Polska na Gamescomie - różnorodnie i obiecująco
Najciekawsze gry znad Wisły.
Polska branża gier wydaje się być silna jak nigdy - produkcje rodaków mogliśmy podczas Gamescomu oglądać między innymi na stoiskach Gambitious, Klabatera, Techlandu czy Devolver Digital. Fundacja Indie Games Polska ściągnęła do Kolonii wielu niezależnych twórców, którzy pokazywali zarówno obiecujące i niemal gotowe projekty, jak i ciekawe eksperymenty.
Podczas trzech dni targów udało nam się zagrać w kilkanaście polskich produkcji, a poniżej przybliżamy te, które okazały się najbardziej interesujące.
God's Trigger
Ten daleki kuzyn Hotline Miami pokazuje, że jest coś bardziej frustrującego - ale w specyficznie przyjemny sposób - niż podchodzenie kilkanaście razy do każdego poziomu, by zabić każdego wroga, przy okazji zbierając ukryte znajdźki. To robienie tego z drugą osobą.
Z uśmiechem na ustach pracuje się tutaj nad koordynacją, jakiej potrzeba do zgrania się z towarzyszem na tyle, by żaden z bohaterów nie zginął, kiedy otworzy się drzwi do kolejnego pomieszczenia. W każdym pokoju czeka banda uzbrojonych osiłków, a pierwsze trafienie zabija zarówno gracza, jak i przeciwnika. Połowę podejść przegrywamy, bo kompan przekroczył próg za wcześnie, za późno, albo wcale.
Oddawany w ręce graczy duet - diablica i ksiądz - dysponuje specjalnymi mocami, które wykorzystamy do rozwiązywania zagadek środowiskowych lub po prostu do przebijania się przez wyjątkowo trudne obszary, a niemal każdy element umeblowania można zniszczyć, by znaleźć pomocną znajdźkę lub nową broń.
Krakowskie studio One More Level czerpiąc z Hotline Miami świetnie dostosowuje sprawdzoną formułę do kooperacji i daje nam kolejny powód, by obrażać się na znajomych. Podczas testowania gry z obcą osobą nieraz krzyczeliśmy z radości, gdy udało się ukończyć wyjątkowo trudny etap i razem zgrzytaliśmy zębami, kiedy wrogowie celowali lepiej oda nas.
Deweloperzy przygotowują także tryb dla pojedynczego gracza, ale bez wątpienia nie będzie to najciekawszy wariant brutalnej zabawy.
Frostpunk
- Stwierdziliśmy, że nigdy nie robiliśmy jeszcze symulatora budowy miasta, więc czas spróbować - od tych słów jeden z członków 11bit rozpoczął prezentację Frostpunka. Efekt tych prób zapowiada się naprawdę doskonale.
W świecie lodowej apokalipsy przyjdzie nam budować własną wizję społeczeństwa, decydując o wielu aspektach jego funkcjonowania, wybierając między wcielaniem dzieci do ciężkiej, fizycznej pracy lub pomocy przy wymagających ekspertyzy zawodach, takich jak inżynier czy medyk.
Zarządzanie miastem to w dużym stopniu balansowanie korzyściami - krótko- i długofalowymi, by nie zabrakło zasobów do budowy domów, warsztatów czy punktów sanitarnych. Jednocześnie musimy planować na przyszłość - część zasobów zdobędziemy wysyłając naszych ludzi na wyprawy poza miasto, więc nadmierne skupianie się na „tu i teraz” może być kosztowne w dalszym planie.
Znane z This War of Mine moralne wybory pojawiają się we Frostpunku w dwóch wersjach - w formie nieodwracalnych edyktów - które cementują podejście naszej społeczności do konkretnych problemów - oraz mniejszych decyzji związanych ze zdarzeniami losowymi. Znajdujący się pod naszą opieką ludzie będą też niekiedy prosić o spełnienie rozmaitych potrzeb, a składanie obietnic pozwalających na podniesienie morale i obniżenie poczucia beznadziei to jeden z głównych sposobów zarządzania siłą roboczą.
Udostępniona przez 11bit wersja demonstracyjna pozwoliła na zbadanie jedynie części lodowego pustkowia, ale bardzo dobra rozgrywka w połączeniu z rysującą się na horyzoncie interesującą fabułą już teraz zdają się gwarantować, że o Frostpunku będzie głośno.
We. The Revolution.
Pełnienie roli powołanego przez lud sędziego, który ma rozstrzygać w sprawach kradzieży, morderstw i wszelkich innych okropieństw Rewolucji Francuskiej musiało być nie lada wyzwaniem. Zawierające aż dwie kropki w tytule We. The Revolution. stara się odtworzyć to doświadczenie, serwując graczowi mieszankę kultowego Papers, Please! i równie udanego Orwella.
Wyróżniająca się świetną, polygonową grafiką produkcja da nam okazję zakosztować osobistych tragedii uczestników wielkich przemian ustrojowych, oferując graczowi wgląd w akta kolejnych sądzonych oraz okazje do budowania relacji z własną rodziną.
Na Gamescomie rzuciliśmy też okiem na mapę Paryża, gdzie będziemy przesuwać swoje pionki tocząc złożoną, polityczną walkę, wygląda więc na to, że gra będzie nieco bardziej skomplikowana od wspomnianych tytułów o podobnej perspektywie.
Całość wydaje się obecnie jeszcze nieco surowa, jednak otwartość, z jaką twórcy podchodzą do uwag i komentarzy na temat obecnego stanu produkcji, daje spore nadzieje, że końcowy projekt będzie naprawdę udany.
Ruiner
Pierwsze informacje o Ruinerze dawały jasno do zrozumienia, że jego twórcy wiedzą, czym stoi cyberpunk, a karkołomne manewry wykonywane przez głównego bohatera wydawały się naprawdę trudne. Szczęśliwie, nie są, a widowiskowy ślizg, jaki mieliśmy okazję oglądać na przygotowanych przez twórców gifach to jedna z podstawowych sztuczek człowieka w elektronicznym kasku motocyklowym.
W parze z robiącą wrażenie oprawą wizualną zdaje się także iść klimat. Muzyka, pojawiające się na twarzy-ekranie naszego bohatera wiadomości i polecenia od postaci drugoplanowych oraz elementy wystroju otoczenia budują atmosferę, jakiej można się spodziewać, po świecie, gdzie zaawansowana technologia nie idzie w parze z wysokim standardem życia.
Ruiner jest dynamiczny i satysfakcjonujący, a na szczególną uwagę zasługuje łatwość, z jaką przechodzimy między walką wręcz a faszerowaniem wrogów ołowiem. Dostępny podczas pokazu poziom stanowił siatkę ciasnych, połączonych ze sobą pomieszczeń, choć wcześniejsze zapowiedzi zdawały się jednak sugerować, że świat gry będzie nieco bardziej otwarty - nawet jeżeli całość rozgrywać się będzie na zamkniętych poziomach.
Phantom Doctrine
Hard West było bardzo ciekawą produkcją, która ukrywała pewne uproszczenia rozgrywki pod gęstą jak smoła, westernową atmosferą. W porównaniu z zakresem możliwości, które oferować ma nowa gra CreativeForge Games - także przypominająca nieco XCOM - można by powiedzieć, że osadzona na Dzikim Zachodzie produkcja była tylko rozgrzewką przed większym i bardzo ambitnym projektem.
W Phantom Doctrine, podobnie zresztą, jak w produkcji od Firaxis, staniemy na czele małej organizacji próbującej bronić Ziemię przed groźnym molochem. W przypadku polskiej gry nie będzie to jednak inwazja kosmitów, a globalna konspiracja, której agentów przyjdzie nam tropić, a czasem przeciągać na swoją stronę przy użyciu prania mózgu lub któregoś z innych szpiegowskich manewrów.
Dostaniemy tu rozgrywkę na mapie świata, gdzie na podstawie tropów rozwiążemy zagadki, planując przy okazji kolejne misje dla naszych agentów i zarządzając organizacją. Zadania rozgrywać będziemy w turach, w trybie taktycznym, a cały system strzelania i celowania oparty jest na mechanice szczęścia znanej z Hard West.
Pod względem rozgrywki polska produkcja będzie się dość solidnie wyróżniać. Nie dość, że równolegle ze zwykłymi, uzbrojonymi po zęby agentami przyjdzie nam wysyłać szpiegów zdolnych poruszać się po budynku bez martwienia się o kamery czy patrolujących strażników, to jeszcze niekiedy otrzymamy wsparcie w postaci snajpera obsadzającego konkretną ścianę budynku, pozwalającego eliminować okopanych wrogów i zaglądać do niezbadanych pomieszczeń.
Na grę przyjdzie nam jeszcze poczekać, ale nawet wczesna wersja Phantom Doctrine zapowiada się co najmniej ciekawie.
Die For Valhalla!
W porównaniu z poprzednimi tytułami Die For Valhalla! to produkcja niewielka, oglądaliśmy ją zresztą na stoisku Fundacji Indie Games Polska. Ten przypominający klasyki w stylu Golden Axe beat'em up pozwala wcielić się w walkirię krążącą po polu bitwy i przejmującą kontrolę nad ciałami poległych wikingów czy… krzakami.
Od czasu, gdy Monster Couch pokazało prototyp gry rok temu na Digital Dragons, Die For Valhalla! przeszła cały szereg zmian - twórcy są bardzo otwarci na krytykę i sugestie, a ich produkcja ewoluuje tak, by cieszyć zarówno fanów kooperacji, jak i tych chcących siekać hordy potworków w trybie dla pojedynczego gracza.
Produkcja polskiego zespołu może pochwalić się cieszącą oko, barwną oprawą graficzną, drobnymi humorystycznymi wstawkami i najbardziej pogodnym przedstawieniem wikińskiej wiary w chwalebną śmierć i odrodzenie, z jakim się do tej pory spotkałem. Premiera już w najbliższych miesiącach.