Pixel Heroes: Byte & Magic - Recenzja
Przygoda za przygodą.
Pixel Heroes to zasadniczo prosta gra: zbieramy drużynę, wyruszamy zbadać podziemia, zabijamy wielkiego złego i wracamy, by zacząć od początku. To powtarzanie z czasem zaczyna nużyć, a tytuł nie wybija się ponad przeciętność - nawet pomimo ciekawego poczucia humoru twórców.
Grę zaczynamy od skompletowania trzyosobowej drużyny złożonej z bywalców karczmy, klasycznego dla gier RPG miejsca pobytu wszystkich śmiałków z okolicy. Każda postać różni się od pozostałych dwoma specjalnymi umiejętnościami oraz poziomem atrybutów rozwijających się w różnym tempie.
Zaraz po przekroczeniu progu szynkwasu, nasi śmiałkowie otrzymają pierwsze zadanie - wyruszyć do jednego z pobliskich lochów, wybić wszystko, co się rusza, złupić co popadnie i wrócić ze skarbem należącym do władającego daną krainką bossa. Jeśli nam się uda, natychmiast po powrocie otrzymamy kolejne zadanie, a po nim jeszcze kilka - aż do momentu, gdy zwiedzimy już wszystkie miejsca na mapie świata, odblokowując finał kampanii.
Wszystkie przygody wypełnione są żartami z papierowych i komputerowych gier RPG oraz popkultury. W mieście znajdziemy osobników handlujących wykrzyknikami dla zleceniodawców zadań. Podczas zdarzeń losowych spotkamy wściekłego fana czepiającego się uchybień i błędów. Momentami można odnieść wrażenie, że humor to jedyne na czym twórcom zależało - w Pixel Heroes nic nie jest na poważnie.
Podejście to odbija się na jakości rozgrywki, która dość szybko staje się monotonna. Wszystkie walki są do siebie bardzo podobne: na zmianę z przeciwnikiem wyprowadzamy po jednym ataku, licząc, że zadamy więcej obrażeń niż druga strona. Jeśli zapewnimy naszym bohaterom odporność na konkretny typ broni, potyczki dość szybko zmienią się w mechaniczne wybieranie najlepszych ciosów.
Zdobywane podczas przygód skarby nie zachwycają. Ponadto, zazwyczaj w połowie lochu plecak drużyny przepełnia się, zmuszając nas do pozbycia się części zawartości. Z tego powodu nie jesteśmy nawet w stanie spieniężyć wszystkiego, co znajdziemy. Szczęśliwie, gromadzonego złota i tak nie mamy na co wydać; nie ma więc powodu, by czuć się pokrzywdzonym.
Śmierć w świecie Pixel Heroes jest ostateczna, ale tylko gdy zginą wszystkie postacie. Jeśli chociaż jeden z bohaterów przebije się przez całe podziemie, a potem wróci do miasta w jednym kawałku, za niewielką opłatą może wskrzesić kompanów w świątyni.
Dwuwymiarowy świat wygląda dość przeciętnie, a pikselartowe modele postaci i otoczenia są mało szczegółowe i niezbyt interesujące. Kiepsko rozplanowano interfejs - zajmuje olbrzymią część ekranu, mimo że składa się z zaledwie kilku przycisków i pola tekstowego z niewyraźną czcionką. Oprawę najłatwiej określić jako „znośną”.
Niezależny projekt studia The Bitfather sprawdza się lepiej podczas przerw w pracy, gdy mamy czas na jedną czy dwie potyczki. Przy krótkich posiedzeniach łatwiej ignorować monotonię rozgrywki, doceniając zamiast tego solidne wykonanie i poczucie humoru scenarzystów. Mimo problemów z wykonaniem, Pixel Heroes posiada pewien urok, który sprawia, że co parę dni mamy ochotę wrócić do gry.