Pokemon Sword i Shield - Recenzja: ewolucja, którą można polubić
Kilka plusów, kilka minusów.
Pokemon Shield i Sword to produkcje pełne skrajności. Z początku zachwycamy się nową, brytyjską stylizacją regionu Galar i barwnymi postaciami, by po chwili odkryć, że jeden z największych obszarów jest praktycznie pustkowiem. Natomiast mniejsze i większe zmiany oraz dodatki do rozgrywki przyciągają na tyle, że po jakimś czasie przymykamy oko i cieszymy się grą, tym samym odkrywając prawdziwy czar produkcji.
Fabuła w grze Game Freak nie jest skomplikowana. W krainie Galar, jak wszędzie indziej na świecie, prowadzone są turnieje walk Pokemon. Niepokonanym czempionem regionu jest Leon - starszy brat kolegi głównej postaci. Dwójka młodzieńców wyrusza w podróż, której celem jest zdobycie odznaczeń wszystkich pomniejszych czempionów. Ich skompletowanie pozwala na stawienie czoła obecnemu mistrzowi.
W tej części to jedyna oś fabuły i właściwie trudno mówić o wątkach pobocznych, gdyż ich po prostu nie ma. Nie oznacza to jednak, że jest nudno. Odwiedzane miasta i regiony są charakterystyczne, oryginalne i czerpią sporo z kultury brytyjskiej. Oczywiście wszystko „przepuszczone” przez filtr uniwersum Pokemon, więc jest znacznie ciekawiej i zabawniej, niż z początku można by się spodziewać.
Bohaterowie niezależni również są barwni - począwszy od wspierających nas mentorów po wrogich rywali. Najsłabszym ogniwem jest brak faktycznej niecnej organizacji pokroju „Team R”. W Galar najgroźniejsi są kibice jednej z trenerek, którzy są bardziej śmiesznymi łobuzami, niż grupą o mrocznych zamiarach.
Rozgrywka - w ogromnym skrócie - bardzo przypomina klasyczną formułę. Biegamy od miasta do miasta, po drodze łapiemy nowe, dzikie stworki, rozwijamy je oraz podejmujemy pojedynki z czempionami konkretnych stadionów. Całość jest jednak bardziej złożona i zawiera elementy dodatkowe.
Walka nie prezentuje zauważalnych usprawnień czy też zmian względem poprzednich odsłon. Jedynym powiewem świeżości jest Dynamax, czyli tymczasowe zwiększeni rozmiarów stwora, co najczęściej zdarza się w trakcie walk turniejowych. Modele pokemonów i animacje ataków nie wprowadzają serii w nową epokę - to w większości to samo, czego doświadczyliśmy już chociażby w Let's Go Pikachu.
Nowe pokemony często okazują się ciekawe, choć niektóre są bardzo małych rozmiarów, przez co są pozornie słabsze od innych. Część wyglądem nawiązuje do brytyjskiego folkloru, a co za tym idzie, powracają również regionalne odmiany klasycznych stworków.
Meowth z Galar jest znacznie bardziej okrągły i futrzasty, a Galar Koffing ma na głowie komin przypominający cylinder oraz „zarost” z dymu. Niewątpliwie twórcy dobrze bawili się przy nowych projektach, chociaż widać, że skupili się na stronie wizualnej, gdyż nowych ataków i ciosów wcale nie jest tak dużo.
Jednym z innych nowych i ciekawych elementów jest obozowanie. Aktywność ta przypomina nieco rozgrywkę znaną z gry Nintendogs - cała szóstka pupilów biega luzem na wolnej przestrzeni, a my możemy każdemu z nich poświęcić nieco uwagi, rzucić zabawkę, a nawet ugotować curry ze zbieranych po drodze składników. Ciekawe urozmaicenie, okazja do złapania oddechu i przyjrzenia się swoim walecznym Tamagotchi.
Poszczególne lokacje regionu Galar łączy sporych rozmiarów fragment dziczy. Obszar ten jest najmniej szczegółowy i w gruncie rzeczy poza biegającymi pokemonami, sprawia wrażenie bardzo opustoszałego. Jest to spowodowane tym, że to strefa wspólna dla innych trenerów i granie na konsoli podłączonej do Nintendo Online zapełnia obszar innymi graczami.
Strefa wspólna to dynamiczna przestrzeń ze zmienną pogodą i potworami występującymi o różnych porach oraz formach. Gracze mogą nawet łączyć się w podobne do Pokemon Go rajdy na specjalne, ogromne wersje bestii w formach Gigantamax i Dynamax. Ciekawa atrakcja, lecz rozgrywka grupowa zauważalnie zmniejsza płynność gry, momentami drastycznie.
Z pustą dziczą mocno kontrastują zamknięte obszary, które pełne są ciekawych detali, oryginalnych dekoracji i wyjątkowego klimatu. Im dalej w grze, tym natrafiamy na bardziej urokliwe miejsca i aż żal, że na początku jest ich tak mało.
Prawdziwą perłą tej części są wyzwania na stadionach. Starcia z czempionami to sport narodowy w Galar, a więc towarzyszą nam pełne trybuny oraz istna futbolowa atmosfera, którą dodatkowo podkręca świetna muzyka w trakcie walk.
Zanim jednak stajemy w szranki z czempionem, przechodzimy próbę każdego stadionu, podobnie jak w Pokemon Sun/Moon. To faktyczne, wyczynowe zadania, które są same w sobie atrakcyjnymi minigrami. Atmosfera sportowej rywalizacji działa świetnie i zachęca do kontynuowania fabuły. Zdecydowanie warto zagrać w Pokemon Sword i Shield właśnie dla tych wyzwań.
Nowa gra nie jest rewolucją, na którą wielu wiernych fanów czekało, lecz zdecydowanie nie zawodzi. Mimo pewnych technicznych niedociągnięć i braku bogatszych w fabułę wątków pobocznych, to całkiem wciągający i dobry tytuł, od którego czasami trudno się oderwać.
Plusy: | Minusy: |
|
|
Platforma: Nintendo Switch - Premiera: 15 listopada 2019 - Wersja językowa: angielska - Rodzaj: przygodowa RPG - Dystrybucja: cyfrowa, pudełkowa - Cena: 230 zł - Producent: Game Freak - Wydawca: Nintendo - Wydawca PL: Conquest Entertainment
Recenzja Pokemon Sword i Shield została przygotowana na podstawie egzemplarza na Nintendo Switch, dostarczonego nieodpłatnie przez firmę Conquest Entertainment.