Kampania w Doom - pierwsze wrażenia
Mocne uderzenie.
Oryginalny Doom opowiadał o samotnym żołnierzu na planecie opanowanej przez piekielne stwory. W tle cały czas przygrywała dynamiczna muzyczka, a my kroczyliśmy po labiryntach, zbierając kolorowe karty otwierające drzwi i szatkowaliśmy kolejne zastępy wrogów. Było szybko, krwawo i emocjonująco.
Doom 3 z 2004 roku był już bardziej horrorem, a walka stała się dodatkiem do eksploracji. Najnowsza odsłona prezentuje kampanię najbliższą duchem oryginałowi, a prawdziwi miłośnicy zauważą nawet oczka puszczane do znawców „Biblii Doom”.
Przygoda rozpoczyna się w trakcie katastrofy. Główny bohater budzi się na dziwnym, rytualnym stole. Przed oczami widzimy zniszczoną placówkę badawczą. Dookoła wnętrzności i palące się świece, a na ścianach narysowane demoniczne wzory.
Po chwili wstępu zdobywamy ekwipunek i pancerz, a następnie ruszamy dowiedzieć się co tak naprawdę się stało. Okazuje się, że naukowcy jakimś cudem uzyskali kontakt z wymiarem piekielnym i zamiast panikować, rozpoczęli badania nad surowcami i rozwojem technologii wykorzystującej artefakty pochodzenia demonicznego.
Sprawy jednak szybko wymknęły się spod kontroli i większość pracowników stacji na Marsie zginęła bądź została przemieniona w diabelskie pomioty. Opłakany stan przed naszymi oczami jest więc efektem arogancji tych osób.
Opowieść w żaden sposób nie zaburza rozgrywki, tak jak niektóre elementy Doom 3 rodem z horroru. Nie ma tu odejścia od klasycznej formuły - najnowsza gra kładzie mocny nacisk na staroszkolną, dynamiczną rozgrywkę, co cieszy.
Zobacz także: Doom - Recenzja
Nie oznacza to jednak, że fabuła jest wrzucona na siłę lub wydaje się niepotrzebna. Odsłuchujemy nagrania, tajemnicze osoby wysyłają nam wiadomości i stopniowo odkrywamy kulisy całej katastrofy. W oryginalnej grze wielu rzeczy musieliśmy się domyślać, tutaj po prostu odkrywamy historię bez odrywania się od sedna zabawy.
Kroczymy po labiryntach stacji strzelając do dziesiątek potworów w akompaniamencie mocnej i agresywnej muzyki. Nie ma chwili do stracenia, nie ma momentu na nabranie oddechu. Jest intensywnie i przyjemnie.
Każde zatrzymanie się w walce może skutkować śmiercią. Twórcy skłaniają nas do dynamicznego przemieszczania się w trakcie potyczek i do egzekucji osłabionych wrogów z bliska, gdyż dzięki temu zdobywamy apteczki.
Tak jak kiedyś, biegamy w tłumie demonów, gdyż to jedyne wyjście na podniesienie pancerza lub zdrowia. Wracają również kolorowe karty otwierające przejścia do dalszych części labiryntów. Jest też sporo sekretów do znalezienia.
Kilka godzin spędzonych w kampanii budzi wrażenie, że mamy do czynienia z bardzo klasyczną formułą strzelanki we współczesnej oprawie. To dynamiczna i szybka rozwałka porzucająca elementy horroru, by podkreślić to, co było świetne w oryginale - hordy stworów, wielki wór broni i genialna muzyka.