Skip to main content

Plants vs. Zombies: Garden Warfare - Recenzja

Kolorowa i radosna wojna ogrodowa.

Plants vs. Zombies znane jest przede wszystkim jako jeden z lepszych przedstawicieli gatunku tower defence, należącego do grona strategii czasu rzeczywistego. Pomysł oparcia na znanym uniwersum klasycznej strzelanki wydawał się karkołomny, ale twórcy dzielnie się wybronili. Garden Warfare to zabawna i naprawdę udana gra sieciowa.

Jedną z największych zalet projektu PopCap Games - pierwotnie wydanego w lutym na konsole Xbox One i Xboksa 360 - jest wesoła i kolorowa otoczka. Modele postaci, styl graficzny, a nawet efekty dźwiękowe - wszystko to buduje fascynującą atmosferę, która sprawia, że gra jest bardzo przyjemna w odbiorze.

Nie jest to tytuł szczególnie rozbudowany ani też przesadnie skomplikowany. Wszyscy dysponują wyłącznie jedną bronią główną i trzema umiejętnościami wspomagającymi. Cele są proste i czytelne. Nawet z pominięciem samouczka można świetnie się bawić już od pierwszych chwil.

Zobacz na YouTube

Twórcy nie przygotowali żadnego trybu dla jednego gracza, od początku prowadzimy zmagania w sieci. Bierzemy udział w potyczkach dwóch drużyn - zombie i roślin. Podstawy mamy szansę opanować w oddzielnych meczach dla początkujących.

Rozgrywka jest dynamiczna i prosta w założeniach. Model strzelania dopracowany i satysfakcjonujący, choć nie ma nic wspólnego z realizmem. Rzadko kiedy przeciwnika da się zlikwidować błyskawicznie, zazwyczaj potrzebujemy co najmniej kilku sekund.

„Jedyną poważniejszą bolączką Garden Warfare jest mała liczba trybów w sieciowej rywalizacji.”

Pana po prawej zaatakował przepychacz do sedesu

Każdy zespół to cztery różne klasy postaci. Inne dla umarlaków, inne dla roślin - strony konfliktu nie są wzajemnym lustrzanym odbiciem, jak choćby w Team Fortress 2. Poszczególne rodzaje jednostek w obu drużynach spełniają jednak podobne role. Przykładowo, zarówno słonecznik, jak i zombie-naukowiec zajmują się głównie wspieraniem i leczeniem towarzyszy, choć posiadają inny arsenał i zdolności specjalne.

Klasy determinują styl rozgrywki, choć każda potrafi sprawiać frajdę na swój sposób. Często możemy wybrać dowolną postać, nie musimy oglądać się na to, kim grają sojusznicy. Współpraca jest o wiele ważniejsza niż kompozycja profesji.

Tryby rozgrywki nie są wyjątkowe - to wyłącznie drużynowy deatchmatch i Gardens and Graveyards. Ten drugi opiera się na podobnych zasadach, co popularna Gorączka z serii Battlefield. Jeden zespół broni punktów kontrolnych, które przeciwnicy muszą przejąć. Trzeci tryb - Gnome Bomb - każe drużynom walczyć o znajdującą się na mapie bombę. Kto przejmie ładunek, musi wysadzić wskazany obiekt należący do oponenta.

Inspirację cyklem Battlefield widać też wyraźnie w opcji Boss Mode. Wybierając tę funkcję po dołączeniu do meczu wcielamy się w dowódcę obserwującego pole bitwy z góry i wspierającego drużynę.

Zombie też są naukowcami - wszyscy zawyżali wyniki z matury

Jedyną poważniejszą bolączką Garden Warfare jest mała liczba trybów w sieciowej rywalizacji. Przydałaby się większa różnorodność. Na szczęście rozgrywka jest na tyle przyjemna, że nie występuje zagrożenie monotonią. Pomaga też obecność ponad dziesięciu map wraz z kilkoma nocnymi wersjami lokacji.

Dodatkowy rodzaj zabawy to Garden Ops, w którym razem z trójką roślinnych towarzyszy bronimy ogrodów przed atakami kolejnych oddziałów zombie. To typowa „horda” znana z wielu innych produkcji, miłe urozmaicenie. Niestety, podczas kooperacji często odczuwalne są lagi - przynajmniej w wersji PC.

Problemów z połączeniem nie uświadczyłem na szczęście ani razu podczas zwykłej rozgrywki wieloosobowej. Garden Warfare jest też grą dobrze zoptymalizowaną. To cieszy, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że twórcy nie zajmowali się wcześniej dużymi tytułami na konsole i komputery.

Ten kolega ma problemy z żołądkiem

Jak w większości współczesnych strzelanek, również w nowej produkcji PopCap Games nie zabrakło aspektu zdobywania i modyfikowania wyglądu oraz wyposażenia żołnierzy. Progres jest losowy - nie możemy odblokować konkretnej części czy elementu stroju.

Uczestnicząc w potyczkach, zarabiamy wirtualną walutę - srebrne monety. Dzięki nim kupujemy zestawy różnych ulepszeń przedstawionych w formie naklejek oraz sadzonki, które umieszczamy w doniczkach podczas gry, by pomagały naszej drużynie. Monety możemy też nabyć za prawdziwe pieniądze, nie jest to jednak wymagane. Mikropłatności nie są uciążliwe, bo w każdym meczu zarabiamy wystarczająco dużo, by szybko kupić zestaw dodatków.

Ciekawym i mile widzianym dodatkiem jest jednak możliwość zabawy w klasycznej wersji wszystkich trybów. To dobry wybór dla tych, którzy nie lubią ulepszeń i modyfikacji postaci - gracze dysponują tu wyłącznie sprzętem podstawowym.

Garden Warfare zaskakuje pozytywnie i potrafi zapewnić dobrą zabawę na wiele godzin. To barwny konflikt, który wywołuje prawdziwy uśmiech na twarzy - nawet gdy nasz zespół przegrywa.

8 / 10

Zobacz także