Skip to main content

Pokémon Go nie jest grą Nintendo

Ale sukces tytułu to nadal bardzo dobra wiadomość dla firmy.

Wkrótce po premierze Pokémon Go cena akcji Nintendo poszybowała w górę. To nic dziwnego, skoro mówimy o najpopularniejszej grze mobilnej w historii Stanów Zjednoczonych, zarabiającej miliony dolarów dziennie i bijącej Twitter czy Tinder pod względem liczby aktywnych użytkowników. Również w mediach trwa prawdziwe szaleństwo związane z tą aplikacją, choć często pomijany jest pewien ważny detal - Pokémon Go nie jest grą Nintendo.

Po włączeniu nie widać logo japońskiej korporacji. Nintendo nie jest wydawcą ani producentem tytułu, a produkcja nie jest w żaden sposób związana z ostatnią ofensywą mobilną tej firmy, podkreśloną premierą raczej mało udanego Miitomo, wcześniej w tym roku.

Inwestorzy giełdowi wiedzą jednak, co robią, a sytuacja nie jest taka prosta. Nintendo sporo zyska na szalonym sukcesie Pokémon Go - pośrednio i bezpośrednio.

Za prace odpowiada studio Niantic, twórcy innej gry w rzeczywistości rozszerzonej - Ingress. Technologię przygotowaną na potrzeby tej produkcji wykorzystano właśnie w Pokémon Go. Wydawcą jest firma The Pokémon Company, założona w 1998 roku do zarządzania wszystkim, co związane z pokemonami.

Dlaczego więc akcje Pokémon Company nie szybują w górę? Ponieważ firma nie jest notowana na giełdzie. To prywatne przedsięwzięcie, w którym Nintendo posiada jedną trzecią udziałów. Spółkę założyły trzy podmioty: wydawca Nintendo, oryginalni twórcy - studio Game Freak - oraz Creatures, zajmujące się kolekcjonerską grą karcianą oraz niektórymi zabawkami.

Związek z Nintendo jest więc bezpośredni, co tłumaczy wzrost cen akcji tej firmy, do której - teoretycznie - należy trzecia część z każdej sprzedanej Poké-monety. Game Freak i Creatures to także prywatne firmy, więc inwestorzy chcący skorzystać z popularności gry mogą wybrać tylko Nintendo. Nie da się także ukryć, że korporacja zyska także na wiele innych sposobów.

Już podczas ogłoszenia w listopadzie ubiegłego roku, szef Pokémon Company - Tsunekazu Ishihara - wymienił Nintendo jako „partnera” przedsięwzięcia. Menedżer ujawnił, że o pomyśle dyskutował już od dwóch lat ze zmarłym Satoru Iwatą, poprzednim dyrektorem generalnym Nintendo.

Sam Iwata był współodpowiedzialny za primaaprilisowy żart z 2014 roku, w ramach którego pokemony umieszczono na mapach Google, co właśnie miało zainspirować Johna Hanke, dyrektora generalnego Niantic.

Podczas zapowiedzi gry na scenie pojawił się sam Shigeru Miyamoto, mówiąc o akcesoriach bluetooth o nazwie Pokémon Go Plus. Co więcej, Nintendo, The Pokémon Company oraz Google w ubiegłym roku zainwestowali 20-30 milionów w Niantic.

Od lewej: Junichi Masuda (Game Freak), Tsunekazu Ishihara (The Pokémon Company), John Hanke (Niantic) i Shigeru Miyamoto (Nintendo) podczas ogłoszenia gry

Pokémon to licencja kojarzona z Nintendo, budowana przez ponad dwie dekady. Łatwo więc zrozumieć utożsamianie Pokémon Go właśnie z tą firmą. Nagły wzrost zainteresowania stworkami na całym świecie może więc odbić się na korporacji tylko w pozytywny sposób, by wspomnieć choćby o premierach Pokémon Sun i Moon na 3DS w tym roku - sprzedaż na pewno wzrośnie.

Ale inwestorzy patrzą zapewne na Pokémon Go jako na kolejną zapowiedź długo oczekiwanej ofensywy Nintendo na rynku mobilnym. Na oceny pierwszej aplikacji - Miitomo - jest jeszcze za wcześnie, ale program społecznościowy szybko traci na popularności. Pokémon Go nie mogło pojawić się w lepszym okresie.

Zobacz: Pokémon GO - poradnik i najlepsze wskazówki

To chyba pierwszy przykład tak zasłużonej licencji wkraczającej na urządzenia mobilne bez żadnego uszczerbku na reputacji. Idealnie udało się też wykorzystać nostalgię 20-kilku latków. To także bardzo dobre zwiastun dla dalszych działań, związanych z przenosinami innych popularnych serii, jak Zelda czy Mario. Jeszcze w tym roku ukaże się mobilna konwersja Animal Crossing, gdzie aspekt społecznościowy także wydaje się nadawać świetnie do wyjścia z domów. Jako partner i inwestor, Nintendo zgromadzi sporo cennych informacji, wspierających własne wysiłki firmy.

Można chyba też przyznać, że Pokémon Go samodzielnie reperuje reputację gier mobilnych, ponownie przyciągając rzesze osób znudzonych obecnym stanem tego rynku, pełnego niskiej jakości klonów i transakcji cyfrowych.

Animal Crossing także powinno świetnie zadziałać na smartfonach

Jedna - duża - niewykorzystana okazja dla Nintendo to brak decyzji o połączeniu Pokémon Go z systemem Nintendo Account, który zadebiutował wraz z Miitomo. Taka szansa na miliony nowych użytkowników może się nie powtórzyć, lecz Nintendo nie jest wydawcą Pokémon Go, więc pewnie nie miało zbyt wiele do powiedzenia w tej sprawie.

Trudno spodziewać się, że sukces Pokémon Go uda się w ogóle powtórzyć. Gra jest idealnym połączeniem formy i funkcji, wydana w idealnym momencie, roznosząca się po całej świecie w niespotykanym tempie. To World of Warcraft, Minecraft i Candy Crush Saga - choć czas pokaże, czy pozostanie w świadomości graczy na równie długi czas. Własne gry mobilne Nintendo zapewne nie odniosą podobnego sukcesu, choć firmie wystarczy pewnie promil obecnego zainteresowania.

Nintendo, choć wydaje się być odległe i uśpione - zwłaszcza z perspektywy polskiego gracza - to bardzo doświadczona firma. Nie raz mówiono już o jej końcu, lecz ta zawsze wstawała z kolan, silniejsza. Jeszcze tydzień temu japońska korporacja była reliktem przeszłości z nieudaną konsolą i niepewną przyszłością. Teraz „odpowiada” za największy rozrywkowy fenomen tego roku, choć nie jest ani wydawcą, ani producentem Pokémon Go.

Zobacz także