Polowanie na smoka: Jeremy Soule o muzyce
Jeden z największych talentów branży gier wideo opowiada o inspiracjach, Kickstarterze i sensie życia.
To mogła być zbyt duża ilość powietrza w oponach, połączona z mokrą nawierzchnią i silnym powiewem wiatru znad Pacyfiku. Prawdziwej przyczyny wypadku możemy nigdy nie poznać. Niezależnie od przyczyn, gdy samochód przeleciał przez barierkę i wpadł na przeciwny pas ruchu na autostradzie numer 5, a światła zaczęły migotać w ciemności, gdy pojazd koziołkował, Jeremy Soule myślał tylko o tym, by kogoś nie skrzywdzić.
- Gdy wpadasz na przeciwległy pas ruchu na autostradzie, zaczynasz postrzegać rzeczy jakoś tak bardziej dogłębnie - mówi kompozytor, który zaakceptował wtedy, że może nie wyjść z wypadku cało. - Wiedziałem, że jeśli tej nocy umrę, to będę zadowolony z własnego życia. To dziwne, ponieważ jako perfekcjonista nigdy nie jestem do końca zadowolony.
Jeremy Soule, którego prace zostały wyróżnione licznymi nagrodami, w tym BAFTA i MTV, przyznaje, że życie nie przeleciało mu przed oczami. Podczas naszej rozmowy tłumaczy, że wydarzenie miało raczej wydźwięk bardziej tajemniczy, nawet mistyczny, co zresztą idzie w parze z jego światopoglądem. Soule uważa, że wszyscy jesteśmy w jakiś sposób połączeni.
To wizja tak osobista, że boję się przelać ją na ekran monitora, w strachu przed wypaczeniem myśli kompozytora. Boję się, że nie jestem w stanie opisać wizji świata, w którym Soule raczej „pożycza” muzykę niż ją tworzy, a „w każdym z nas jest coś z Beethovena”. I choć Soule jest pełen szacunku wobec innych ludzi, nawet skromny, to na samą myśl o przeinaczeniu jego poglądów dostaję dreszczy. Odpocznijmy przez chwilę. Jeszcze do tego wrócę.
Jeśli nie wiesz, kim jest Jeremy Soule, to na pewno znasz jego muzykę. Prawdę mówiąc, jeśli naprawdę nie znasz tego kompozytora, to jeszcze niezbyt wiele wiesz o grach wideo. Soule tworzy muzykę od 1995 roku, gdy napisał ścieżkę dźwiękową do Secret of Evermore na SNESa. Ale największe sukcesy przyszły w ostatniej dekadzie, gdy Soule wyrósł na jednego z najbardziej znanych i utalentowanych ludzi w branży.
„Prawdę mówiąc, jeśli naprawdę nie znasz tego kompozytora, to jeszcze niezbyt wiele wiesz o grach wideo.”
Jego przejmujące, orkiestrowe kompozycje pojawiły się w wielu grach z najwyższej półki, takich jak seria Elder Scrolls z legendarnym utworem z Morrowinda na czele, dostosowanym później także do następnych części serii: Obliviona i Skyrima. Lista obejmuje także m.in. Guild Wars 2, Warhammer: Dawn of War, Company of Heroes oraz kilka odsłon serii Harry Potter. Soule nigdy nie narzeka na brak zajęcia, a jego tętniące życiem, energiczne kompozycje zbudowały sporą rzeszę fanów. To niemałe osiągnięcie dla skromnego chłopaka z małego miasteczka.
Soule urodził się na północnym wschodzie Stanów Zjednoczonych, w Keokuk w stanie Iowa. Jego ojciec był nauczycielem muzyki, a dziadek „nie mógł rozmawiać o swojej pracy” w resorcie obrony, ale w wolnych chwilach budował sprzęt audio. Połączenie tych dwóch dyscyplin uwidoczni się w późniejszych dziełach Soule'a. Już jako chłopiec słuchał muzyki klasycznej, a kilka lat później zaczął komponować, ciężko pracując, by poszerzyć kolekcję muzyczną. - Już z wieku trzech, czterech czy pięciu lat wystawiony byłem na całą gamę wspaniałej muzyki - dodaje.
- Tata miał dużą kolekcję winyli. Później zacząłem kolekcjonować własne płyty CD. Pamiętam, że ciężko pracowałem: kosiłem trawniki, wyrywałem chwasty, wykonywałem dziwne prace dla sąsiadów, rozwoziłem gazety, cokolwiek. W rodzinie się nie przelewało. Tak ukształtował się mój etos pracy. Jeśli chciałem słuchać i cieszyć się muzyką, musiałem na to zapracować. Może i oznaczało to, że popychałem kosiarkę, ale rozumiałem też, że jeśli chcę tworzyć muzykę, to muszę wciskać klawisze.
Jeszcze jako nastolatek, Soule wysłał próbki prac do Square i LucasArts. Square odpowiedziało propozycją pracy i przydzieliło muzyka do Secret of Evermore, gdzie twórca natychmiast musiał poradzić sobie z ograniczeniami sprzętowymi. Pracował na 64K RAM-u, a taką malutką przestrzeń dodatkowo zajmowały sterowniki dźwiękowe, co zostawiało marne 50K na muzykę. Rozwiązaniem było wkomponowanie efektów ambientowych w utwory, co pomogło w stworzeniu ścieżek dźwiękowych, jakie planował kompozytor.
Gdy Nintendo wysłało przedstawiciela do Square, cały zespół miał zachowywać się grzecznie i posłusznie. Jednak Soule wykorzystał sytuację, by przedstawić swoje oczekiwania. - Gdy zaczynałem pracę, miałem nadzieję i modliłem się, żeby Nintendo zastosowało napęd CD-ROM - mówi. - Upewniłem się, że wszyscy jasno i wyraźnie usłyszeli moje stanowisko, że potrzeba nam więcej pamięci. Nie chciałam już pracować na ROM. Miałem przez taką postawę kłopoty. Jednak kariera kompozytora nie ucierpiała i w ciągu roku Soule pracował już w Humongous Entertainment, obok byłego wizjonera z LucasArts. - Chciałem pracować z Ronem Gilbertem. Widziałem w nim dużo talentu.
Podczas pracy w Humongous dołączył do Chrisa Taylora przy projekcie nazwanym Partial Annihilation i postanowił zostawić po sobie ślad. Soule zasugerował, żeby przemianować grę na Total Annihilation. Przekonał także szefa, że orkiestralna ścieżka dźwiękowa odróżni tytuł na tle wielu innych RTS-ów obecnych na rynku. Jeśli to nie zadziała, to zgodzę się na obniżkę pensji - obiecał. To jednak nie było konieczne i Soule mógł rozpocząć prace nad kompozycjami podobnymi od tych, które słuchał w młodości.
Wkrótce potem pojawiły się pierwsze nagrody, a nazwisko autora obiegło cały świat. W 2003 roku Soule otrzymał nagrodę BAFTA za prace przy „Harry Potter i Komnata Tajemnic”, gdzie miał szansę stworzyć oprawę na kształt dokonań „najlepszego żyjącego kompozytora” - Johna Williamsa - którego Soule nigdy nie miał okazji poznać osobiście, ale bardzo by się z tego ucieszył. - Gdy mowa o Johnie Williamsie, to mój wskaźnik inspiracji wylatuje poza skalę. Chciałbym spędzić z nim choćby pięć minut i porozmawiać o czymkolwiek, o czym John chciałby rozmawiać.
To właśnie podczas pracy nad muzyką do Obliviona samochód kompozytora skręcił gwałtownie na przeciwległy pas ruchu, podczas podróży z Kanady do stanu Waszyngton. Soule wyszedł z wypadku bez zadrapania, ku zdziwieniu osób, które miały okazje widzieć zniszczony pojazd muzyka. Jak sam twierdzi, to prawdopodobnie mocna skórzana kurtka uratowała jego lewe ramię. Jak można się spodziewać, wypadek wywarł na nim ogromny wpływ i w późniejszych wywiadach stwierdził, że przeniósł to doświadczenie do ścieżki dźwiękowej Obliviona, gdzie chciał „skomentować ludzką naturę i piękno życia”.
„Myślę, że muzyka rodzi się z uniwersalnej energii, z jakiegoś oddalonego miejsca. Nie chcę, żeby zabrzmiało to pseudoreligijnie czy pseudofilozoficznie. To intuicja. Uważam, że muzyka pochodzi z innego miejsca, a naszym zadaniem na Ziemi jest przepisanie jej i przekazanie innym.”
Nawet uzupełniona o takie osobiste szczegóły, muzyka Soule'a zawsze była przygotowywana na potrzeby konkretnych odbiorców i według specyfikacji, tak samo jak w przypadku wielkich kompozytorów sprzed lat. - Czuję, że moje prace to bardziej ilustracje niż malarstwo - przyznaje. - To część komercyjnej sztuki, tym się zajmujesz. Dostosowujesz się jak najlepiej do wymogów produktów, nad którym pracujesz i działasz w ściśle określonych ramach. To właśnie dlatego kompozytor próbuje teraz czegoś zupełnie innego - czegoś, co ludzie z jego branży rzadko mają okazję spróbować. Pisze własną muzykę. Dla siebie.
- Już jako dziecko chciałem napisać symfonię - wyjaśnia. - Pamiętam jak w podstawówce pokazali nam film na lekcji muzyki. Pamiętam scenę z młodym Piotrem Czajkowskim. Był wtedy nieco pewnie starszy ode mnie i zaczęli pokazywać jak słyszał w głowie muzykę. Muzyka była coraz głośniejsza i głośniejsza, aż zaczął stukać w szybę. Stukał tak mocno, że szkło pękło i skaleczyło jego rękę. To wywarło na mnie gigantyczne wrażenie. Myślę, że dzieciaki obok mnie myślały „O, kurczę, pociął sobie rękę”, kiedy ja myślałem, że „właśnie się przez coś przełamał, przez jakąś wewnętrzną barierę kreatywności”. To była dla mnie metafora. Zawsze chciałem się przełamać.
Trzy tygodnie temu Soule rozpoczął kampanię na Kickstarterze, mając nadzieję, że jego fani z branży gier wideo wesprą próbę skomponowania symfonii. Kompozytor uznał, że na stworzenie „The Northerner” potrzebuje 10 tys. dolarów. Jak wspomina, sądził, że było to „realistyczne” założenie, biorąc pod uwagę kampanię trwającą miesiąc. Był chyba nieco naiwny.
Nie chodzi o to, że dostał nagrodę BAFTA. Nie chodzi o to, że gry, dla których komponował sprzedały się w milionowych nakładach. Chodzi o to, że Internet go kocha. W dwa dni z hukiem pobito zaplanowany cel kampanii, a na dzień przed zakończeniem akcji, „The Northerner” zgromadziło już ponad 110 tys. dolarów.
- Jestem zaszczycony i pełen pokory, że tylu ludzi doceniło moją pracę - mówi. - To zachęca mnie do kontynuowania. To dla mnie zaszczyt, że mogę pracować dla takiej widowni i dostarczyć jej coś, w co wierzy. Dla większości z jego fanów, osiągnięta suma nie jest większym zaskoczeniem. Muzyka Soule'a pojawia się w każdym zakątku Internetu, a baza jego zwolenników jest ogromna. Podczas rozmowy męczy mnie jedno pytanie, które w końcu udaje mi się wydusić: czy wchodzi na YouTube'a?
Muzyka Soule'a podbiła YouTube'a. Dziś pełna jest nagrań amatorów i profesjonalistów, którzy odtwarzają utwory kompozytora na wszystkich możliwych instrumentach, od gitary do okaryny. Wpisanie frazy „Jeremy Soule” w wyszukiwarce daje 90 tysięcy wyników, „temat muzyczny z Elder Scrolls” - 165 tys., a „Skyrim cover” aż 795 tys. Jeden z teledysków ma ponad 20 mln wyświetleń, a serwisy społecznościowe rozpaliły się do czerwoności, gdy swoją wersję pracy Soule'a opublikowała meksykańska piosenkarka Malukah. Grupa jego fanów jest tak szeroka i głęboka, że dzięki głosom zwolenników Soule'a, muzyka z Elder Scrolls trafiła na piąte miejsce w zestawieniu wszech czasów zorganizowanym przez radio Classic FM, po drodze pokonując Beethovena.
- Tak, co jakiś czas podbudowuję sobie w ten sposób ego - przyznaje. - To na pewno niespodzianka. Jeśli jest jakiś moment, w którym wydaje mi się, że moje życie jest magiczne, to właśnie wtedy, gdy widzę tylu wspaniałych muzyków, którzy czerpią z moich pomysłów i dzielą się własną perspektywą. Dla mnie to właśnie jest największym honorem i uznaniem mojej pracy.
A co jeśli autor pewnego dnia wpadnie na ulicy na jednego z takich artystów?
- Tak właśnie się stało! Poznałem Malukah. Jest naprawdę wspaniała. Chyba każdy wysyłał mi jej wideo - wspomina.
Soule przyznaje, że pozycja na liście Classic FM była „szokująca”, ale także udowodniła, jaki wpływ może mieć jakakolwiek kreatywna praca. Kompozytor ma nadzieję, że skłoni więcej osób do rozmów na temat muzyki klasycznej i do przesłuchania dzieł innych artystów, którzy znaleźli się na liście. - Czuję pewną odpowiedzialność - kontynuuje. - Czuję się lepiej jako człowiek, niosąc radość innym ludziom. Jeśli jest w mojej muzyce coś, co sprawi, że poczujesz się szczęśliwy, to właśnie to chcę robić.
Ale jest w osobie Jeremy'ego Soula'a coś jeszcze. Gdy pytam o inspiracje i o proces twórczy, otrzymuję raczej zaskakujące odpowiedzi. Oczywiście, ma swoich ulubionych kompozytorów i czuć w jego słowach pasję, gdy o nich opowiada. - Kocham ducha Beethovena - mówi. - Myślę, że to właśnie do tego kompozytora mogę się najlepiej odnieść. Beethoven był w pewnym sensie taki, jak każdy z nas. Był bardzo ludzki, a problemy życia codziennego miały odbicie w jego muzyce. Myślę, że Bach był z innego świata. To był wspaniały autor, ale nie widzę w nim tej nutki człowieczeństwa.
Wspomina także XX-wiecznego kompozytora Straussa. - Nie możesz przejść obojętnie obok jego „Death and Transfiguration” czy opery „Elektra”. Jest w tym jakaś chęć życia. Właśnie gdy mówi o pisaniu muzyki, jego wypowiedzi są zaskakujące. Soule komponuje codziennie i wielokrotnie mówił w wywiadach, że wielkie rzeczy dopiero przed nim, a niektórzy muzycy całe życie czekali na najlepsze symfonie. Mówi mi, że słyszy muzykę w głowie i to właśnie tam woli pracować, bez przelewania nut na papier. Co więcej, uważa, że jego dzieła nie są do końca autorskie. - Tak do końca nie jestem kompozytorem - dodaje. - Raczej przepisuję.
- Ciągle słyszę muzykę - mówi. - W moim przypadku muzyka jest bardziej jak fotografia. To tak jak Ansel Adams, który wybrał się do Yosemite z aparatem. Dokumentował coś, co już istnieje, ale robił to w bardziej artystyczny sposób. Wydaje mi się, w przypadku mojej twórczości, że gdybym nie zapisał swoich pomysłów, to zrobiłby to ktoś inny.
„Możesz słyszeć przelatujące melodie, ale to jest jak polowanie na smoka. Musisz mieć bardzo mocną linę.”
- Myślę, że muzyka rodzi się z uniwersalnej energii, gdzieś z jakiegoś oddalonego miejsca. Nie chcę, żeby zabrzmiało to pseudoreligijnie czy pseudofilozoficznie. To intuicja. Uważam, że muzyka pochodzi z innego miejsca, a naszą rolą na Ziemi jest przepisanie jej i przekazanie innym.
To pewnie właśnie dlatego podchodzi z takim szacunkiem do zdobytych nagród. W końcu - jak sam mówi - możliwe, że każdy odnajdzie swoje kreatywne miejsce. - Uważam, że muzyka Beethovena wciąż żyje, że istnieją gdzieś miejsca, które wykreował w IX Symfonii czy w Sonacie Księżycowej.
Zaznacza jednak, że jego proces twórczy nie jest prosty. Wymaga dozy przekonania i oddania. - Możesz słyszeć przelatujące melodie, ale to jest jak polowanie na smoka. Musisz mieć bardzo mocną linę. Nie mówię o zabijaniu smoka, ale o jego złapaniu. Potrzeba sporo energii, by wyciągnąć pomysł z całego tego chaosu. Potrzeba wewnętrznej energii, by móc tego dokonać.
Soule uważa, że w życiu chodzi o coś więcej niż nam się wydaje - i chodzi także o muzykę. Podczas rozmowy ciągle szuka powiązań - pomiędzy kompozytorami, miejscem zamieszkania, historią rodziny. Uważa, że nie ma tu miejsca na przypadki. Twierdzi, że w życiu jest coś ważniejszego, że jeszcze dużo pozostało do odkrycia. Uważa, że sprowadzenie egzystencji do prostego „żyjemy i umieramy” jest zbyt dużym uproszczeniem. Całość jest bardziej skomplikowana i wydaje mi się, że Jeremy Soule jest tym faktem podekscytowany.
Mówi mi, że jego wypadek wydarzył się nieopodal rezerwatu Lummi Nation. Czuje, że gdy wjeżdżał na przeciwległy pas ruchu, stało się coś duchowego, a nawet nadprzyrodzonego. Miał wizję indiańskich wojowników, ale możliwe, że to tylko dlatego, bo wiedział, gdzie się znajduje. Ale gdy już wyciągnięto go z samochodu i sprawdzono, czy nic mu nie jest, lokalny policjant wspominał, że w pobliżu mieszka indiański wódz, który także komponuje muzykę. Może powinien się z nim skontaktować - zaproponował policjant. Z drugiej strony, zastanawiam się, czy przypadkiem właśnie tego nie zrobił.
Łatwo jest drwić z przekonań Soule'a, ale sam muszę przyznać, że nie mam lepszego wytłumaczenia na to, skąd bierze się kreatywność, w jaki sposób muzyka może nas inspirować i docierać do milionów osób. Po prostu tworzy muzykę do szalenie popularnych gier, przez co łączy się z wszystkimi, którzy słuchają jego dzieł. Ma nadzieję, że tak samo będzie pod koniec roku, po premierze „The Northerner”. To pewnie jedyna nadzieja, jaką może wyrażać artysta, lecz jednocześnie - najważniejsza.
Autor artykułu jest freelancerem, współpracującym z siecią Eurogamer Network.