorować mapę niczym w Apex Legends, a oddanie celnego strzału ze strzelby zaraz po ślizgu pod nogi przeciwnika to piękne uczucie. Bohater może się też łapać krawędzi i wspinać na dachy, kontenery i inne podwyższenia. Rozgrywka jest tym razem bardziej wertykalna.
Strzelanie jest naprawdę satysfakcjonujące - od razu zwracamy uwagę na o wiele lepsze udźwiękowienie broni, przynajmniej tych, które mieliśmy okazję przetestować. Karabiny nie brzmią już jak plastikowe zabawki. Wizualny aspekt efektów broni i wystrzałów też został poprawiony.
Wrogowie nadal mają paski życia i nieraz potrzebujemy chwili, by ich zlikwidować, ale nie mamy już poczucia, że strzelamy do niewrażliwych „gąbek”, które tylko pochłaniają obrażenia. Zadbano bowiem o animacje towarzyszące trafieniom. Nawet jeśli strzał ze strzelby nie zabije oponenta, to może go powalić na ziemię. Takie wizualne smaczki sprawiają, że lepiej odczuwamy moc naszego arsenału.
Plazma, pistolet i granatnik
Broni jest rzecz jasna mnóstwo. Podczas gry sprawdziliśmy mnóstwo różnorodnych karabinów, strzelb czy wyrzutni rakiet. Niektóre pukawki mają też tym razem opcjonalny, alternatywny tryb ataku, co tylko urozmaica gameplay. Parę razy z poważnych wrogów wypadły jednak nagrody, które okazywały się gorsze od tego, czym ich pokonaliśmy.
Takie sytuacje nie powinny się raczej zdarzać i pozostaje mieć nadzieję, że system lootu zostanie jeszcze „podkręcony” przed premierą - ale i tak nie jest źle. Niektóre bronie mogą bowiem sprawiać wrażenie gorszych, gdy spojrzymy na obrażenia, ale w praktyce okazują się bardziej skuteczne ze względu na celność, szybkostrzelność czy przeróżne efekty dodatkowe, jak choćby zamrażanie czy rażenie prądem.
Nasza postać miała w rękach działko plazmowe, w którym można było naładować strzał, a jego maksymalna moc rozrywała każdego na strzępy. Był też pistolet strzelający rakietami czy granatnik, którego pociski odbijały się od każdej powierzchni, sprawiając, że był zabójczy w pomieszczeniach. Broń różnych producentów ma też inne cechy specjalne, choćby energetyczną tarczę rozkładającą się po przycelowaniu. Do tego otrzymujemy także wiele typów granatów, a także umiejętności bohaterów.
Każdy ma tym razem nie jedną, a trzy zdolności specjalne do wyboru. Zane jest jedynym, który może dysponować dwoma talentami jednocześnie, o ile zrezygnuje z granatu. Jest dzięki temu szczególnie przydatny w kooperacji, kiedy to nie tylko może rozstawić ochronną tarczę, ale jednocześnie przyzwać drona albo tworzyć klony zwracające na siebie uwagę oponentów.
O ile wspomniany Zane będzie więc idealny dla fanów gadżetów, to miłośnicy archetypu łowcy wybiorą zapewne Flaka. Zawsze towarzyszy mu jedna bestia pomagająca w walce - na przykład wierny Skag czy agresywny, małpo-podobny potwór z bronią palną. Bohater ten potrafi między innymi przywołać swojego zwierzęcego towarzysza we wskazanym miejscu, tworząc falę uderzeniową. Może też zniknąć i wykonać kilka ataków krytycznych utrzymując niewidzialność.
Nie sprawdziliśmy wszystkich postaci, ale już widać pozytywne zmiany w zakresie umiejętności. Wiele z nich to nadal pasywne bonusy procentowe, ale sam fakt wybierania między trzema talentami jest naprawdę mile widziany. Ponadto, można oczywiście zmodyfikować to, jak działa nasza główna zdolność.
„Co-op jest zaimplementowany praktycznie bezbłędnie”.
Rozgrywka solo wcale nie nudzi i nie jest zbyt trudna, ale prawdziwy i znakomity chaos zaczyna się w kooperacji. Milej po prostu patrzy się na większą ilość wybuchów i efektów zdolności na ekranie. Tym razem co-op jest zaimplementowany praktycznie bezbłędnie - loot jest oddzielny dla każdego uczestnika, a skalowanie pozwala czerpać radość z gry niezależnie od poziomu doświadczenia.
Kolega przewyższający nas o kilkanaście leveli może grać razem z nami i nadal będzie mu się to opłacać, bo zdobędzie odpowiednie dla siebie nagrody i punkty XP. To pozwoli unikać sytuacji, w których stała „ekipa” nie może kontynuować gry, gdy jeden z członków grupy akurat nie może zasiąść przed konsolą - może nadrobić później, a wszyscy i tak poczynią odpowiednie postępy.
Nie tylko Pandora - odwiedzimy inne planty
Jeśli chodzi o fabułę, to organizatorzy pokazu postarali się nie ujawnić zbyt wiele. Wiemy tylko tyle, że główną rolę odegrają złowrogie bliźniaki - Syreny zrzeszające w swoim kulcie wyznawców z różnych światów. Rywalizując o odkrycie drogi do ukrytej Krypty trafimy na różne planety, co jest istotną nowością w Borderlands 3.
To już nie tylko Pandora, co naprawdę cieszy. W końcu ile można podziwiać te same krajobrazy? Już po 2 godzinach możemy opuścić ten brązowy, suchy glob. Najpierw ustanawiamy bazę wypadową na specjalnym statku, a potem lądujemy na powierzchniach innych światów.
Odwiedziliśmy jedną inną planetę, która różniła się od Pandory tak, jak to tylko możliwe. Mnóstwo tam roślinności, lokacje wyglądają jak dżungla, a walczymy też z zupełnie innymi rodzajami wrogów - w tym przypadku były to między innymi stwory przypominające dinozaury. Miło więc, że będziemy mieć do dyspozycji kilka zupełnie różnych lokacji do eksploracji.
Cieszą też obietnice związane z nieco bardziej rozbudowanymi walkami z bossami. Spotkaliśmy tylko dwóch takich wrogów, ale faktycznie z każdym związane były różne mechaniki rozgrywki - konieczność chowania się za konkretnymi obiektami czy niszczenia czegoś, co pomagało przeciwnikowi. Oby wszyscy bossowie byli różnorodni w podobny sposób.
Struktura mapy jest jednak bardzo podobna do tej z Borderlands 2. To nadal otwarty świat, ale nieco ograniczony. Szybko otrzymujemy dostęp do pojazdu bojowego, więc przemieszczanie się nie jest problemem - choć do nietypowego sterowania znowu trzeba się przyzwyczajać. Poza tym, byłoby idealnie, gdyby na mapie mogły być widoczne oznaczenia wszystkich misji, a nie tylko jednej, którą ustalimy w dzienniku questów jako tę aktywną. To drobnostka, ale warta poprawienia.
Borderlands 3 przywodzi na myśl godziny spędzone z Diablo. Siadamy wygodnie, eksterminujemy hordy wrogów i przeglądamy kolorowy loot, po prostu przyjemnie spędzając czas przy konsoli czy komputerze. Twórcom udało się natomiast wprowadzić odpowiednie zmiany i drobne nowości, więc mamy tu też lekkie poczucie świeżości. Gearbox wróciło do tego, co potrafi najlepiej - i świetnie się stało. Takiego wybuchowego chaosu potrzebujemy.